Sofokles, grecki tragik, który żył w V w. p.n.e., przez wszystkich badaczy literatury jest uważany za właściwego twórcę tragedii antycznej. To on wprowadził trzeciego aktora na scenę i rozwinął do mistrzostwa ten gatunek. Sofokles napisał około 120 sztuk, a wśród nich znalazła się "Antygona". Sofokles jednak nie wymyślił od podstaw tego rodzaju sztuki. Tragedia grecka wzięła się z obrzędów religijnych ku czci boga wina i winorośli, czyli Dionizosa. To od dytyrambów (śpiewanych przez pasterzy przebranych w skóry kozłów), tak zwanych "pieśni kozła" wywodzimy tragedie. Ponieważ po pewnym czasie pieśni przestały być improwizowane oraz zaczęły ze sobą korespondować. Powstał Chór, potem zaczęto wprowadzać na scenę aktorów i dookreślono warunki, które trzeba spełnić, by swój utwór nazwać tragedią właśnie. Najistotniejszymi kategoriami tragicznymi są: konflikt tragiczny, wina tragiczna i zbłądzenie tragiczne. Po setach stuleci okazało się, ze nic ponad to nie wymyślono - wciąż powtarza motyw winy niezawinionej i konfliktu nie do rozwiązania.
Musze przyznać, że przeczytałem "Antygonę", antyczny dramat, tylko dlatego, że musiałem. Gdyby nie moja polonistka, nigdy bym po taką książkę nie sięgnął. Jest napisana trudnym językiem i przede wszystkim stara... Ale skoro zostałem zmuszony przez okoliczności, to przebrnąłem przez nią i teraz wcale nie żałuję. Wzbudziła we mnie zbyt dużo myśli, żebym teraz mógł je tak po prostu porzucić.
Pierwszym problemem, podstawowym problemem tego utworu jest spór pomiędzy Antygoną a Kreonem. Zadałem sobie to pytanie: kto tak naprawdę miał rację i nie miałem wątpliwości, kiedy odpowiedziałem sobie, że to ona, Antygona górowała nad Kreonem. Nawet nie dlatego, że wierzę w Boga (bo nie wierzę), ale dlatego, że gdybym kiedyś został zmuszony wybierać tak, jak musiała wybierać Antygona, zachowałbym się tak, jak ona.
Nie ma znaczenia, czy jestem wierzący czy nie - nikt, żaden człowiek nie ma prawa zostawiać ciała nawet największego zbrodniarza na pożarcie zwierzętom. Taki uczynek, jakiego dokonał Kreon, nie jest uczynkiem ludzkim. Nie trzeba być wierzącym (powtórzę to po raz kolejny), żeby być porządnym człowiekiem. Kreon w tym przypadku zachował się podle. Oddać cześć czyimś zwłokom to pokazać, że go kochaliśmy za życia. To jedyny możliwy sposób okazania miłości komuś, kto już nie żyje. Sama Antygona mówi, że jedynie mówić o miłości a nic nie robić w tej sprawie, to nie jest miłość.
Kreon ciągle powtarzał, że wszystko, co robi, robi dla swojego państwa. Tylko, że tak naprawdę to nie chciał się przyznać do tego, ze nie obchodziło go zdanie swoich podwładnych. Osobiście uważam, że to władza jest dla ludzi a nie ludzie dla władzy. Wybierając władcę (a Teby były demokratyczne) liczymy na to, że ten ktoś będzie respektował nasze prawa i pomagał nam zrealizować nasze marzenia. Kiedy na tron wchodzi ktoś taki jak Kreon, którego łatwo wyprowadzić z równowagi, który bardziej dba o swoją twarz niż o dobro publiczne, to nie możemy zrobić nic, tylko drżeć a zaraz potem - buntować się przeciwko takiej władzy, ponieważ taki ktoś jest tyranem, despotą, samolubem, nie można nazywać go władcą.
Konflikt jednostka - państwo jest bardzo trudny do rozstrzygnięcia. Na co dzień spotykam się z takimi sytuacjami, w których ja, jednostka, muszę się ukorzyć przed prawem. Nic na to nie poradzę. Gdyby nie przepisy, to państwo zawaliłoby się, jak domek z kart. Wiem o tym, nawet na czerwonym świetle czekam, aż zapali się zielone... Tu, u Sofoklesa, chodzi o cos bardziej poważnego. To jest konflikt siostry z królem. Nawet w sądach, w czasie spraw o morderstwo, bierze się pod uwagę okoliczności łagodzące. Nie można mierzyć tą samą miarką pospolitego przestępcy z kimś, kto złamał prawo, bo ono łamało mu serce.
Nie znam takiej kultury, nie znam takich ludzi, którzy ze spokojem pozwalaliby na to, żeby zwłoki członków ich społeczeństwa zostały bez rytualnych obrządków. O naszym człowieczeństwie mówi nasz stosunek do zmarłych. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Kreon, zakazując pogrzebu Polinejkesa, zachował się absolutnie poniżej wszelkich standardów. zemsta na kimś, kto już nie może się bronić, bo jest martwy, nie przynosi najmniejszej chwały mścicielowi, wręcz przeciwnie - wyłącznie wzgardę
Jestem agnostykiem i nie przekonują mnie te "prawa boże" o których tak wciąż opowiada Antygona. Dla mnie to określenie nie ma sensu. Ale ma, jestem o tym przekonany, głęboki sens miłość Antygony do brata i jej żarliwa wiara w to, w co ja już uwierzyć nie potrafię...
Argumenty płynące z serca przekonują mnie mocniej niż te płynące z rozumu. Nic więcej poza to nie dodam. Racja jest po stronie Antygony i już...