Znowu płaczę pod kołdrą. Czuję się taka nieszczęśliwa. Moja pościel jest wykrochmalona, twarda i śmierdząca, rani moją delikatną skórę. Pod łóżkiem biegają szczury i robactwo. Jak ja mam tu spać, a jeśli coś ugryzie mnie w nocy? A jeszcze niedawno spałam pod aksamitną kołderką, na wyszywanej poduszce, wokół mnie były koronki i falbanki…

Będę wspominać te wspaniałe czasy, może dobrze mi to zrobi. Ona była wtedy taka dobra dla mnie. Stroiła mnie w najpiękniejsze sukienki, a na głowę wkładała mi wspaniałe kapelusze. Często bawiłyśmy się w ogrodzie. Wspaniale było biegać wśród kwiatów w ciepłe, słoneczne popołudnie.

A potem była niezapomniana wycieczka do Włoch. Błękitne niebo, wysmukłe cyprysy, wspaniałe morze… Ach, kiedy pomyślę, że już nigdy nie zobaczę tamtego bezchmurnego nieba, łzy same płyną mi z oczu. A zapewne nigdy już nie zobaczę Italii, kto by mnie miał tam zabrać?

Biorę do rąk lusterko i spinki (dobrze, że chociaż ich mi nie zabrali). Przykładam kolorowe spinki do włosów, ale widok nie jest zbyt piękny. Moje włosy, niegdyś błyszczące i gęste stały się szare i jest ich wyraźnie mniej. To ze smutku. A może z braku świeżego, pożywnego jedzenia. Podobnie moja skóra. Kiedyś była różowa, teraz jest zaczerwieniona i obolała od szorstkich, brudnych ubrań, które każą mi nosić. Owszem, muszę kilka dni z rzędu nosić te same ubrania!

A najbardziej z tego wszystkiego nienawidzę Wicia. Mały prostak. Wydaje mu się, że jest niewiadomo kim, a ledwie zaczął szkołę. Na dodatek śmieje się ze mnie i twierdzi, że za często się myję. Już teraz jest okropny, a co dopiero będzie, kiedy dorośnie.

Schudłam tutaj okropnie. Z żalu nie mogę przełknąć ani kęsa. Zresztą nawet gdybym była w najlepszym humorze i tak nie miałabym apetytu na to wstrętne, prostackie jedzenie. Chleb razowy i zacierka na słoninie - okropne!

Na dodatek dzisiaj spotkała mnie kolejna przykrość. Ewelina przysłała jedną z tych swoich ślicznych, pachnących perfumami kopert. Myślałam, że to list, że zaprasza mnie znowu do siebie. Ale to tylko pieniądze, za które mają mnie wyżywić i posłać do szkoły. Dwadzieścia pięć rubli.

Ach, jakie twarde i niewygodne to łóżko. Jakże inne od mięciutkiego, cudownego łóżka, na którym spałam u niej. Wiem, co zrobię. Wymknę się i pójdę na jej ulicę. Stanę cichutko pod oknami i może zobaczę kawałek tego szczęścia, które było kiedyś i moim udziałem. A może natknę się na Elfka? On też był kiedyś ulubieńcem, on też został odrzucony. Zrozumie mnie.