Joanna Cwynar, Interia: Uczy pan w szkole aż czterech przedmiotów: matematyki, chemii, biologii i przyrody. Oprócz tego udziela się pan również w mediach społecznościowych – prowadząc edukacyjne live’y na swoim kanale na YouTubie, będąc aktywnym na Instagramie oraz wrzucając, uwielbiane przez młodzież, zabawne filmiki na TikToka. Jak udaje się panu łączyć te wszystkie zajęcia? Sama praca nauczyciela, wbrew temu, co się mówi, często zajmuje więcej niż 40 godzin tygodniowo...

Damian Możdżonek, nauczyciel: Rzeczywiście – praca, którą wykonuję, wymaga zaangażowania i czasu, a ja dodatkowo działam w mediach społecznościowych. Już ubiegły rok był dla mnie bardzo intensywny, ponieważ uczyłem wtedy również czterech przedmiotów, ale w dwóch szkołach – podstawowej i liceum. Teraz jest to tylko szkoła podstawowa, jest już więc nieco łatwiej. Ten poprzedni rok nauczył mnie jednak bardziej przedsiębiorczo zarządzać czasem, dzięki czemu umiem to wszystko pogodzić.

Jeśli chodzi o szkołę, to wypracowałem sobie pewną rutynę. Sobotę zazwyczaj poświęcam na przygotowanie się do lekcji, które będę prowadził, ponieważ w tygodniu – ze względu na dużą liczbę godzin pracy – po prostu nie zawsze starcza mi na to czasu. Jeśli chodzi o „tiktoki”, to najczęściej nagrywam je w przerwach lub gdy mam wolne. Do live’ów natomiast przygotowuję się rano – wstaję wcześnie, robię to, co trzeba i dzięki temu później mam już wszystko gotowe. A oprócz tego mam jeszcze psa, który również wymaga tego, by poświęcić mu trochę czasu.

Podobno do młodzieży najłatwiej trafić, starając się wejść w jej skórę, a jak wiadomo, spora większość użytkowników TikToka to właśnie osoby poniżej 18. roku życia. Czy właśnie to zainspirowało pana do rozpoczęcia działalności w mediach społecznościowych? Czy może było to coś zupełnie innego?

Moja przygoda z TikTokiem zaczęła się podczas pandemii. Nie mogłem wówczas pojechać do domu rodzinnego w święta wielkanocne, ponieważ moi rodzice akurat chorowali na COVID. Musiałem zostać u siebie. Bardzo mi się wtedy samemu nudziło, więc scrollowałem sobie filmiki na TikToku, aż wreszcie natrafiłem na pewną nauczycielkę, która właśnie prowadziła live’a. Oglądając to, stwierdziłem, że ciekawie byłoby pokazać nauczyciela z innej perspektywy, nie stereotypowego. Przecież uczniowie spędzają ze nauczycielami bardzo dużo czasu i chcą wiedzieć, co u nich słychać, jak wygląda ich dzień, jak spędzają wolny czas i... co mówi się na radach pedagogicznych oraz czy przypadkiem nie obgaduje się na nich uczniów. Wszystko chcą wiedzieć, a takie „tiktoki” pozwalają im niektóre z tych rzeczy zobaczyć lub dowiedzieć się, jak one właściwie wyglądają.

Gdy ja zacząłem nagrywać tego typu treści, to było to dość niszowe. Aktualnie takich kont nauczycieli jest więcej, ale wtedy to była nowość i coś niespotykanego.

Przeczytaj również: Uczniowie szukają wsparcia psychicznego w mediach społecznościowych. Rozmowa z Magdaleną Chorzewską – psycholog z TikToka

Czy TikTok pozwala panu być na bieżąco z tym, co dziś młodzież trapi, raduje i fascynuje? Czy ma pan poczucie, że przez działalność na TikToku lepiej rozumie pan swoich uczniów i ich potrzeby?

