Na dworze księżniczki Żanety przygotowywano przyjęcie. Przybywał książę Przybysław, który przywoził wymarzone przez nią mosiężne lichtarze i ważnego gościa – rzymskiego malarza Krzysztofa. Służące były przerażone potężną ilością ciężkiej pracy, ale masztalerze przerzucali się żartami i przepowiadali małżeństwo księżniczki i Przybysława.

Potężna burza przetoczyła się nad rzeką i górzystym wybrzeżem morza. Żeglujący po przybrzeżnym szlaku marynarz przetarł wierzchem dłoni czoło i wrzasnął z przerażenia, gdyż spostrzegł, co wynurzyło się przed nim spod powierzchni żywiołu. Przez powietrze przesunęła się potężna pazurzasta łapa, a za nią pierzaste skrzydło skrzeczącego urażonym głosem stworzenia przypominającego ptaka.

Krzywa ścieżka zmierzała przez krzaki prosto do korzeni potężnej wierzby. Dróżką podążała przygarbiona wróżka Marzanna, przytrzymując bukiet różowych róż i przekrzywiony sznur obwarzanków. Żółw Krzysztof i żbik Przemek przyglądali jej się przenikliwymi spojrzeniami, ale ich nie zauważyła.