Czerwiec 1942 roku w okupowanej Warszawie, ruchliwy wieczór - ludzie spieszyli do domów, aby zdążyć przed godziną policyjną. Na pozór był to zwyczajny wieczór w zwyczajnym mieście - dźwięk przejeżdżających tramwajów mieszał się z głosami gazeciarzy i ulicznych handlarzy. O okupacji przypominał przejeżdżający od czasu do czasu niemal pusty tramwaj oznaczony zerem - przeznaczony wyłącznie dla Niemców. Na ulicy bawiły się umorusane dzieciaki, a natura żyła w swoim spokojnym letnim rozkwicie.

W pewnym momencie od strony ulicy Bednarskiej pojawia się młody chłopiec, lat około 15-tu. Blond czupryna opada mu na czoło, w jednej ręce trzyma otwartą książkę. Lektura pochłonęła go tak bardzo, że zdaje się nie dostrzegać tego co dzieje się wokół niego. Spieszący we wszystkich kierunkach ludzie szturchają go i przepychają, on jednak nie reaguje na to fascynacja czytana książką jest zbyt silna. Zaczytany chłopiec wychodzi zza tramwaju, staje na wysepce, cały czas czytając zmierza powoli ku ulicy, kiedy przez nią przechodzi nie zauważa nadjeżdżającej karetki gestapo. Kierowca wymanewrowuje z piskiem opon dzięki czemu nie dochodzi do wypadku. Samochód zatrzymuje się nieopodal, chłopiec oderwany już od lektury stara się przejść niezauważony. Nie udaje mu się to, dwóch gestapowców w charakterystycznych hełmach z trupią główką.

Z krzykiem i wyzwiskami szyderczo zapraszali go do samochodu, chłopiec zdawał się ich przepraszać, usprawiedliwiać się i obiecywać poprawę, zaklinać się, że to więcej się nie powtórzy. To jednak nie pomogło, gestapowcy odebrali chłopcu dokumenty i brutalnie wepchnęli do karetki. Po zaczytanym chłopcu nie pozostał nawet ślad kiedy samochód oddalił się w stronę Alei Szucha.

Znamienne jest to, że nikt nie zauważył tego co się stało, nikt się tym nie przejął. Mieszkańcy okupowanej Warszawy przyzwyczajeni do krzyków niemieckich oficerów, łapanek i aresztowań nie zwrócili uwagi na zniknięcie chłopca. Nie zdobyli się nawet na żaden komentarz, całe zdarzenie zdawało się nie wpłynąć na spokój wieczoru, nie zburzyło jego harmonii. Gazeciarze wciąż wykrzykiwali tytuły wieczornych wydań, ludzie na przystanku palili papierosy, inni spieszyli się do domów. Nawet wydawałoby się, że wrażliwe jeszcze dzieci nie zwróciły uwagi na te wydarzenia. Należało to do codzienności mieszkańców okupowanego kraju. Wiemy, że Michaś już nie wróci z gestapowskiego więzienia, że na pewno zginął jednak na nikim nie zrobiło to wrażenia. Nie potrzebowali narażać się dla jednego lekkomyślnego chłopca, gdy na co dzień ginęły setki ludzi.