Moi rodzice często opowiadają o swoich młodzieńczych przygodach. Kiedy patrzę się na to, co dzieje się dookoła, trudno mi uwierzyć, że tak niedawno ludzie byli w stosunku do siebie znacznie bardziej przyjaźni. Teraz panuje zawiść i nietolerancja. Znam wiele osób, które są bardzo pamiętliwe i nie ma najmniejszej szansy, by zapomniały o jakimkolwiek przewinieniu. Pamiętają, a dodatkowo opracowują plan zemsty. Wydaje im się, że to najlepsze wyjście z sytuacji. Sami nie wiedzą, jak bardzo się mylą.

Zupełnie inny światopogląd prezentował Jurand ze Spychowa, bohater powieści "Krzyżacy". To niewątpliwie postać wyjątkowa, bardzo mocno naznaczona i doświadczona przez los. Przez wszystkich postrzegany jako wojownik o niezwykłej sile i odwadze. Całe swoje życie, po tym, jak Krzyżacy zamordowali mu ukochaną żonę, poświęcił jedynej córce - Danusi. Czynił on też wszystko, aby pomścić żonę, dlatego wydawał się wielu ludziom człowiekiem bezwzględnym, wyzbytym z wszelkich uczuć. Jedynie przy Danusi zmieniał swoje zachowanie. O tym, jak wielkie znaczenie dla Juranda ma córka, dowiedzieli się niestety także Krzyżacy i podstępem ją porwali. Uderzyli tym samym w najczulszy punkt rycerza ze Spychowa, który od tego momentu robił wszystko, by odzyskać dziecko. Dobrowolnie zrezygnował z dumy i honoru, oddał zbroję, by tylko uratować dziecko. Miał nadzieję, że ofiarowując się za ukochaną córkę, uratuje jej życie. Wyrzeka się wszystkiego, co dotychczas osiągnął. Kochający i zrozpaczony ojciec pokonuje w nim dumnego wojownika.

Ogromnie musiał cierpieć, kiedy zamiast Danusi, Krzyżacy przyprowadzili do niego szaloną żebraczkę. Potem go okaleczyli (ucięli rękę, wyrwali język, wypalili jedyne oko) i "wypuścili wolno" właściwie na pewną śmierć. Jurand stał się wrakiem człowieka, a okaleczenia jakich dopuścił się Zygfryd sprawiły, że nie był również wojownikiem. Do Spychowa wracał jak żebrak; zmęczony, zniszczony psychicznie, okaleczony, obwiniający się za to, co spotkało jego córkę. Ciosem ostatecznym była śmierć Danuśki - tuż przed Spychowem.

Od tej pory, choć nadal jest uważany za pana Spychowa, żyje niejako poza światem. Zawierza zupełnie Bogu i to Jemu pozostawia karę. Jednak najważniejszym, a zarazem najbardziej zaskakującym gestem, jest przebaczenie oprawcy. Zemsta, której niegdyś poświęcił swoje życie, ustępuje miejsca miłosierdziu. Zygfryd, puszczony wolno, nie wytrzymuje i popełnia samobójstwo (przypomina to i miłosierdzie Jezusa i śmierć Judasza, który powiesił się, gdy uświadomił sobie Kogo zdradził). Jurand pokonuje własne słabości, staje się wzorem do naśladowania, choć na pewno jest postacią tragiczną.

Rycerz ze Spychowa wiele w swoim życiu wycierpiał, tak fizycznie (jako wojownik), jak i psychicznie (mąż i ojciec, który utracił dwie najbliższe osoby). Pod koniec swojego życia, kiedy jest już właściwie wrakiem człowieka, staje się wręcz przykładowym chrześcijaninem, a jego życie jest ilustracja słów Chrystusa: "Kto mieczem wojuje, od miecza ginie".

Jego osoba wzbudza u czytelników przede wszystkim współczucie, ale i szacunek. Podziwiamy go za to, że potrafił przebaczyć tak ogromne krzywdy, jakich doznał. Choć na pewno nie było to proste, udało mu się, ponieważ wiedział, że jego wcześniejsze zachowanie doprowadziło do tragedii.