Temat męki i śmierci Chrystusa jest motywem, po który filmowcy sięgali już wiele razy. Widzieliśmy już niezwykle pięknie opowiedzianą historię Jezusa, który nosił twarz Robert Powella, w filmie "Jezus z Nazaretu" Franca Zefirellego. Wcześniej powstał niezwykle wierny Ewangelicznym przekazom film Pasolliniego pt. "Ewangelia według św. Mateusza", jeden z ulubionych filmów papieża Jana Pawła II. Powstały też bardziej swobodne wersje tej, tak ważnej dla chrześcijan, opowieści o zbawieniu. Najpierw sfilmowano musical Andrew Lloyda Webbera "Jesus Christ Superstar". Opowieść o Jezusie, idolu młodych buntowników, przeniósł na ekran Norman Jewison. Do dziś młodzież z różnych grup religijnych zna i śpiewa piosenki, którymi przemawiał musicalowy Zbawiciel.

W Polsce wciąż jeszcze nie miał premiery inny obrazoburczy film, opowiadający historię zbawienia. Jest nim "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Martina Scorsese, którego bohater budzi kontrowersje tym, iż rezygnuje ze swej misji i wybiera rodzinne życie u boku Marii Magdaleny. Do dziś obraz ten wywołuje oburzenie u ortodoksów, mimo iż zamysłem reżysera wcale nie było wierne przeniesienie na kinowy ekran Ewangelii, a raczej wywołanie dyskusji na temat ludzkich uczuć Chrystusa (który przecież w takim samym stopniu był człowiekiem, co Bogiem - jeśli przyjmiemy stanowisko Kościoła Katolickiego), o których Pismo Święte niewiele wspomina.

Jednak takiego filmu jak "Pasja" jeszcze nie oglądaliśmy. Gibson wprowadza widza w świat tamtych wydarzeń z niezwykły realizmem. Ale to zbyt mało powiedziane, realizm przeistacza się w naturalizm, w świat tak autentyczny, że aż boimy się w nim przebywać. Reżyser niczego nie przemilcza, nie odwraca wzroku kamery od najkrwawszych momentów, wręcz przeciwnie, prowadzi widza tą samą drogą, jaką dane było przejść mieszkańcom Jerozolimy dwa tysiące lat temu, podążającym wraz z Chrystusem drogą krzyżową.

Po premierze filmu było wiele głosów krytyki wobec "Pasji". Wiele osób oskarżało reżysera o bestialstwo i okrutny sadyzm. Ale być może rację mają, ci, którzy dostrzegli, że nasza znajomość przekazu Ewangelii dotycząca relacji o śmierci Jezusa z Nazaretu, niejako uodporniła nas na to wyobrażenie. Słysząc po raz kolejny te same słowa, nie uruchamiamy już w naszej wyobraźni szczegółów tych wydarzeń, bagatelizując je tym samym. Być może film Gibsona pozwoli nam sobie uświadomić prawdę o okrucieństwie śmierci Zbawiciela, o jego ogromnym poświęceniu i męce.

Zresztą film oddziałuje nie tylko na wierzących ludzi. Nawet człowiek obojętny religijnie, nie może już przejść obojętnie wobec tego obrazu, który skłania do refleksji, do rozliczenia się z dotychczasowymi poglądami.

Skąd pomysł reżysera i aktora filmów akcji, by nakręcić film tak odmienny od dotychczasowej twórczości? Gibson przyznaje, że z takim zamiarem nosił się już od kilku lat. Nie kryje on swojej głębokiej wiary oraz zaangażowania religijnego. Wręcz przeciwnie, przy każdej możliwości podkreśla wagę wartości chrześcijańskich w swoim życiu. Wydaje się, że film to bezinteresowny wkład Gibsona w szerzenie Ewangelii, otwarte świadectwo wiary reżysera. Świadczą o tym nazwiska aktorów biorących udział w tym przedsięwzięciu. Nie ma tu gwiazd pierwszej ligi Hollywood. W roli Jezusa wystąpił nie znany dotąd szerszej widowni James Caviezel, aktor - katolik, odrzucający wszelkie role w filmach, które godzą w wartości chrześcijańskie. Sława nie okrywa również pań grających główne role - Maia Morgenstern w roli Matki Boskiej oraz Rosalinda Celentano w roli Szatana. Jedynie obsadzona w roli Marii Magdaleny Monica Bellucci to gwiazda międzynarodowego formatu.

Cały film kosztował Gibsona 25 milionów dolarów, ale myli się ten, kto uważa, że nie była to inwestycja nastawiona na zysk. Cały szum wokół filmu, oraz jego reklama miały na celu sprowadzić do kin całą populację chrześcijan na świecie. I sprowadziły.

