Kategoria życia od zarania dziejów była kategorią dyskusyjną i wzbudzającą niemałe kontrowersje.

Bezsprzecznie jest ono wartością najcenniejszą jaką posiadamy i jaka została nam darowana już w chwili poczęcia. Dla niektórych jednak życie staje się przede wszystkim pewną formą wędrówki, której głównym, a zarazem ostatecznym celem jest spotkanie z Absolutem. Wspólnym mianownikiem jest tu zapewne wiara. Pozostaje zatem pytanie, jak do tej kwestii ustosunkowują się ateiści, niewierzący w Boga i negujący Jego istnienie? Być może po prostu traktują życie ludzkie, jako kolejny etap w skomplikowanym, długotrwałym procesie ewolucyjnym, a człowieka, jako kolejne, najdoskonalsze ogniwo łańcucha opartego na owym procesie. By jednak bezpodstawnie na ten temat nie dywagować, należałoby zapytać o tą kwestię samego ateistę. Lecz przecież nawet taki człowiek potwierdziłby tezę mówiącą o wartości piękna wpisującej się w ludzkie istnienie. Nie zawsze, nie każdego dnia potrafimy lub możemy dostrzec ten pierwiastek w świecie realnym. Z pewnością każdy - bez względu na wiarę czy też niewiarę - miewa trudne chwile, momenty zwątpienia, rezygnacji, poczucie bezsilności, bezradności, smutku, a nawet skrajnej rozpaczy. Brak nam wówczas ochoty na spotkania z najbliższymi, z rodziną, z przyjaciółmi. Kiedyś nas cieszyły, dziś natomiast mogą być głównie źródłem skrajnej irytacji. Niejednokrotnie nie zdajemy sobie jednak sprawy, że właśnie w takiej sytuacji rozmowa z przyjacielem jest najlepszym lekarstwem dla duszy. Odcięcie się od świata zewnętrznego, zamknięcie zaś we własnym, wewnętrznym, we własnych myślach, przyjęcie postawy introwertyka może zaowocować po prostu złym samopoczuciem psychicznym, czy też nawet psychofizycznym. Życie przynosi nam wiele rozczarowań, stawia przed nami zadania, które niejednokrotnie mogą przekraczać nasze możliwości. Lecz - co poniekąd wydaje się oczywiste - nie można się poddawać własnym słabościom, nie można rozwiązywać problemów metodą ucieczki, bowiem po pierwsze to nie jest właściwa metoda, a po drugie - zaprowadzi nas to do pustego zaułka i pociągnie za sobą kolejne ucieczki. Niezwykle to w końcu karkołomne i bezowocne zajęcie, tak uciekać bez końca, w efekcie nienajlepiej o nas świadczące. Każde doświadczenie, które przynosi nam los w ostatecznym rachunku na pewno nam się przyda. Te pozytywne "uskrzydlają", te negatywne wzmacniają, wyrabiając siłę charakteru. W rezultacie im więcej doświadczeń, tym więcej przemyśleń i wniosków dotyczących naszego kruchego i marnego w swej istocie istnienia. Z drugiej jednak strony zbyt długie, wnikliwe, analityczne refleksje o wydźwięku negatywnym mogą również przyczynić się do zróżnicowanych wewnętrznych zaburzeń, w wyjątkowo skrajnych zaś przypadkach do prób samobójczych. Warto więc szukać złotego środka, dążąc do umiaru w każdym aspekcie życia.

Czy powinniśmy zatem rozdrapywać dawne rany, myśleć o tym co było, co nas upokorzyło, osłabiło naszą kondycję psychofizyczną? Wydaje się, że życie ludzkie jest zbyt krótkie, aby marnować czas na analizowanie negatywnych, dramatycznych, czy wręcz destrukcyjnych w naszym rozumieniu doświadczeń. Z popełnionych błędów warto przede wszystkim wysunąć stosowne wnioski i starać się ich unikać w przyszłości, ciesząc się teraźniejszością, doceniając to, co przynosi nie zawsze kolorowa codzienność. Człowiek wprawdzie jest wolną jednostką i teoretycznie może spełniać dowolnie swoje zachcianki, ale nie wolno mu zapominać o ewentualnych konsekwencjach swoich zgubnych, pochopnych i nieprzemyślanych decyzji. Powinien być zawsze świadomy swojej odpowiedzialności za czyny wobec innych, wobec rodziców, przyjaciół, społeczeństwa, czasem wobec prawa. Nadmierna wolność może zaowocować anarchią w różnej postaci, ta zaś może okazać się brzemienna w skutkach.

