Świat przed wiekami wyglądał zupełnie inaczej niż teraz. Ludzie odnosili się do siebie obojętnie, żyli obok siebie. Starali się zrozumieć nawzajem swoje potrzeby tylko, o ile im samym było to do czegoś potrzebne. Płodzili dzieci, ale było to wynikiem wzajemnej ugody. Te dzieci wychowywano w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach, wyrastały na ludzi twardych, oschłych, nikt do nikogo nie był przywiązany, nikt nikogo nie lubił, nie kochał.

Do dziś nie wiadomo, jak to się stało, że jedno z maleństw okazało się całkowicie inne niż zwykle dzieci rasy ludzi Obojętnych. Już w chwili narodzin powitało świat uśmiechem. Ale istota, która je na tym świecie powitała, nie odwzajemniła uśmiechu, może z powodu zaskoczenia, a może dlatego, że była bardziej obojętna niż pozostali. Bo oni - kobieta, która wydała je na świat, mężczyzna, z którym je poczęła, opiekunka, dzieci z którymi się bawiło, wszyscy znaleźli się nagle pod wpływem magicznego uśmiechu małej istotki.

Tak narodziła się miłość - najpierw matczyna, bo matka dziecka najwcześniej poczuła, że jest ono dla niej całym światem, że się z nim nie chce ani na chwilę rozstawać, że za nic go nikomu nie odda, bo to jest jej ukochane dziecko. Zaraz po niej narodziła się miłość ojcowska. Zwykle obojętny, zimny mężczyzna nagle stał się delikatny, uważny, czuły. Do tej pory nie znał takich uczuć! Codziennie wypełniał te same obowiązki, od czasu do czasu porozumiewał się z którąś z kobiet w osadzie, by mieć z nią dziecko, potem wszystko toczyło się swoim torem, aż tu nagle... nie do pomyślenia! Maluch stał się dla niego oczkiem w głowie. Zaczął chodzić z nim na spacery, gaworzył do niego (!), śmiał się na sam jego widok, bo głośnym śmiechem witał go też jego SYN.

Ostatnia na świat przyszła, nie wiadomo właściwie dlaczego, miłość łącząca kobietę i mężczyznę. Jej narodziny są zresztą najbardziej tajemnicze. Do dziś nie wiadomo, skąd się właściwie wzięła. Po prostu pewnego dnia bohaterowie naszej opowieści spojrzeli sobie przypadkiem głęboko w oczy i... poczuli się wyjątkowo, a z drugiej strony poczuli się tak, jakby znali się od lat, znali swoje myśli, swoje uczucia, jakby nigdy się z sobą nie rozstawali, jakby tworzyli wspólną, nierozerwalną całość.

W ich ślady wkrótce poszli inni ludzie. Każdy chciał kochać, potrzeba miłości stała się nagle jedną z absolutnie najważniejszych. Niestety było to uczucie, które niosło z sobą nie tylko radość, euforię, przyjemność, ale też ból, cierpienie, rozpacz. Niektórzy nie potrafili znaleźć swojego partnera w miłości, inni znajdowali go za późno, kiedy się okazywało, że ma już swoją RODZINĘ, bo tak zaczęto nazywać szczęśliwe pary i ich dzieci. A byli też tacy, którzy zostali opuszczeni, smutni. Zdarzyło się też kilka prób samobójczych, dlatego społeczność ludzi zaczęła się chronić przed niedobrą miłością - wymyślono gabinety psychoanalizy, lekarstwa uspokajające. Te problemy mamy do dziś, ale chyba nie ma człowieka, który nie chciałby być kochany i kochać. Dziś już wiemy, że z miłością warto ostrożnie, ale wszystko zależy też od natury człowieka. Jacy jesteśmy, taka jest nasza miłość.