Naturalnie. Przez to, że jestem użytkownikiem TikToka, wiem, co się dzieje w internecie i jakie obecnie panują tam trendy. Wiem, dlaczego uczniowie, gdy w zadaniu wychodzi wynik 17, śmieją się, czy rezygnują z jakiegoś tam challange’u. Lepiej ich dzięki temu rozumiem i pomaga mi to nie być – jako oni to mówią – boomerem. Przez bycie na TikToku, w moim odczuciu, lepiej rozumiem ich język, a przez to także ich. Choć, wiadomo, tutaj również trzeba pamiętać o tym, by jasno stawiać granice.

Jest pan jednym z najmłodszych nauczycieli w Polsce. Wiele osób, nawet będących w pana wieku, twierdzi, że nie do końca rozumie TikToka i nie nadąża za panującymi tam trendami. Można by z tego wywnioskować, że Pokolenie Z bardzo różni się od osób starszych od siebie ledwie dekadę. Jakie najważniejsze różnice dostrzega pan u dzisiejszej młodzieży w stosunku do lat, w których pan był na ich miejscu? A może tych różnic tak naprawdę nie ma?

Pokolenie Z nie bez powodu nazywamy cyfrowymi tubylcami. To są osoby, które już od najmłodszych lat lub nawet od urodzenia miały dostęp do internetu. Oni nie znają świata bez telefonów, komputerów, bez mobilnego dostępu do sieci. To jest dla nich codzienność.

Przyjmując sztywne ramy czasowe Pokolenia Z, ja również się jeszcze do niego zaliczam, jednak życie w ciągu tych dziesięciu lat, czyli od czasu, gdy sam chodziłem do szkoły, zdecydowanie się zmieniło. Technologia i internet rozwijają się bardzo szybko. Kiedy byłem nastolatkiem internet na urządzeniach mobilnych już był, ale nie był tak powszechny jak teraz. Trzeba było kupować pakiety, do których nie wszyscy cały czas mieli dostęp. Popularny był już Facebook, później także Snapchat, Instagram…

Dziś uczniowie mają do dyspozycji więcej portali społecznościowych i regularnie z nich korzystają. Jest to z jednej strony nieco smutne, bo internet czy telefon może prowadzić do różnego rodzaju uzależnień, ale trzeba też spojrzeć na pozytywne strony mediów społecznościowych. Jeśli będziemy dobrze szukać, to możemy tam znaleźć również wiele wartościowych treści.

Dużą różnicą, jeśli chodzi o uczniów – tych sprzed dziesięciu lat i tych dzisiejszych – jest to, że obecnie młodzież potrafi powiedzieć nie, jest asertywna. Ja tego nie potrafiłem, gdy byłem dzieckiem. Nawet, gdy nauczyciel się mylił, nie potrafiłem powiedzieć, że się z nim nie zgadzam. Dziś uczniowie znają swoje prawa i głośno o nich mówią. A ja patrzę na to wszystko z dużą dumą. Szczególnie na wszelkie inicjatywy związane z biologią, takie jak chociażby Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Dziś młodzież potrafi się świetnie na takie akcje zorganizować, czemu na pewno internet sprzyja, bo dzięki niemu komunikacja jest łatwiejsza.

Wielu rodziców uważa, że media społecznościowe to strata czasu. Czy pana zdaniem młodzież może wynieść cokolwiek z YouTube’a czy TikToka?

„Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę”. Często przytaczam te słowa Paracelsusa, bo pasują one właściwie do każdego tematu. Do mediów społecznościowych również. Nawet te rzeczy, które z pozoru są dobre, mogą przynieść jakieś negatywne skutki, więc we wszystkim trzeba znać ten umiar.

Na YouTubie mamy na przykład dużo treści edukacyjnych. Uczniowie mogą pogłębiać dzięki nim wiedzę z lekcji lub powtórzyć sobie coś, czego w szkole nie zrozumieli, bo akurat się zagapili, gdy nauczyciel tłumaczył. Ja sam prowadzę tego typu kanał na tej platformie – tłumaczę treści biologiczne czy matematyczne bardziej ludzkim, zrozumiałym językiem.

