1 listopada 2941 roku, ludzie z miasta Esgaroth wyszli przed domy aby popatrzeć na pojawiające się na niebie gwiazdy. Był to początek niezwykłych wydarzeń, w których ja, Bard, miałem szczęście wyzwolić uciskanych od przemocy smoka.

   Nagle, w oddali, błysnął przed oczyma mieszkańców szczyt Samotnej Góry. Ludzie zaczęli się cieszyć, że spełniają się przepowiednie, głoszące powrót Króla spod Góry. Jednak ja zawsze byłem pesymistyczny - uznałem, że są to płomienie rozwścieczonego Smauga.

   Faktycznie - po chwili zobaczyliśmy potwora zmierzającego nad nasze miasto.Radość zamieniła się w gorączkowe przygotowania do obrony - zburzono most, napełniono wodą wszystkie naczynia, szykowano broń.    Gdy tylko napastnik pojawił się nad miastem, posypał się grad strzał. Bezskutecznie - wszystkie odbijały się od pancerza.

   Smaug oszalał ze wściekłości i zaczął podpalać miasto. Ale gdzie tylko pojawiał się ogień, od razu go gaszono. Mimo to, słomiane dachy domów zapaliły się i po chwili raz po raz kolejne domy waliły się z łoskotem.   Ludzie skakali do wody, kobiety i dziecizgromadzono w łodziach i wypuszczono na wodę. Nawet władca opuścił miasto. Wszędzie panowała straszliwa trwoga.

   Na stanowisku został tylko oddział, którym dowodziłem. Motywowałem łuczników, nakłaniałem, by walczyli dalej.Gdy pożar coraz bardziej się do nas zbliżał, towarzysze zaczęli mnie opuszczać, a ja traciłem nadzieję.   Już chciałem wystrzelić ostatnią strzałę, gdy na ramieniu usiadł mi drozd. O dziwo, rozumiałem jego mowę, z której dowiedziałem się, że jest jedno nieopancerzone miejsce w ciele smoka. Jeżeli tam strzelę, uda mi się go zabić.

   Czekałem więc, aż Smaug zleci niżej i odsłoni czuły punkt. gdy to się stało, wycelowałem. Strzała poszybowała prosto we wrażliwe miejsce.   Usłyszeliśmy okropny ryk i potwór zaczął spadać. Smok skonał w środku spalonego miasta, na które upadł. Ja, w ostatniej chwili, na szczęście zdążyłem się uratować skacząc do wody.

   Taki był koniec Smauga, oraz miasta Esgaroth.