Kiedy miałem siedem lat przeżyłem wigilię, której nigdy nie zapomnę. Wszystko zaczęło się rankiem, kiedy tata wszedł do mojego pokoju i powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Wyjątkowymi chwilami były dla mnie wspólne wyjścia do kina z rodzicami. Myślałem, ze i tym razem wybierzemy się na jakiś film. Ubrałem się w pośpiechu, zjadłem śniadanie i szybko przekonałem się, że niespodzianka obiecana przez tatę, jest rzeczywiście niespodziana. Moi Rodzice spakowali najpotrzebniejsze rzeczy do samochodu i powiedzieli, że jedziemy do Warszawy, do babci. Uwielbiam moją babcię i czas spędzony u niej jest zawsze czasem szczególnie radosnym. Dawno nie odwiedzaliśmy jej, więc byłem bardzo szczęśliwy. Niestety podróż samochodem ciągnęła się dla mnie nie miłosiernie i zasnąłem. Obudziła mnie mama gdy byliśmy już na miejscu.
Tam przywitały mnie moje ulubione ulice, teraz całe ośnieżone, nie duży domek babci i ona sama czekająca na ganku. Okazało się, że dla niej to była dopiero niespodzianka. Zobaczyła nasz samochód z daleka i nie mogła uwierzyć. Po przywitaniu się z babcią pomogłem rodzicom rozpakować rzeczy. Potem rodzice zabrali babcię i pojechali na zakupy. Zostałem sam . Zacząłem coś oglądać w telewizji, ale szybko się znudziłem. Zacząłem bawić się z pieskiem mojej babci. Mały terier, o imieniu Miko był skory do zabaw , więc czas mijał mi bardzo szybko. Zadzwonił telefon i poczułem jaki jestem głodny. Na szczęście usłyszałem głos mamy w telefonie: "Kochanie, zjedz ciasto, które jest w spiżarni bo my będziemy dopiero za jakąś godzinkę" Ciasto było wyśmienite. Biszkopt z owocami mojej babci był znany w całej rodzinie. Zjadłem spory kawałek i powałęsałem się jeszcze po mieszkaniu. Gdy rodzice wrócili, mama z babcią przepadły w kuchni, a ja z tatą znalazłem szachy. Zaczęliśmy grać, ale po trzech przegranych meczach byłem rad, ze mama woła nas już do stołu. Stół zastawiony był uroczyście. Najpierw pomodliliśmy się i podzieliliśmy opłatkiem, składając życzenia. Wszyscy życzyli mi abym rósł duży i miał same piątki w szkole. Kolacja smakowała wspaniale, ale pamiętam, ze zdołałem zjeść tylko pięć potraw. Wszystkich było aż dwanaście. Po kolacji tata krzyknął " Uwaga! Prezenty!", a ja jak z procy pobiegłem zobaczyć co kryje się pod choinką. Czekała tam na mnie cała kolekcja żołnierzyków! Bardzo długo potem śpiewaliśmy kolędy, aż w końcu byłem tak zmęczony, że zasnąłem. Byłem szczęśliwy jak nikt na świecie.