Na TikToku natomiast jest dużo więcej humorystycznych rzeczy, ale tam również można znaleźć wartościowe filmy. Szczególnie uświadamiające. Chociażby teraz, gdy mamy sezon grzybowy, można obejrzeć tam filmiki, na których widać, jak odróżniać grzyby trujące od jadalnych. Ludzie czasem nie mają świadomości, co zbierają, a dzięki takim treściom, być może dowiedzą się czegoś ciekawego o grzybach i nauczą się je rozpoznawać.

W przypadku dzieci czy nastolatków zawsze jednak należy pamiętać o kontroli i umiarze. Młodzież powinna używać telefonu i internetu pod kontrolą rodziców.

Pasję do zawodu widać u pana już na pierwszy rzut oka. Czy od początku wiedział pan, że chce zostać nauczycielem? Dlaczego wybrał pan tę ścieżkę kariery? I czy jest to zawód już „ na zawsze”?

Bardzo miło mi to słyszeć. Już od dziecka bawiłem się w szkołę, wystawiając stopnie wszystkim swoim pluszakom. Gdy poszedłem na studia nauczycielskie, przekonałem się, że chcę być osobą, która będzie przekazywać innym wiedzę.

Żyjemy w takim świecie, w którym ciągle coś się zmienia, wciąż powstają nowe zawody. Może kiedyś przyjedzie taki czas, kiedy będę musiał się przebranżowić. Nie wykluczam tego, ale na ten moment chcę być nauczycielem i chcę zobaczyć, jak te „moje” dzieci będą kończyć następny etap edukacyjny, jak moi czwartoklasiści będą kończyć ósmą klasę i pisać egzamin. Wówczas będę mógł stwierdzić, czy moja praca miała jakiś sens i czy wszystko udało się tak, jak chciałem, czy może jednak warto wybrać jakiś inny sposób na nauczanie.

Wielu młodych pedagogów, rozpoczynając pracę w szkole, styka się z rzeczywistością, która nie jest tak kolorowa, jaką się wydawała. To, czego uczyli się na studiach czy praktykach, to zupełnie coś innego niż rzeczywistość. Nauczyciel nie tylko przekazuje wiedzę, ale również zawiązuje z uczniami relacje. Co zaskoczyło pana najbardziej, gdy rozpoczął pan pracę w szkole?

Na początku rzeczywiście myślałem, że praca w szkole będzie wyglądała nieco inaczej. Po studiach jesteśmy przygotowani na wiele sytuacji, ale jest to jednak praca na żywym organizmie. Praca z dzieckiem, a właściwie z wieloma dziećmi, jest czymś zupełnie innym niż sucha teoria, którą słyszymy na wykładach.

Każde dziecko funkcjonuje inaczej, każde ma swoje indywidualne potrzeby i każde – jak wszyscy ludzie – ma też swoje problemy. W tym zawodzie nie da się  pracować według określonego schematu czy wzorca. Każdy dzień to inne potrzeby uczniów, inne oczekiwania, inne problemy, inne zadania, którym muszą stawić czoła, a my – nauczyciele – musimy im w tym pomóc i ich wesprzeć.

Byłem zaskoczony tym, że zawód nauczyciela w rzeczywistości wygląda inaczej niż wyobrażałem to sobie na studiach. Na początku pracy było zdecydowanie ciężej niż teraz, bo w szkole cały czas są jakieś nietypowe sytuacje, których nie da się włożyć w sztywne ramy i zawsze trzeba patrzeć dużo szerzej. Choć doświadczenie na pewno w tym zawodzie bardzo pomaga, bo dzięki niemu wiemy już, jak jakiś tam mały procent tych trudnych sytuacji rozwiązać.

