Musze przyznać, że "Medaliony" zrobiły na mnie duże wrażenie i uważam tę pozycję za bardzo ważną. Przede wszystkim dlatego, że po przeczytaniu tego zbioru opowiadań mam już wyobrażenie na temat tragedii, która dotknęła ludzi podczas ostatniej wojny. Oczywiście z lekcji historii znamy podstawowe fakty, ale dopiero wtedy, gdy oddaje się głos świadkom więcej do nas dociera. Zofia Nałkowska tak pisała swój utwór, aby dotarł on do jak największej grupy osób, stad też prostota języka i zwyczajni bohaterowie. To pokazuje również, że wojna dotykała każdego bez względu na zajmowana pozycję. Powstaje w ten sposób świadectwo zbrodni oraz hołd oddany ofierze, która musiała wiele wysiłku włożyć w to, aby przetrwać.
Autorka wybrała formę bezpośredniej relacji, bo chciał nas uderzyć autentyzmem przedstawionych historii. To było o tyle istotne, że wcześniej pracowała w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, gdzie spotkała się z cała prawdą o obozach i tragedii ówczesnych ludzi. Słuchała wielu świadków i miała także kontakt z ludźmi współodpowiedzialnymi za całe zło tamtych wojennych lat. Na tej podstawie mogła więc wyrobić sobie zdanie na temat, tego co się wydarzyło. Pisarka niczego nie ukrywa, ale także nie krytykuje, bo chce, by każdy czytający sam wysunął wnioski i ocenił historię. Z tego względu to bardzo interesujący zbiór, bo właściwie niczego nam nie narzuca. Na podstawie faktów sami możemy przedstawić naszą opinię
Co więcej oparcie książki o badania, obserwacje, powoduje zwiększa prawdę przekazu. Wszystko sprawia wrażenie prawdopodobnego. Właściwie nie ma co dyskutować z autentyzmem wydarzeń, bo przecież podobne fakty miały miejsce nie tylko na ziemiach polskich, ale również w innych krajach Europy. Nałkowska celowo wybrała takie opowieści, aby tworzyły one jaką zamknięta całość. Nie ma w nich poetyckich opisów, bo też tematyka utworu na takie podejście nie pozwalała. Jest tylko surowy materiał pokazany oczom czytelnika. Wszystko to jest celowe. Inaczej komentarz autorski mógłby przesłonić zdarzenia. Nałkowska z niego zrezygnowała, chociaż przed wojną często z niego korzystała. Pragnęła, by nawet w wiele lat po zakończonych działaniach w naszej pamięci pozostały ofiary tamtej okupacji hitlerowskiej. Nawet teraz jej słowa mocno zapadają w serca i zostawiają w nich trwały ślad. Chyba właśnie o to chodzi w dobrej literaturze.
Warto również zatrzymać się na oryginalnym motcie, które wprowadza nas szybko w specyfikę tamtego świata. Brzmi ono następująco: "Ludzie ludziom zgotowali ten los". Można wyczuć tu gorycz i pewien smutek. Nikt wcześniej nie spodziewał się, że tak bardzo jeden człowiek może skrzywdzić drugiego. Przecież nasza cywilizacja europejska była już na wysokim poziomie i zdołano przekonać tak wielu Niemców do takich potwornych zbrodni. Stąd w motcie da się wyczuć przerażenie aktem, że ludzie w dalszym ciągu niczego się nie nauczyli. Są właściwie u początku i jeszcze trzeba będzie wiele włożyć wysiłku, aby zapobiec ewentualnym zbrodniom w przyszłości. Oby historia się nie powtórzyła. Faszyzm odszedł już do lamusa, ale przecież zawsze istnieje groźba, że pojawi się jakaś równie chora ideologia, która przyciągnie społeczeństwo, czy pewne grupy ludzi. Niech obozy koncentracyjne będą dla nas przestrogą.
Poprzez los narodu żydowskiego i odrębnych wydarzeń poznajemy również przerażającą potęgę zła, które tak łatwo się rozprzestrzenia. Faszyzm był niegodziwym działaniem człowieka i sprawił, że było miliony ofiar na całej ziemi. Ludzie słabi wciągnięci w wir machiny wojennej nie potrafili się przeciwstawić swoim dowódcom, zwierzchnikom i rządzącym. Co gorsze szybko zniszczono ład dotychczasowego świata. Ludzie nie potrafili trzymać się wyznawanych wartości, bo one nijak się miały do zbrodni, które widziano na własne oczy. Szokujący i porażający jest bezmiar ludzkiego cierpienia. Właściwie męczeństwo skumulowane było w obozie, czy za murami getta, jednak mieli z nim do czynienia również przypadkowi przechodnie, którzy trafili na łapankę. Groza i niepokój nie odstępowały nikogo.
Mordowanie dla Niemców było rodzajem rozrywki. Nazistowscy oficerowie na przykład wchodzili do mieszkań i strzelali do ludzi, którzy tam byli. Jeden z blokowych w Oświęcimiu miał plan uduszenia własnoręcznie 15 osób w ciągu jednego dnia. Więźniów wykorzystywano do prac fizycznych. Ci z Majdanka często byli wysyłani do fabryki amunicji w Skarżysku-Kamiennej. Silni zakopywali zwłok rodaków ("Człowiek jest mocny"). Bestialsko traktowano chorych, czy starych, dlatego więźniowie ukrywali swe dolegliwości. Prawie niewidoma Dwojra Zielona pracowała 12 godzin w każdy dzień, bo to była jedyna jej szansa na przeżycie. Ciała zamordowanych traktowano jak surowiec do produkcji mydła, czy materaców. W takim zakładzie pracował profesor Spanner. Jego koledzy później oceniają to zajęcie tylko pod katem ekonomicznym, a nie moralnym. Niemcy wykorzystywali także więźniów do przeprowadzania rozmaitych eksperymentów pseudonaukowych: "Znęcali się zastrzykami, wyrabiali na kobietach praktyki, otwierali rany."
"Medaliony" w sposób wstrząsający ukazują rzeczywistość wojenną. Najstraszniejsze, że sami ludzie byli katami i przyczynili się do potwornych zbrodni. Poznajemy system działania Niemców oraz sposób myślenia ofiar. Te dwie perspektywy pozwalają objąć całość. Dzięki książce Zofii Nałkowskiej zrozumiałam, co czuli ówcześni ludzie.