Szanowni zebrani!

Moje wystąpienie , dotyczące Unii Europejskiej, chciałbym rozpocząć, myślę bardzo przydatnym, przypomnieniem najważniejszych faktów z nią związanych, z nich bowiem bezpośrednio będę brał szczegółowe wnioski w naszej dyskusji.

Tak więc Unia Europejska została utworzona 1.11.1993 r. jako wyraz wejścia w życie postanowień traktatu z Mastricht, tzw. Traktatu o Unii Europejskiej. Unię założono na bazie trzech istniejących dotąd wspólnot europejskich Węgla i Stali , Energii Atomowej oraz Wspólnoty Europejskiej, dawniej istniejącej jako Europejska Wspólnota Gospodarcza. W jej skład weszło wówczas 15 państw: Austria, Belgia, Dania, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Luksemburg, Niemcy, Portugalia, Szwecja, Wlk. Brytania oraz Włochy.

Do głównych celów i założeń unijnych należało organizowanie i rozwijanie kontaktów pomiędzy członkowskimi krajami oraz uformowanie obszaru pozbawionego wewnętrznych granic. W wyniku postanowień traktatu wszystkie kraje członkowskie automatycznie uprawomocniają swych obywateli do stania się obywatelami Unii. Mają oni prawo kandydować i głosować w wyborach lokalnych oraz w wyborach do Europejskiego Parlamentu w tym państwie, na terenie którego przebywają. Dotyczy to także swobodnego poruszania się po terenie unijnym, oraz respektowania i posiadania pełnych praw do używalności wspólnej jednostki monetarnej, jaką jest EURO.

Od kilku lat także i Polska sta się o przyjęcie do tych struktur europejskich. Jako kraj byłego bloku wschodniego, potem zaś kraj demokracji ludowej, musimy włożyć wiele wysiłku w dostosowanie wewnętrzne kraju do warunków unijnych - a postawiono ich wiele. Ze spraw priorytetowych wchodzą w grę rolnictwo, transport i prawo podatkowe. Mimo przewidywanych trudności rząd Polski planuje ratyfikację naszego członkostwa na rok 2005.

Czy będzie to dla nas korzystnym posunięciem? Po pierwsze wiadomo, że Europejska wspólnota tworzy coś w rodzaju elitarnego klubu, do którego należeć jest wysokim prestiżem. A mówiąc bardziej serio - Unia jest przecież prężnym i silnym aparatem administracyjno gospodarczym przez co umożliwia szereg korzyści dyplomatycznych. Czy warto więc starać się o akces unijny?

Członkowskie kraje prowadzą intensywną wymianę handlową, opartą na wzajemnej i korzystnej kontroli, wspomaganą m .in. zniesieniem ograniczeń celnych. Pomimo, że np. nasz rynek rolniczy nie prezentuje się z mocnej strony, moglibyśmy liczyć na solidne subwencje ze strony Unii, które byłby impulsem do rozwoju tej, ale i innych sfer. Przeciwnicy naszej akcesji twierdzą, że zbytnie przywileje dla nowych krajów może dotknąć ograniczeniami członków starszych, choć rozwiązanie leży tutaj przecież w interesie wszystkich: kraje lepiej rozwinięte nie zubożeją na tym, a jeśli pomogą nam zrównać nasz poziom gospodarczy z nimi, to zyskają prężnego partnera zamiast dodatkowego koła u wozu. Właśnie patrząc długoterminowo widać najwięcej korzyści i dla stałych członków i dla nowych.

Delikatną i drażliwą sprawą są natomiast dyskusje o sprzedaży ziemi cudzoziemcom, głównie przez antagonizmy polsko-niemieckie związane z przesunięciami granic polski po II wojnie - przeciętny Polak żyje obawą, iż Niemcy będą chcieć odzyskać swe dawne ziemie na zachodzie. Obawy te podbija mit niemieckiego bogactwa i tanie ceny polskich gruntów...

Póki co kupno ziemi jest dla zagranicznych inwestorów nadal kłopotem. Np. firma Ikea swego czasu miała duże problemy z wykupieniem miejsca pod kolejny market ze względu na sprzeciw lokalnych władz.