Przeczytaj również: Depresja w szkolnej ławce – jak rozpoznać, że z uczniem dzieje się coś złego? Rozmowa z psycholog Kingą Dziewiątkowską-Kozłowską

Czy pana zdaniem nauczyciel jest dziś autorytetem? W jaki sposób młody, zwłaszcza dopiero rozpoczynający pracę w szkole, nauczyciel może wyrobić sobie autorytet u uczniów? W jego przypadku jest to chyba trudniejsze niż u pedagogów, którzy uczą już od wielu lat.

Patrząc na to z perspektywy czasu, od momentu, w którym ja chodziłem do szkoły, autorytet nauczyciela zdecydowanie stracił i dalej traci na wartości. Choć pewnie nieco inaczej wygląda to w szkołach wiejskich i miejskich.

Moim zdaniem autorytet nauczyciel może zdobyć przede wszystkim ciężką pracą i zaangażowaniem. Pokazywaniem uczniom, że się ich zauważa, by oni mogli zrozumieć, że wszystko co robimy, robimy dla nich. Czasami też trzeba umieć przyznać się do błędu, ponieważ wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Przede wszystkim trzeba widzieć uczniów i ich potrzeby.

Możliwe, że temu młodemu nauczycielowi jest trudniej wejść do tej szkoły i zdobyć autorytet, ponieważ uczniowie wiedzą, że to jest młodsza osoba i testują jej granice, sprawdzają na ile mogą sobie pozwolić. Warto jednak w takich przypadkach pamiętać, że dobre relacje są podstawą, ale też jasno trzeba stawiać te granice – nie można z uczniami wchodzić w relacje typu: jesteśmy koleżankami czy kolegami.

W dzisiejszych czasach coraz więcej młodych nauczycieli odchodzi z zawodu. Sądzi pan, że niska pensja jest jedynym powodem, dla którego młodzi rzucają pracę w szkole już w pierwszych latach swojej pracy? 

Moim zdaniem, niskie pensje to jedna ze składowych. Warto zauważyć, że nauczyciele ogólnie nie są doceniani – nie tylko finansowo. Obecnie bardzo dużo słyszy się o tym, jacy to oni są źli, jak dużo mają wolnego, jak nic nie robią. Ogólny obraz nauczyciela w oczach społeczeństwa jest negatywny. Wiele osób nie widzi np. tego, że nie może on sobie wziąć wolnego wtedy, kiedy chce w trakcie roku szkolnego, że może mieć urlop tylko w wakacje, a nawet w te wakacje czy ferie nauczyciel też pracuje, też musi przychodzić do szkoły, też przygotowuje materiały czy sprawdza te kartkówki. Zaskakuje mnie to, że wiele osób osądza nauczycieli, nie dostrzegając tego, jak ważną rolę ma taki pedagog i jak duża spoczywa na nim odpowiedzialność. Jest to przecież osoba, od której w dużej mierze zależy to, jakie będą te przyszłe pokolenia. Musimy pamiętać, że bez edukacji – właściwej edukacji – społeczeństwo daleko nie zajdzie, a przecież wszystkim nam jednak zależy na tym, by było ono mądre i światłe.

Jeśli chodzi o nauczycieli dobrych czy złych, to jest tak, jak w przypadku innych zawodów – nie każdy jest do tego pisany, nie każdy powinien być nauczycielem. Ale mam nadzieję, że tych osób, które nie powinny nimi być, jest jednak coraz mniej.

Co trzeba by było zrobić, by zatrzymać nauczycieli w szkołach? I by kolejne pokolenia decydowały się na wybór takiej ścieżki kariery?

To bardzo dobre pytanie, ale do osób, które sprawują nad tym władzę. To oni powinni zadać sobie pytanie, co zrobić, żeby zawód nauczyciela nie był tylko pasją, ale też źródłem dochodu, z którego można normalnie wyżyć.