Na przykładzie naszego kraju można było zaobserwować, jak nakręcana jest machina finansowa. Już w kilka dni po premierze było jasne, że film okaże się wielkim hitem kasowym. Do kin zjeżdżały autokary wypełnione uczniami, emerytami. Wyprawy do kina były organizowane przez szkoły, przez parafie oraz zakłady pracy. Całkiem skutecznie napędzają klienteli księża z ambon kościelnych. Premiera "wbiła się" w idealny czas, przed Wielkanocą. Wiele parafii uczyniło z wyjścia na ten film najważniejszy punkt rekolekcji wielkopostnych.

Wysyłani są także uczniowie, mimo iż film epatuje przemocą i zbrodnią. Wiele jest scen, które największym twardzielom wyciskają łzy z oczu i powodują, że odwracają oni wzrok. Psychologowie twierdzą, że młody umysł nie powinien nasiąkać takimi obrazami ze względu na swą niedojrzałość i dużą wrażliwość. Sceny z "Pasji" mogą wywołać szok. Przykładem jest staruszka, która na wskutek przerażających obrazów zasłabła w kinie podczas oglądania filmu Gibsona, a po przewiezieniu do szpitala, zmarła.

Film więc swoje zarobił. Prawdopodobnie wejdzie też do pierwszej dziesiątki najchętniej oglądanych filmów wszechczasów. Kto wie, czy racji nie ma reżyser Kazimierz Kutz, mówiąc: "Nie wierzę w autentyczność pobudek producentów filmu, bo w Ameryce zarabia się na wszystkim, także na Chrystusie i jego męce".

Szum medialny jednak, jakby nie było, wcale filmowi nie zaszkodził, a nawet mu pomógł. Przez dłuższy czas nie mówił się o niczym innym, więc chcąc nie chcąc, trzeba się było wybrać do kina, żeby wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.

Abstrahując więc od pobudek, jakimi kierował się Gibson, mamy do czynienia z obrazem, który stara się jak najbardziej przybliżyć rzeczywistość Jerozolimy tamtych czasów, osobę Chrystusa, jego uczniów oraz społeczność miasta. Próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak to wszystko mogło się odbywać, uwzględniając realia historyczne oraz przekaz ewangeliczny.

Jest więc tłum gapiów, są oprawcy - Rzymianie, jest rozjuszony Sanhedryn i jest prostota tragicznej śmierci. Ukrzyżowanie było najcięższą karą, przeznaczoną dla największych zbrodniarzy. W ukrzyżowaniu nie było niczego patetycznego czy podniosłego. To nie była śmierć godna bohaterów czy wojowników. Wiązała się z całkowitym zhańbieniem i pozbawieniem godności człowieka skazanego. I tak też ją widzimy.

Najpierw obserwujemy niewinnie skazanego człowieka, wędrującego przed oblicze Poncjusza Piłata, rzymskiego namiestnika, który jako jedyny mógł wydać karę ukrzyżowania. Piłat jest ukazany jako postać niejednoznaczna. Jest zainteresowany, możne nawet zafascynowany osobą Jezusa. Nie chce go skazać, bo zdaje sobie sprawę z małej wagi jego winy. Ma jednak przed sobą wściekły tłum i żydowskich kapłanów, którzy żądają śmierci samozwańczego Mesjasza. Jezus, podający się z króla żydowskiego, jest zagrożeniem dla interesów Cesarstwa Rzymskiego. Tak więc kapłani wiedzą, w jaki ton uderzyć w negocjacjach z rzymskim namiestnikiem, aby przekonać go do wydania wyroku śmierci. "Poza Cezarem nie mamy króla" - mówią.

Piłat ugina się pod tą presją i wykonuje znamienity gest umycia rąk, wydając w ten sposób na Jezusa karę śmierci.

Jezus staje więc w obliczu swojej drogi krzyżowej, zaczynającej się biczowaniem. Jest to pierwsza z bestialskich scen. W akcie tym następowało największe upodlenie człowieka - pozbawienie szat pozbawiało go godności. Jego ciało przeistaczało się w jedną wielką rzekę krwi. Ale to był dopiero przedsmak śmierci. Tak skatowany skazaniec brał na swoje ramiona poprzeczną belkę krzyża i przemierzał z nią miasto w drodze na wzniesienie, gdzie miał zakończyć swe życie. W filmie jest pewna nieścisłość - Jezus niesienie cały krzyż na Golgotę. Ta zmiana, w dziele o tak wielkiej dbałości o zachowanie wszystkich szczegółów historycznych, ma zapewne wymiar symboliczny.

W scenach, w których Jezus niesie swój krzyż, Gibson pokazuje także różne postawy ludzi, którzy mu towarzyszą. Jest oczywiście tłum gapiów, którzy traktują tę drogę jako widowisko i okazję do ujawnienia swojej niechęci i agresji wobec buntownika. Przez cały czas towarzyszy też Jezusowi jego matka, której cierpienie wewnętrzne prawdopodobnie dorównuje cierpieniu fizycznemu jej syna.

