Dzisiejszego dnia wracałam ze szkoły okrężną drogą. Zdecydowałam się pójść przez park, ponieważ była piękna, jesienna pogoda. Kolorowe liście spadały z drzew, było bardzo ciepło i liczyłam, że zbiorę kasztany.
Wyszłam ze szkoły i przeszłam przez ulicę, po której zawsze bardzo szybko jeżdżą samochody. Niebawem w tym miejscu będą światła dla uczniów. Postanowiłam się przespacerować zamiast korzystać z autobusu, ponieważ pogoda zachęcała do przechadzek. Po kilkunastu minutach maszerowania dotarłam do bram parku. Już z bramy widziałam biegające wesoło psy, goniące się dzieci, dorosłych chodzących i szukających liści na jesienne bukiety. Pod wielkim kasztanem krążył pan, który potrząsał drzewem, powodując kasztanowy deszcz. Szybkim krokiem udałam się w pobliże kasztanów. Skradając się, zaczęłam zbierać brązowe kulki i gdy nazbierałam ich pełne kieszenie, szybko oddaliłam się. Zadowolona z siebie, spacerowałam alejkami, powoli zbliżając się do wyjścia. Nagle zauważyłam biegnącego w moim kierunku psa i zrozpaczoną panią krzyczącą „Łapcie ją, błagam, łapcie ją”. Piesek wyglądał na wystraszonego. Nie czekając długo, pobiegłam truchtem za psiakiem, który wystraszył się również mnie. Dogoniłam go jednak, gdyż zakopał się w kupie liści. Okazało się, że suczka wystraszyła się huku z odpustowego pistoletu, którym bawiły się dzieci przy fontannie. Pani okazała się przemiłą staruszką, która towarzyszyła mi w drodze do domu. Okazało się, że jest moją sąsiadką, więc szłyśmy razem i rozmawiałyśmy o psach. Chciałabym mieć psa, z którym mogłabym wychodzić na spacery i biegać, ale niestety często nikogo nie ma u nas w domu. Zadowolona i wypoczęta po spacerze wróciłam i z apetytem zjadłam obiad.