Praca z uczniami, komunikacja z rodzicami, problemy wynikające z polskiego systemu szkolnictwa... Co jest w pana pracy najtrudniejsze? Co bywa na co dzień największym wyzwaniem?

Praca z uczniami bywa ciężka, ale z mojej perspektywy nie jest jakimś szczególnie dużym problemem. Komunikacja z rodzicami też nie. Według mnie, największych trudności przysparza przeładowana podstawa programowa. Uczniowie mają po prostu za dużo rzeczy do opanowania i dlatego każdy nauczyciel stara się jak najwięcej zrobić na lekcjach, by z każdego przedmiotu uczeń mógł sporo tej wiedzy wynieść.

A co jest najtrudniejsze dla młodego nauczyciela, z czym koledzy i koleżanki z większym stażem, nie mają już problemu?

Doświadczenie w tym fachu jest bardzo cenne i ja go zazdroszczę nauczycielom, którzy mają duży staż. Dzięki niemu mają na co dzień dużo mniej nietypowych sytuacji, bo z czymś podobnym mieli już najprawdopodobniej styczność. Choć – jak już wspominałem wcześniej – takie sytuacje i tak ciągle się zdarzają, niezależnie od tego, czy się staż ma czy nie.

Ja na szczęście mam bardzo dobrą przyjaciółkę, która ma wieloletni staż i w momencie, gdy ja czegoś nie wiem, to do niej dzwonię, by zapytać o to, co ona by w takiej sytuacji zrobiła. To na pewno trochę mi pomaga. Czyli to doświadczenie jest w tym zawodzie niezmiernie ważne i nie da się tego w żaden sposób przeskoczyć – musimy, jako młodzi nauczyciele, po prostu przepracować te lata i tyle tych nietypowych sytuacji przeżyć, by stawać się coraz lepszymi w tym zawodzie.

Największe wady i błędy polskiej szkoły to...

Szkoła szkole nigdy nie będzie równa, ale uogólniając, to według mnie, największą wadą polskiej szkoły są duże oddziały klasowe w placówkach publicznych przez co indywidualny kontakt, indywidualne podejście do ucznia, jest utrudnione. To natomiast ma duże znaczenie. Na szczęście w szkołach, w których ja pracuję, zwraca się na to uwagę – klasy są tam mniejsze, więc lepiej się tam i uczy i przyswaja wiedzę.

Druga, istotną wadą jest to, że polskie szkoły są słabo wyposażone, a przez to uczniowie często nie mają możliwości doświadczenia czy zaobserwowania czegoś, o czym się uczą. Wzbudzenie w nich ciekawości staje się więc trudniejsze.

Trzecia wada to niewłaściwie tworzone plany lekcji. Często zdarza się np. że wychowanie fizyczne jest na pierwszych godzinach, a matematyka, która wymaga intensywnej pracy mózgu, jest na samym końcu. To oczywiście też bierze się z tego, że nie ma możliwości ułożenia planu w inny sposób, ponieważ szkoły mierzą się z brakami kadrowymi.

No i oczywiście to, o czym wspominałem już wcześniej – przeładowana podstawa programowa.

A największe zalety polskiej szkoły?

Wadami sypiemy jak z rękawa, a nad zaletami trzeba się trochę zastanowić... Plusem polskiej szkoły na pewno jest to, że mamy tak szeroki wachlarz przedmiotów w porównaniu do innych krajów. Od wczesnych etapów edukacji precyzowanie: biologia, chemia, fizyka, geografia, a w wielu krajach jest to po prostu jeden przedmiot – science, więc tamci uczniowie na pewno nie mają z tych dziedzin aż tak dużej wiedzy, jak nasi.

Patrząc z mojej perspektywy, to ja już po gimnazjum wiedziałem, co mnie interesuje, co chcę robić. Do liceum poszedłem na profil biologiczno-chemiczny, bo byłem świadomy tego, że fizyka mnie jakoś bardzo nie interesuje – wiedziałem, że ta wiedza, którą posiadłem w gimnazjum, już mi wystarczy. Więc polscy uczniowie na pewno mają większe pojęcie o świecie niż młodzież z wielu innych krajów, choć oczywiście na pewno nie wszyscy z tego korzystają. Faktem jest jednak, że polska szkoła to właśnie oferuje.