Gibson koncentruje się także na jednostkach, które w ostatnich chwilach, niosą pomoc skazańcowi. Jest więc wspomniany w Ewangelii Szymon Cyrenejczyk, który wraz z Jezusem niesie krzyż, wbrew własnej woli. Jest przerażony, ale spojrzenie cierpiącego skazańca nie jest spojrzenie złoczyńcy. Spotkanie z boskim wzrokiem daje Szymonowi siłę do wykonania powierzonego zadania. Roztapia także obojętność jego serca na sprawy wiary. Nie trzeba słów, wystarczą spojrzenia i gesty. Tak od początku do końca przejawiało się działanie Chrystusa. Nawet w obliczu śmierci Jego spojrzenie wyraża tylko miłość.

Pojawia się też osoba Weroniki, o której z kolei Pismo nic nie mówi. Weronika sama, z własnej inicjatywy podejmuje działanie. Na chuście, którą otarła twarz nieznanemu skazańcowi, odbija się to skrwawione boskie oblicze.

Potem jest już tylko droga na szczyt. Szczyt góry i szczyt zrealizowania bożego planu, całkowitego posłuszeństwa wobec Ojca.

Gibson pokazuje Jezusa nie jako bohatera, bożego wojownika, ale właśnie jak skazańca i męczennika, całkowicie poświęcającego się woli Boga Ojca, mimo całkowicie ludzkich uczuć, ludzkich pokus, mimo strachu przed cierpieniem i przed śmiercią.

W księdze Psalmów, można znaleźć słowa:

"Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu.

Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, (…)

Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie moje kości;

jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim topnieje.

Moje gardło suche jak skorupa,

język mój przywiera do podniebienia kładziesz mnie w prochu śmierci.

Bo [sfora] psów mnie opada, osacza mnie zgraja złoczyńców.

Przebodli ręce i nogi moje,

policzyć mogę wszystkie moje kości."

Sytuacja ta opisuje właśnie mękę Chrystusa i nie ukrywa, że jest to widok, od którego odwraca się wzrok. Mamy więc wybór - patrzeć lub nie, ale to nie zmienia faktu, że cierpienie, jakiemu został poddany Chrystus, było prawdziwe i nieludzkie, nie miało w sobie nic pięknego. Umieranie jest piękne tylko na kartach powieści o bohaterach. Być może tak właśnie traktowaliśmy wcześniej historię o zbawieniu - Jezus - boski heros poświęca swe życie dla dobra ludzkości i umiera w pięknym stylu. Przyzwyczailiśmy się, że tak jest. "Pasja" przypomina, czym była śmierć krzyżowa i czym naprawdę była pasja Chrystusa, uświadamia nam, że on naprawdę cierpiał i naprawdę umarł w męczarniach.

Poza tym, czy nie hipokryzją jest oskarżanie reżysera o brutalność i zabawę cierpieniem w czasach, kiedy śmierć stanowi rozrywkę. Można by wspomnieć o zachwytach na "Kill Billem" Tarantino, gdzie trup się ściele gęsto, a fabuła całkowicie podporządkowana jest masowemu zabijaniu. Nikt nie pochyla się nad śmiercią jednego człowieka, bo giną ich całe setki, a śmierć to tylko mająca nas bawić konwencja. Wielką popularnością cieszą się także horrory, gdzie krew leje się hektolitrami - psychopaci z piłami mechanicznymi czyhają na swoje ofiary w nawiedzonych domach i ciemnych zakamarkach - nikt się nie burzy, kiedy ogląda scenę odrąbywania kończyn czy ćwiartowania ludzkiego ciała, bo przecież o to chodzi w horrorach. Przemoc jest wszędzie - w filmach, grach komputerowych. Nasza cywilizacja jest oswojona ze śmiercią i przemocą. Dziwne więc jest zachowanie wszystkich, którzy brzydzą się śmiercią w filmie "Pasja".

Ale przecież nie o śmierć chodzi, ale o życie. Więc jest też zmartwychwstanie, bez którego nie byłoby przecież chrześcijaństwa. Jezus umiera, ale po trzech dniach zmartwychwstaje - w martwe ciało wraca życie. Scena bardzo prosta, ale bardzo wymowna - ciemności śmierci rozświetla światło życia. Jezus dokonuje czynu, dla którego się narodził - zbawienia.