Życie, wbrew pozorom dosyć często, łączy się z kategorią piękna. Możemy upatrywać piękna w tym, co materialne, co cielesne i małostkowe lub w tym co duchowe, wzniosłe i wymagające sporego wewnętrznego wysiłku i zaangażowania, bądź też w obu tych aspektach naszej egzystencji. To, co dla nas ważne, a co ważniejsze, co wybierzemy, jako nasz wzór, wyznacznik, priorytet pozostaje kwestią do osobnego i osobistego rozpatrzenia.

Lecz życie to nie tylko piękno, to także coś zupełnie przeciwnego, lecz zdecydowanie będącego jego nieodłączną częścią, to uczucie przerażenia. Nasuwa się tutaj pytanie - przerażenie przed kim, przed czym? I tu paradoks - przed życiem. Unikamy trudnych sytuacji, przeraża nas przeciwność losu, gdy tymczasem ogromna większość pozornie nierozwiązywalnych spraw i konfliktów jest jak najbardziej rozwiązywalna. Wystarczy spróbować, pokonać strach, niepewność i szereg towarzyszących obaw.

Nasze doświadczenia - zarówno te pozytywne, jak i negatywne - nierozerwalnie łączą się z naszą nabytą przy różnych okolicznościach wiedzą. Jest to ogólna wiedza o świecie, ale również wiedza książkowa, szkolna, czy uniwersytecka, po prostu tzw. czysta teoria. Nie zawsze potrafimy z niej należycie korzystać. Potrzebna jest tu zapewne obustronna współpraca nauczyciela i ucznia, opierająca się na wzajemnym szacunku, życzliwości, cierpliwości i zrozumieniu. To trudna sztuka, ale nie niemożliwa.

Człowiek wśród wszelkich istot okazał się być tą najbardziej doskonałą i nie do końca przewidywalną, noszącą w sobie pewną zagadkę istnienia. Jest idealnym dziełem Boga stworzonym na Jego podobieństwo, ale zarazem nierzadko dokonuje zniszczenia tego dzieła. Niektórzy pchnięci do działań przez uczucie niezdrowej zazdrości, egoizm, chęć posiadania jak największej ilości dóbr materialnych niszczą drugiego człowieka, zadając mu wiele niepotrzebnego cierpienia i upokorzenia. Można by tutaj postawić zasadnicze pytanie - dlaczego, lecz zapewne żadna odpowiedź nie byłaby w pełni kompetentna i satysfakcjonująca. Człowiek mimo, iż jest istotą obdarzoną rozumem, wrażliwością, delikatnością i licznymi walorami odróżniającymi go od zwierząt, to niestety jest jednocześnie niezwykle okrutny, bezwzględny, nieprzewidywalny jak one. Prowadzi dramatyczne wojny, przelewa niewinną krew, kradnie i zabija bez żadnych skrupułów, a wszystko po to, by móc zaspokoić egoistyczną żądzę władzy. Rujnuje cały świat, burząc harmonię, ład i porządek, dążąc do upragnionego celu.

Władza, która jest pragnieniem tak wielu ludzi powinna wynikać z wiedzy, wykształcenia i doświadczenia. Nie zawsze jednak tak bywa. W dzisiejszym świecie intensywnego, cywilizacyjnego rozwoju doświadczamy tego niemal każdego dnia, mniej liczy się wiedza, więcej zaś władza i pieniądz. Do tej drugiej opcji coraz rzadziej dochodzi się dzięki tej pierwszej wartości.

Bardzo często odbiciem rzeczywistości staje się literatura. Czasem okazuje się ona niemal jej żywym zwierciadłem. Poeci, pisarze, dramaturdzy od wieków uważnie obserwowali i nadal obserwują zarówno życie ludzi zwykłych, jak i tych, będących przy władzy. To właśnie oni stają się nieocenioną inspiracją i ekspresją dla tak wielu twórców. Artyści natomiast wysuwają odpowiednie wnioski, snują refleksje, przelewając je na papier, układając w krótkie wersy, bądź grube powieści. Diagnozują zastaną rzeczywistość, poruszając kwestię wartości, aktualnych sądów i prawd.

Wszystkie powyżej określone kategorie: życia, prawdy, piękna, wiedzy i wojny zostały wykorzystane przez wybitnego, angielskiego dramaturga, wysoko cenionego również w dzisiejszych czasach - Williama Szekspira.

