Dzień pierwszy
Jestem tu, nie mogę w to uwierzyć, ale tu jestem! W niezbadany sposób przeniosłem się do starożytnej Grecji i tu jestem! Stoję w środku rozległego oliwkowego gaju. Drzewka oliwkowe są śliczne. Ciekawe po co się tu znalazłem, bo nie wątpię w to, że jest w tym jakiś cel. Może mam tu kogoś poznać, może komuś pomóc, a może pomóc sobie poznając tutejsze zwyczaje, wierzenia, krajobrazy? W końcu przed nami kilka lekcji na temat starożytnej Grecji - przyda się na polski, geografię i historię! Ale co ja mówię, a może w ogóle nie wrócę?! Nie, to niemożliwe!
Popołudnie
Spotkałem Kaliasa. Jest w moim wieku. To ciekawe, ale widząc, że stoję w pobliżu jego domu po prostu do mnie podszedł, przedstawił się i zaprosił mnie na obiad. Bardzo się ucieszyłem, bo byłem już bardzo głodny. Nie można żyć samymi winogronami! Posiłek był rewelacyjny. Sałatka jarzynowa z odrobiną świeżutkiej oliwy z oliwek, smażona ryba, ryba gotowana w ziołach, owoce. W pewnej chwili pani domu zapytała, czy nie chciałbym skosztować musaki - to taka tradycyjna potrawa z jarzyn, zapiekanych z serem.
- To potrawa biednych ludzi, dlatego mama nie spieszyła się, żeby ci ją zaproponować - szepnął mi do ucha Kalias.
- Ależ to najpyszniejsza rzecz na świecie - wykrzykiwałem, objadając się pachnącą potrawą. Mama Kaliasa była zadowolona.
- A teraz chłopcy idźcie pozwiedzać miasto. Nie jest duże, ale mamy tu kilka ciekawych rzeczy do obejrzenia. Kaliasie, pamiętaj o wieczorze.
Najpierw mój nowy kolega zaprosił mnie do świątyni. Miałem tu okazję zobaczyć wspaniałe posągi Afrodyty, bo jej kult tu uprawiano.
- Wiesz - mruknął Kalias - to nie Fidiasz ją rzeźbił, ale ja wcale tak znowu go nie cenię. Owszem Atena Partenos na Akropolu w Atenach ma swój urok, robi wrażenie, ale spójrz na nasz posąg. Ile tu szczegółów, spójrz na fałdy jej szaty, jak miękko się układają. Fidiasz by tego nie potrafił.
- A kto jest autorem tego posągu? - zapytałem ciekawie, chcą wiedzieć, kto jest lepszym rzeźbiarzem od Fidiasza, którego my tak bardzo cenimy.
- Och, to mój wujek, brat mamy! - powiedział dumnie Kalias. - On potrafi wszystko: od rzeźb ludzkich postaci, po cudowne reliefy, odrzwia. Jest trochę rzeźbiarzem, trochę architektem. Pisze wiersze, maluje. To taki wszechstronny mężczyzna. Ale u nas wielu ludzi może się poszczycić różnorodnymi zainteresowaniami.
- A ty czym się interesujesz najbardziej, jakie jest twoje hobby? - spytałem mojego przyjaciela.
- Ja chyba sportem. Wiesz, już wkrótce igrzyska. Nie pojadę na nie, bo nie mamy tyle pieniędzy, ale kilka osób z miasteczka się wybiera, więc będę miał wieści z pierwszej ręki.
- Kurczę - pomyślałem - a u nas jest telewizja, Internet, oni mają tu jednak beznadziejnie! - ale tego nie powiedziałem, bo nie chciałem sprawiać Kaliasowi przykrości, a w dodatku nie bardzo wiedziałem, czy potrafię człowiekowi sprzed wieków wytłumaczyć, co to jest telewizja i net.
- A co jest twoją pasją, czym wy się tam pasjonujecie w tym twoim świecie? - odbił piłeczkę Kalias.
- Wiesz, nasz świat jest trochę inny niż wasz. Mamy telewizję, telefony, faksy, komputery, Internet, samoloty, samochody, promy morskie, statki kosmiczne...
Mówiłem, mówiłem i widziałem, że Kaliasowi oczy robią się okrągłe ze zdziwienia. Do wieczora ciągnąłem opowieść o wynalazkach XX wieku, o rozwoju techniki. Chcąc nie chcąc musiałem jednak opowiedzieć mu również o tragediach naszych czasów - o wojnach, o bombie atomowej, katastrofach samolotowych, zagrożeniach internetowych, przemocy, z jaką młody człowiek styka się już w szkole, na podwórku, oglądając filmy w telewizji...
Kalias słuchał w skupieniu, czasem dziwił się, czasem kiwał głową ze zrozumieniem. Był pełen podziwu dla naszych pozytywnych dokonań, ale wielkim smutkiem reagował na katastrofy.
- W naszym świecie to jest nie do pomyślenia. Tu walczy się też na śmierć i życie, ale głównie w obronie miasta, kraju, ojczyzny. Ale ja wielu rzeczy nie wiem, ty jesteś z innego świata.
Dzień drugi
- Wstawaj Darek! Już najwyższy czas! - usłyszałem głos mojego przyjaciela. Wydawało mi się, że jest wczesny świt, ale takie wrażenie wywoływały opuszczone w oknach płócienne rolety. W rzeczywistości była, jak się okazało, dziewiąta.
- Dziś nasze wielkie święto! Weźmiesz udział w procesji, ja będę tam szedł w pochodzie młodych pasterzy. ale nie śmiej się ze mnie, bo będę przebrany za... kozła.
- Przecież wiem! A to święto to Dionizje - letnie, prawda?
- Tak, skąd o tym wiesz?
- Słuchaj, przecież mówiłem, że się o waszym świecie wiele uczymy. Macie na swoim koncie podstawowe dokonania, cała nasze kultura stoi na waszej mitologii, filozofii, sztuce. Wasz Akropol, tragedie, amfiteatry, rzeźby dotrwały do naszych czasów i są jednymi z najcenniejszych zabytków!
- Wiem, rzeczywiście mówiłeś, ale jakość nie chce mi się wierzyć.
Przypomniałem sobie, że poprzedniego wieczoru toczyliśmy jeszcze bardzo długo nasze rozmowy. Poszliśmy spać nad ranem.
Teraz wybieram się na pochód. wszystko skrzętnie zanotuję w pamięci, a potem dokładnie tu opiszę. Mam nadzieję, że zapamiętam to również wtedy, kiedy przeniosę się do mojego świata.