Pewien pilot został zmuszony do lądowania na Saharze. Okazało się bowiem, że ma awarię samolotu. Posiada co prawda zapas wody, ale starczy mu jej na jakieś osiem dni. Próbuje więc w miarę szybko uporać się z usterką silnika. Wieczorem zmęczony całodzienną pracą przy samolocie zasypia wprost na ziemi. Nad ranem budzi go mały chłopiec, który wziął się znikąd. Przedstawia się jako Mały Książę.

Mały Książę ma nietypową prośbę do pilota - chce, aby ten narysował mu baranka. Pilot nie potrafi rysować, wciąż próbuje narysować idealnego baranka, ale Mały Książę nie jest zadowolony z rezultatów. W końcu pilot rysuje małą skrzyneczkę z dziurką. Mały Książę pyta, gdzie jest baranek. Pilot odpowiada, ze środku. Twarz chłopca się rozjaśnia. Właśnie o takiego baranka mu chodziło. Baranek miał bowiem być ukryty w środku pudełka.

Potem pilot i Mały Książę dużo ze sobą rozmawiają. Okazuje się, że chłopiec mieszka na malutkiej planecie, tak małej, że przesuwając tylko krzesełko może obserwować wschód i zaraz potem zachód słońca. Na owej planecie rosła róża. Mały Książę bardzo się o nią troszczył, rozmawiał z nią, dbał o nią, kochał ją całym sercem. Róża czasami nie była zadowolona, kaprysiła, wtedy chłopiec opuścił ją i rozpoczął wędrówkę po innych planetach.

I tak spotkał Króla. Rządził on, rozkazywał, choć nie miał komu. Wylądował również Mały Książę na planecie Próżniaka, który tylko czekał na aplauz, potem odwiedził Pijaka, który się zapijał w nieskończoność, następnie Bankiera - ten wciąż liczył gwiazdy, jakby tylko do niego one należały. Potem odwiedził planetę Latarnika - ten co chwilę gasił i zapalał swą latarnię, ponieważ tak szybko mijały dnie i noce u niego. Kolejna planeta była planetą Geografa. Ten poradził Małemu Księciu by udał się na Ziemię.

Na Ziemi Mały Książę miał mnóstwo przygód. Spotkał żmiję, która chciała mu pomóc w powrocie do domu. Spotkał również lisa, który opowiedział mu o istocie polowania, oswajania i dał kilka cennych rad. Spotkał również Kupca, Zwrotniczego, rozmawiał także z kwiatami. Odnalazł również ogród, w którym rosły róże, ale nigdzie nie było jego ukochanej róży.

Mały Książę rozmawiał tak przez kilka dni z pilotem. Potem chciał odnaleźć studnię. W końcu we dwójkę ją znaleźli. Dotarło też do Małego Księcia, że kocha on swoją różę i musi do niej wrócić.

Usiadł jednak, ponieważ się bał. Powiedział jeszcze:

- Wiesz... moja róża...jestem za nią odpowiedzialny. A ona jest taka słaba. I taka naiwna. Ma cztery nic niewarte kolce dla obrony przed całym światem.

(...) Żółta błyskawica mignęła koło jego nogi. Chwilę stał nieruchomo. Nie krzyczał. Osunął się powoli, jak pada drzewo. Piasek stłumił nawet odgłos upadku.

Żmija ukąsiła go w nogę i odszedł Mały Książę na swoją planetą, do swej ukochanej róży. Pilot zaś naprawił silnik i wrócił do swych kolegów, ale chodził smutny. Mówił im wtedy, że to kwestia zmęczenia, ale przecież wiemy, że martwił się o swojego małego przyjaciela - Małego Księcia - jak mu się żyje na jego planecie, czy dba o różę i pilnuje baranka, żeby jej nie zjadł.