Oglądam telewizję, słucham radia… I co widzę i słyszę? Ciągłe strajki lekarzy, górników. Wypadki i katastrofy. Ataki bombowe, wojny i bitwy. W Afryce ciągle panuje głód. Seryjni mordercy, przypadkowi zabójcy. Wszędzie tylko ból i nieszczęście. Widząc to, można dojść do prostego wniosku: każdy we współczesnym świecie wie, co to cierpienie. Jeśli sam go nie przeżył, to na pewno był jego świadkiem bądź widział w telewizji… Niewielu ludzi ma w sobie jakąkolwiek wiarę w przyszłość, w boskie miłosierdzie czy chociażby w opatrzność. Każdy, kto cierpi, pyta z wyrzutem: "Dlaczego mnie opuściłeś, Boże?". Oskarżają Boga o brak miłości dla ludzi. Wielu ma wątpliwości, czy Bóg w ogóle istnieje. Czy tacy ludzie mają rację, wątpiąc w obecność Boga, w Jego wyroki? Z pewnością nie. Przykładem człowieka, który zdawał sobie z tego sprawę, jest biblijny Hiob.
Cierpienia i nieszczęścia, które stały się udziałem Hioba, nie były przypadkowe. Bóg świadomie je na niego zesłał. Mimo tego jednak Hiob się od Boga nie odwrócił, wprost przeciwnie - wystawiany na ciężkie próby, umocnił się w wierze.
Nawet śmierć nie była w stanie przerazić Hioba. Zdawał on sobie sprawę z tego, że będzie ufał Bogu, nawet wtedy, gdy ten każe mu odejść z tego świata. Często mówił: "A teraz umilknę i umrę". Wizja śmierci go nie przerażała. Dla porównania, ilu ludzi w obecnym świecie reaguje w taki właśnie sposób? Niewielu. Ludzie zapominają, że po śmierci czeka ich życie wieczne. Wielu przestało w nie wierzyć - dla tych śmierć jest kresem wszystkiego, nie chcą więc odchodzić z tego świata, traktują śmierć jak karę. Nikt nie chce śmierci i to jest naturalne - boimy się tego, co potem. Powinniśmy jednak tak jak Hiob ufać, że Bóg nas nie opuści i wierzyć w Jego wyroki. Od Niego przecież zależy nasza przyszłość.
Hiob mówił: "Odchodzę", w taki sposób, jakby nie było to ważne. Wierzył bowiem, że ten smutek, jaki go spotykał w życiu, zostanie wynagrodzony i czeka go radość. Wierzył, że kiedy przyjdzie dzień Sadu Ostatecznego, Bóg zstąpi na ziemię, a on sam, Hiob, będzie mógł Go zobaczyć. Otrzyma wówczas powrotem swoje ciało. Hiob zdawał sobie przecież sprawę z tego, że jest człowiekiem uczciwym, bogobojnym. Jako taki miał więc prawo dostąpić zaszczytu zobaczenia Wszechmogącego. Patrzy więc na śmierć z optymizmem i nie boi się jej, tak jak inni ludzie. Powinniśmy się wzorować na tej postawie. Lęk przed czymś, od czego nie możemy uciec, jest przecież irracjonalny, bezsensowny - wyzbycie się go powinno stać się naszym celem. Śmierć przecież nie ominie nikogo, jest to naturalna konsekwencja bycia człowiekiem. Jej odwlekanie, unikanie jest pozbawione wszelkiego sensu.
Hiob nie wierzył w istnienie ludzi czystych na duchu. Każdy przecież od momentu narodzin dźwiga ciężar życia, trudnego, krótkiego i bolesnego. Niektórym często brakuje czasu, by w tym życiowym pośpiechu zatrzymać się na chwilę, znaleźć czas dla Boga. Część ludzi odmawia Mu posłuszeństwa. Czy taka postawa jest słuszna? Nie. Bóg każdego osądzi z jego życia, a tych nieposłusznych - karze. Czy jednak nie wymaga od nas zbyt dużo? Czy to, czego wymaga Bóg, jest możliwe do zrealizowania? Z pewnością, skoro tak uczynił Hiob. Potrafił on być posuszny Bogu w każdej sytuacji, nawet w największym nieszczęściu, jakie go spotykało. Owszem, cierpiał bardzo, nigdy jednak nie wyrzekł się Boga ani nie odwrócił się od Niego. Nawet pomimo tego, że swoje cierpienia uważał za nieuzasadnione. Potrafił się z nim pogodzić, w każdym momencie znaleźć coś, co umacniało jego wiarę. Myślę, że powinniśmy postępować tak samo - iść za przykładem Hioba, człowieka czystego na duchu, który potrafił swoje życie przeżyć w zgodzie z Bogiem, mimo ogromu nieszczęść, jakie go spotykały.
"Bóg mnie pognębił, swe sieci rozstawił w około" - te słowa wypowiedział Hiob, jednak nie było w jego głosie złości. Zdaje sobie sprawę z tego, że Bóg zesłał na niego cierpienia bez uzasadnienia, pozbawił go wszelkiej godności. Jak my, współcześni ludzie, zachowalibyśmy się w takiej sytuacji? Myślę, że większość odwróciłaby się od Boga. Mało kto bowiem rozumie, że życie nie składa się z samych pozytywów, Bóg nie może zsyłam na nas samych sukcesów. Musi pojawić się również nieszczęście. A skoro szczęście przyjmujemy z uśmiechem, dlaczego mamy nie przyjmować nieszczęścia? Niekoniecznie z uśmiechem, ale powinniśmy się na nie godzić. W końcu są zesłane przez Boga. Hiob to rozumiał, stał się więc wzorem postawy pełnej akceptacji dla boskich wyroków.