Poza przemocą i bestialstwem, Gibsonowi zarzucono także antysemicki wydźwięk filmu "Pasja". Wpływowa Liga Przeciw Zniesławieniu, zajmująca się walką z antysemityzmem wyraziła obawę, że film może przyczynić się do wzrostu represji wobec Żydów (podobnie jak średniowieczne misteria pasyjne, które kończyły się żydowskimi pogromami). Podobno Żydzi są w filmie przedstawieni jako grupa religijnego interesu, w który uderza Jezus, przeciągając na swoją stronę jej wyznawców, a którego pozbywają się rzymskimi rękoma.

Oczywiście nie można zaprzeczyć, że śmierć Chrystusa była wynikiem decyzji podjętych przez Żydów, ale przecież i Jezus był Żydem, wszystkie wydarzenia miały więc miejsce w narodzie żydowskim i nie ma sensu temu zaprzeczać. Ale czy to jest już antysemityzm. Czy w ramach politycznej poprawności należałoby przenieść historię o zbawieniu w realia starożytnego Rzymu?

Film pozostaje wierny bliskowschodniej rzeczywistości. Żydzi są więc ukazani jako naród żywiołowy i pełen ekspresji, posługujący się językiem aramejskim i żywą gestykulacją. Ale nie ma tu nic z szyderstwa. Tłum Żydów zachowuje się jak każdy inny tłum ludzi, złorzeczą zbrodniarzowi i pragną jego śmierci, mimo iż zapewne nie wiedzą za bardzo, na czym polega jego wina.

Być może jeszcze zamieszanie to zostało spotęgowane osobą reżysera, który należy do katolickiej sekty "Święta Rodzina". Jest jej prezesem i głównym sponsorem. Za własne pieniądze wybudował jej świątynię w Kalifornii. Sekta ta nie uznaje władzy Watykanu i wyznaje zasady porzucone przez Sobór Watykański II (1962 - 1965). Założycielem ruchu jest ojciec reżysera, Hutton Gibson. Twierdził on, że Sobór był "spiskiem Masonów popieranych przez Żydów". Jest zagorzałym antysemitą, negującym Holocaust.

Tymczasem Sobór Watykański II odrzucił wszelkie poglądy obarczające Żydów odpowiedzialnością za śmierć Chrystusa. W wydanej z tej okazji deklaracji "Nostra Aetate" Kościół reguluje swoje stosunki z religiami niechrześcijańskimi, w tym także z judaizmem. Napisane tam zostało:

"A choć władze żydowskie wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci Jezusa, jednakże to, co popełniono podczas jego męki, nie może być przypisane ani wszystkim bez różnicy Żydom wówczas żyjącym, ani Żydom dzisiejszym."

W nauczaniu Kościoła przyjęto, że podjęta przez Chrystusa ofiara z życia była całkowicie dobrowolna, spowodowana bezgraniczną miłością do wszystkich ludzi, także do oprawców. Ich pochodzenie i narodowość nie mają w jej obliczu żadnego znaczenia. Nie można więc męki i śmierci Chrystusa wykorzystywać do walk religijnych i ideologicznych, byłoby to zaprzeczeniem tego dokonania.

Historyczny opis wydarzeń sprzed dwóch tysięcy lat nie może być wyabstrahowany od warunków historycznych i geograficznych, w jakich miał miejsce. Dlatego w filmie Rzymianie posługują się łaciną, a Żydzi mówią po aramejsku. Żydem jest Jezus i jego matka, Maryja. Żydami są też jego uczniowie, zdrajca Judasz i kapłani, wiodący go na śmierć. I inaczej być nie może.

Film stara się być całkowicie wierny Ewangelii, a oskarżanie jej o antysemityzm byłoby absurdem. Film zresztą skoncentrowany jest na misji Chrystusa i na jej wykonaniu, a nie na osądzaniu sprawców. Oni tak naprawdę nie mają tutaj większego znaczenia.

Trzeba więc uczciwie powiedzieć, że w filmie nie ma elementów, które w jakikolwiek sposób uderzały by w godność narodu żydowskiego. To, co zwraca największą uwagę to przecież symbol krzyża - cierpienie i śmierć, ale też zwycięstwo i życie.

Można oskarżać "Pasję" o wiele rzeczy. Można odwrócić wzrok o strasznych obrazów męczeństwa, można też na siłę poszukiwać elementów godzących w interesy różnych grup społecznych. To nie jest film, wobec którego można być obojętnym.

Ale można też go zobaczyć, od początku do końca, można starać się przejść tą drogę wraz z izraelskim tłumem, spojrzeć skazańcowi prosto w oczy. I można starać się zrozumieć coś, co jest trudne do zrozumienia, może nawet niemożliwe. Można też dotknąć tajemnicy poświęcenia i miłości. Bez względu na to czy wierzy się w Jezusa, czy nie. Ludzkie poświęcenie chyba zawsze pozostanie tajemnicą, szczególnie wtedy, kiedy wcale nie można go zrozumieć, kiedy nie można na nie patrzeć.