W jednym z jego wybitnych dzieł pochodzącym z roku 1632, zatytułowanym "Makbet", mamy do czynienia z uniwersalnym, a zatem nadal aktualnym problemem władzy, zdobywanej za wszelką cenę, nawet za cenę zbrodni, a co za tym idzie również z kwestią zła drzemiącego w każdym człowieku, budzącego się zależnie od powstałych okoliczności. Makbet sięga po koronę przez zabójstwo i kłamstwo. Warto tutaj zaznaczyć, że spory udział ma w tym także jego żona. To właśnie ona, a nie sam Makbet staje się prawdziwą sprawczynią mordu Dukana. Ona "pociąga za sznurki" tej zbrodni i staje się inicjatorką tego strasznego czynu. Ta kobieta doskonale wie, że jej mąż będzie miał skrupuły, że tak łatwo nie zabije, zna jego ambicje i niechęć do nagłych decyzji, dlatego też z zaskoczenia przedstawia mu plan zabójstwa i przejęcia tronu. Ona sama nie waha się ani chwili przed jego realizacją. Po morderstwie Lady Makbet nie okazuje na zewnątrz żadnych wyrzutów sumienia, chociaż widzimy, że jej wewnętrzne męki ujawniają się podczas snu lunatycznego. Dla niej konsekwencje zbrodni to przede wszystkim blask i potęga władzy królewskiej, to niemal przepustka do panowania. Lecz tam, gdzie pojawia się zbrodnia, tam też jest i kara. Lady Makbet bowiem umiera śmiercią samobójczą, poprzedzoną mękami we śnie i widzianymi oczami chorej już wyobraźni niezmywalnymi plamami krwi ofiar.

Niepodważalny jednak jest fakt, że to właśnie Makbet dokonuje zabójstwa. Zbrodnia przez niego dokonana pociągnęła za sobą następne i odkryła drugie, tragiczne, krwawe, okrutne i bezwzględne oblicze. Szekspir znakomicie zobrazował w dramacie jak w człowieku rodzi się nie znana dotąd żądza władzy, jak w nim dojrzewa, dochodzi do dramatycznej realizacji, aż w końcu jakie są jej konsekwencje. W obliczu zdobycia korony nie zawahał się umoczyć swych rąk w niewinnej krwi przyjaciół. Kiedyś taka sytuacja była dla niego czystą fikcją, teraz - również za namową Lady Makbet, która zarzuca mu brak odwagi - staje się rzeczywistością. Makbet ponosi najwyższą karę za swe czyny - karę śmierci. Los zemścił się na nim, powstrzymał narastającą falę kolejnych zbrodni i przelew krwi. Szekspir stawia smutną diagnozę swoim czasom, którą jednak można przenieść również na grunt współczesny, mówiącą, że za wszelkie zło, za wszelką krzywdę wyrządzoną człowiekowi odpowiada w pełni drugi człowiek. To on realizując swe pragnienia, egoistyczne cele, egocentryczne marzenia wyzwala niebezpieczny i przerażający pierwiastek zła, owocujący zabójstwem. Ambitny Makbet, prowokowany do zbrodni przez żonę dokonuje czynu najbardziej ohydnego i odrażającego. Łańcuch popełnianych morderstw nieustannie się powiększa. Każdy kolejny czyn staje się swoistą przepustką do następnego. Brak już początkowych zahamowań, zostają jeszcze marne resztki wyrzutów sumienia i ogromna chęć posiadania coraz większych wpływów. Makbet zamienia się w despotę i tyrana, mordercę i władcę, któremu lud jest coraz mniej przychylny. Wraz z pierwszą zbrodnią król bezpowrotnie traci upragniony wewnętrzny spokój. Każdy następny mord, to kolejne rozchwianie emocjonalne, kolejne koszmary. To niejako zwiastun nadchodzącej i nieuniknionej kary. Była zbrodnia, a więc powinna tez być zasłużona kara. Makbet w zakończeniu dramatu staje się już tylko namiastką człowieka, namiastką króla i władcy. Swoimi czynami bynajmniej nie potwierdza potęgi, siły i wiedzy, lecz ogromną wewnętrzną słabość, podatność na zgubne manipulacje, a przede wszystkim niezdrowa i wygórowana w stosunku do możliwości żądza władzy. Wbrew pozorom i pochopnym wnioskom Makbet wcale nie ma duszy zbrodniarza. Początkowo przytłoczony wygórowanymi ambicjami żony, nie potrafi przerwać tej eksplozji zła wywołanej na początku dramatu przepowiednią trzech czarownic.

Dramat Szekspira potraktować można w kategoriach przestrogi dla wszystkich, których ogarnęła owa nadmierna chęć panowania. Historia pokazuje i daje świadectwo, że świat nie zawsze może się ustrzec przed takimi ludźmi. Kiedy udaje im się wynieść na wyżyny, wówczas niejednokrotnie sięgają po drastyczne środki, wyrządzając tym samym ogromną krzywdę nie tylko społeczeństwu, ale również swym najbliższym.