Przeczytaj również: Nie pokazuję pokoju, bo się wstydzę. Uczniowie boją się zdalnego nauczania

Czy pana zdaniem długi okres zdalnego nauczania, prócz zaległości i pogorszenia się zdrowia fizycznego i psychicznego dzieci i młodzieży, przyniósł cokolwiek dobrego? Czy uzbroił uczniów i nauczycieli w jakąś wiedzę i umiejętności? Zainspirował do czegoś nowego?

Pomijając to, co złe i patrząc na pozytywy, pandemia na pewno przyniosła nowe rozwiązania. Okres zdalnego nauczania pokazał, że można nauczać na różne sposoby. Wcześniej było to nie do pomyślenia, że zajęcia mogą być prowadzone w formie zdalnej.

Z całą pewnością, nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele musieli w tym czasie się czegoś nauczyć. Wbrew pozorom, dla nich to też było coś nowego, coś innego, zupełnie odmienny rodzaj komunikacji. Na pewno nauczyciele zyskali na tym obycie z technologią, a to zwiększyło częstotliwość używania narzędzi komunikacyjno-informacyjnych w edukacji. Teraz nie mają z tym problemu nawet nauczyciele starszego pokolenia.

Do przekazywania wiedzy, prócz tradycyjnych metod, wykorzystuje pan również media społecznościowe. Jak pan uważa, na jakie inne metody nauczania powinni się otworzyć nauczyciele, by uczniowie chętniej uczestniczyli w ich lekcjach?

Tak jak wspominałem wcześniej – te technologie komunikacyjno-informacyjne mogą bardzo pomagać uczniom w przyswajaniu wiedzy. Wszelkie aplikacje, metody aktywizujące, gry, sztafety, grywalizacja – to wszystko uczniom się bardzo podoba i dzięki temu szybciej oraz łatwiej się uczą.

Dodatkowo bardzo fajnym pomysłem może być np. prowadzenie fanpage’a szkoły w mediach społecznościowych – na Instagramie czy TikToku. Coraz więcej szkół się na to decyduje, bo uczniowie chętnie to robią, a przy okazji rozwija w nich to twórcze myślenie i pobudza ich kreatywność.

Co mają w sobie współcześni uczniowie, czego nauczyciele, szczególnie ci starej daty, najczęściej w nich nie zauważają?

Nie tylko ci starsi. Czasami młodzi nauczyciele też nie zauważają tego, co widzą ci starsi. Ale wydaje mi się, że ogólnie niektórzy pedagodzy mogą nie dostrzegać w uczniach kreatywności czy umiejętności wyszukiwania i weryfikowania informacji. Bo oni naprawdę są w tym świetni, podczas gdy w świecie fake newsów nawet nam – dorosłym – niejednokrotnie sprawia problem znalezienie czegoś prawdziwego. Kreatywność i umiejętność znajdywania informacji – to są dwie podstawowe rzeczy, których nauczyciele mogą nie zauważać, a są one w dzisiejszym świecie bardzo istotne.

Damian Możdżonek – dwudziestopięcioletni nauczyciel, wieloprzedmiotowiec. W wirtualnym świecie, gdzie znany jest jako syna.psa, stara się popularyzować naukę oraz zmieniać obraz stereotypowego nauczyciela.

 

Rozwiąż nasze quizy:

QUIZ ortograficzny. Czy wiesz, jak zapisać te rzadko używane wyrazy?

Bardzo trudny QUIZ z wiedzy ogólnej. Nieliczni zdobywają 100 proc.

QUIZ: Byłeś uczniem w PRL? Z łatwością odpowiesz na te pytania, choć przy 9. może być różnie