Podobne sprawy mogą sprzyjać korupcji - istnieje choćby obecnie możliwość kupna ziemi przez podstawionego Polaka. Z drugiej jednak strony uregulowanie tych kwestii da zagranicznemu biznesowi wolną rękę w tworzeniu u nas zakładów, a za tym nowych miejsc pracy.

Kolejną kwestią jest swobodny przepływ kapitału przez członkowskie państwa. Choć akurat teraz jak nigdy potrzebujemy inwestycji, to zagadnienie stanowi dla nas problem "psychologiczny". Wywalczyliśmy przez to 12-letni okres przejściowy, co i tak stawia nas w korzystniejszej sytuacji niż choćby Węgry czy Czechy. Unijny "cash-flow" będzie dla naszych banków cennym źródłem oprocentowanych odsetek. To samo wyjdzie przy przelewach czy depozytach.

Patrząc globalnie nasze członkostwo w Unii ma dużo więcej zalet niż wad, i to dla obu stron. Unijne wymagania mobilizują sfery rządzące do starania się o jak najbardziej optymalne windowanie standardów gospodarczo-politycznych. Stąd i tak dobra strona, gdyż nawet w wypadku nie przyjęcia nas do UE poziom rozwoju w kraju i tak się podniesie względem sytuacji sprzed starań o akcesję.

Polacy mają obawy, iż pierwsze lata pobytu w Unii będziemy traktowaniu jako kraj drugiej kategorii. To jednak demagogicznie brzmi, gdyż faktycznie to naturalny stan związany z różnicą poziomu gospodarki pomiędzy nami a krajami Unii. Jasne jest, że np. Norwegia , jako kraj o wiele bogatszy od nas, z miejsca miał wyższą pozycję w hierarchii unijnej; Polska zaś jest relatywnie patrząc uboższa - nasz przychód narodowy plasuje się poniżej średniej unijnej. Dobra stroną tego jest jednak to, że wzorem innych, wcześniejszych członków UE, także o niższej stopie budżetu, jak Hiszpania czy Grecja, z początku będziemy "na łasce" dofinansowań, które jednak będą ważnym zastrzykiem choćby dla naszej infrastruktury.

Są jednak ewidentnie wymierne korzyści naszego członkostwa: na przykład Niemcy, mający dwakroć więcej ludności niż my, mają w Radzie Narodowej 29 miejsc, podczas gdy dla nas planuje się aż 27.

Wielu Polaków zarzuca naszemu rządowi zbytnią ugodowość w negocjacjach z UE. Rolnicy krzyczą larum w sprawie zakupu przez obcokrajowców naszych ziem. Podczas kiedy pomija się fakt, iż członkostwo w Unii da nam dostęp do sporych sum pieniędzy. Dzięki dotacjom na różne sfery, w tym konkretnie rolnictwo, zwiększy automatycznie wartość gruntów, czyniąc je niełatwym kaskiem do wykupu. Trzeba więc, co powtarzam po raz kolejny, prognozować długoterminowo, by zamiast pozornych wad znaleźć faktyczne zalety akcesji.

Podsumowując - więcej dla Polski plusów niż minusów, w przypadku pozytywnego rozpatrzenia naszej kandydatury. W miarę postępu rozmów pieniądze już zaczną ku nam przypływać. Oczywiste jest dla mnie, iż wejście do UE jest cenną szansą polepszenia sytuacji społeczno - gospodarczej Polski - tak wewnątrz, jak i na arenie międzynarodowej. Nie dopilnowanie starań oznaczałoby dla nas powrót do stagnacji, a za tym ograniczenie perspektyw dynamiczniejszego rozwoju gospodarczego. Poprzez otwarcie dla nas nowych rynków pracy stwarza nowe szanse dla pracujących, zwłaszcza zaś dla młodzieży. Także otwarcie wewnętrznych granic krajów wspólnoty będzie miało oczywiste zalety, zostawiając już politykę i gospodarkę, turystyczne i rekreacyjne. Otworzą się szanse dla wszystkich - ważne, że pod stałą , wspólną kontrolą i ewentualną wspólną pomocą w razie kryzysu. To właśnie w samej nazwie - "unia", czyli wspólnota w interesach, daje nam chyba najwięcej zachęty; a przynajmniej powinna - patrząc najprościej i najracjonalniej na naszą historyczną przeszłość, gdzie przez długie lata nie mieliśmy szansy na dobrowolny wybór strony na międzynarodowej planszy...