Najdroższa siostro moja, Małgorzato!

Zdecydowałem się na napisanie tego listu, gdyż doświadczyłem olbrzymiej i niespodziewanej tragedii. Otóż moja najukochańsza córeczka, będąca Twą siostrzenicą - Urszulka, zasiliła niedawno sobą grono Aniołków w niebiosach. Tak ja, jak i moja małżonka Dorota, pogrążeni jesteśmy w niewyobrażalnej rozpaczy z tego powodu. Trudny do opisania ból rozdziera nasze strapione serca. Nie mam chęci do jedzenia, spania, jedzenia, a przede wszystkim, okrutny los pozbawił mnie chęci do życia. Ciągle zadaję sobie pytanie, dlaczego Bóg postanowił zabrać ją do siebie. Przecież była jeszcze taka malutka, wesoła, roześmiana?! Nie zdążyła się jeszcze nacieszyć tym ziemskim życiem. Dlaczego musiała zostawić nas tak szybko… za szybko… przecież takie malutkie dzieciątko jest najbardziej czystą ze wszystkich istot na ziemi. Praktycznie co chwila, powraca w moich wspomnieniach widok jej bladej, wycieńczonego chorobą liczka. Jeśli tylko miałbym możliwość, z radością oddałbym śmierci własne życie zamiast niej. Będziesz może wstrząśnięta słowami, które tutaj napiszę, lecz takie myśli wstrząsają także i mną. Czy Bóg faktycznie istnieje na świecie? Bo przecież gdyby był i troszczył się o świat i ludzi, nie dopuściłby do takiej niesprawiedliwości. Znam każde słowo zawarte w Piśmie Świętym. Wiem też, że to nie ludziom osądzać wyroki Stwórcy, lecz Jemu, że tylko On zna nasze przyszłe losy, że tylko w Nim szukać należy pociechy. Staram się nie tracić wiary i nie zadręczać się myślami na temat Jego nieomylności, ale kiedy staje przed mymi oczyma twarz mego najukochańszego dziecięcia, niweczy wszelkie moje starania. Najmniejszy nawet kąt mego domostwa przypomina mi moją Urszulkę. Wszystkie sprzęty, wszystkie miejsca przynoszą jej wspomnienie, przypominają jej uśmiech radosny, pierwsze nieporadne jeszcze kroki… teraz panuje tu przerażająca cisza. Nie dobiega mnie już radosny śmiech mej Orszulki, jej delikatnych kroków, niczego… jest tu po niej jedynie pustka, która niszczy mą duszę, jak bezwzględna bestia. Małżonka moja stale zanosi się płaczem, zaś ja odczuwam jeszcze dotkliwszą męczarnię, gdyż wiem, iż nie jestem w stanie ukoić jej żalu. Czy ten koszmar skończy się kiedykolwiek? Jak długo cierpieć jeszcze będziemy?

Jednak porzućmy już moją tragedię. Pragnę Cię zapytać, czy zechciałabyś, siostro ma kochana przybyć w odwiedziny do strapionej rodziny i wnieść w to smutne domostwo odrobinę radości? Błagam Cię, Małgorzato, przyjedź najprędzej, jak możesz do Czarnolasu. Potrzebuję Twojej obecności w tym czasie bardziej niż kogokolwiek innego. Tylko Ty możesz przynieść choć krztę pocieszenia naszym zbolałym sercom. Oczekujemy Twego przybycia.

Twój pogrążony w żałobie brat

Jan