Ślady Żydów lubelskich
Ze względu na swe bardzo korzystne położenie, pośrodku popularnego szlaku handlowego - Lublin był prawdopodobnie jedną z pierwszych miejscowości na terenie Małopolski, w której to osiedlili się Żydzi. Ciężko ustalić dokładny czas wytworzenia w tej osadzie zorganizowanej gminy żydowskiej. Część historyków na czele ze Stanisławm Wojciechowskim uważają, iż mogła ona rozpocząć działalność już w XI w. Inni jak historyk żydowski Szlomo Banch Nisenbaum podają za czas powstania końcówkę XIV w., a konkretnie 1396 r. Dość bogate są na ten temat przekazy źródłowe. Wedle jednego z nich - dokumentu z 1557 r., przywileje nadał zamieszkującym miasto Żydom w 1336 r. Kazimierz Wielki. Zaś z kroniki Jana Długosza można wyczytać, że w 1475 r. w Lublinie zamieszkał Jakub, znany i poważany rabin z Trydentu. Na podstawie tego zapisu można stwierdzić, że już wtedy gmina była znacząca.
Lublin, będący jednym z miast królewskich, otrzymał przywilej "de non tolerandis Judaeis", który został nadany przed 1518 rokiem. Na jego mocy Żydom nie wolno osiedlać się w obrębie miejskich murów. Jedynie pojedynczy Żydzi mogli uzyskać prawo do posiadania w mieście domu. Na skutek tego ograniczenia osiedle żydowskie powstało na prywatnych, starościńskich terenach, na przedmieściu Podzamcze. By umocnić wówczas gminę, wielu Żydów oddało swe majątki. Jednym z nich był znany lekarz - Icchak Maj.
Złote lata rozwoju gminy nadeszły w XVI wieku i trwały do drugiej połowy XVII wieku. W początkach XVI wieku miała miejsce fala wypędzenia Żydów z Niemiec, Austrii, a następnie z Czech. Król Polski Zygmunt I chętnie przyjął uciekinierów, którzy wnieśli do Polski wysoką kulturę umysłową i duże zasoby finansowe. Lubelski kahał powiększył się dzięki nowoprzybyłym osadnikom i stał się wówczas trzecim najznaczniejszym w Koronie. Wyprzedzały go tylko krakowski i lwowski. Sukces Gmina zawdzięczała przywilejom nadawanym jej przez władców Polski i starostów. Dzięki nim już w 1518 r. rozpoczęła funkcjonowanie jesziwa, czyli uczelnia talmudyczna. Założył ją Szalom Szachna. Na mocy królewskiego przywileju z 1567 r. uprawomocniono działalność owej uczelni, a wykładający w niej żydowscy mędrcy mogli odtąd oficjalnie tytułować się "rectorami". Ten sam przywilej zezwolił, by wybudowano nową, murowaną synagogę, nazwaną później imieniem rabina Szlomo Lurii, wielkiego mędrca i pierwszego rektora jesziwy.
W 1547 roku założono w mieście jedną z pierwszych drukarni hebrajskich, na terenie Polski. Niedługo potem, bo w 1578 roku powstała w Lublinie nowa drukarnia, której właścicielem był Kalonimus Joffe. Drukarnia prowadzona przez kilka pokoleń jego następców, zyskała wielką sławę. W roku 1555 r. polski król zatwierdził uzyskanie przez gminę parceli, na miejscu której powstał cmentarz, jatka i szpital. Cmentarz wart jest wspomnień, chociażby z tego względu że do dziś zachowała się na nim najstarsza w Polsce macewa pochodząca z 1541 roku. Ów nekropolia, zwana Starym Kirkutem należy dziś do najcenniejszych zabytków lubelskich. Jeszcze w końcu XIX w. istniały w niej nagrobki pochodzące z końca XV w., m. in. w literaturze dotyczącej cmentarza zawarto informacje o nagrobku pochodzącym z lat 1489-1490. Natomiast najstarszy zachowany do dzisiaj nagrobek wystawiony został w 1541 r. dla Jakuba Kopelmana ben Jehuda Halewi. Spoczywają tam nadal prochy najwybitniejszych przedstawicieli lokalnej społeczności. Do dzisiaj zachowały się nagrobki rabina Szaloma Szachny, fragmenty macewy Salomona Lurii, a także przyciągający każdego roku grupy chasydzkie nagrobek Jakuba Izaaka Horowica - "Widzącego z Lublina".
W latach 1580 - 1764 Lublin był miejscem, gdzie zbierał się parlament żydowski, tzw. Waad Arba Aracot, czyli Sejm Czterech Ziem. Wedle żydowskiej legendy mieszkaniec gminy w Lublinie, filozof i finansista Saul Wahl miał zostać obrany w 1587 roku królem Polski. Podobno było to dziełem przypadku - szlachcice spierali się kogo wybrać po śmierci Batorego (który notabene był Saula protektorem), gdy ktoś z tłumu rzucił hasło: "wybierzmy Saula". Ponoć od razu zarządzono nad tym wnioskiem głosowanie i bez głosów sprzeciwu obrano szczęśliwca monarchą. Ten, miał abdykować po jednym dniu, nadając jednak wcześniej dla Żydów kilka przywilejów. Należy jednak traktować ów opowieść jako legendę, bo potwierdzona jest tylko w kilku przedwojennych podręcznikach, a nie ma poparcia w źródłach historycznych z tego okresu. Prawdziwa jest na pewno osoba samego Saula Wahla, który to zdobył monopol na handel wielicką solą. Był osobistym bankierem Stefana Batorego i licznych magnatów. Posiadał bajeczną fortunę i nie omieszkał wydawać jej na fundację licznych instytucji pożytku publicznego. W Lublinie ufundował synagogę na ulicy Podzamcze. Był jednym z członków żydowskiego parlamentu.
Główne instytucje gminy skupiały się na placu bóżniczym przy ul. Jatecznej. Wraz z upływem czasu owo centrum rozrosło się w spore miasteczko i zajęło stopniowo cały, osuszany od bagien, teren wokół zamku.
Na początku XVII wieku istniało na tymże terenie aż sto domów żydowskich. Żydzi zamieszkiwali także w jurydyce na Kalinowszczyźnie.
Wraz z najazdem Kozaków w 1655 r. nastała zmiana. Spalone zostały niemal wszystkie zabudowania żydowskie, które były w większości drewniane. Żydzi, by uchronić się przed kolejną taką klęską zaczęli osiedlać się w obrębie miejskich murów. Wojny siedemnastowieczne wzmogły wzajemne antagonizmy pomiędzy ludnością polską i żydowską. Handel żydowski usunięty został w całości z obrębu miasta i ograniczony wyłącznie do dzielnicy żydowskiej. Sukcesywnie też Żydzi byli usuwani z terenu Starego Miasta. Doszło do tego w wyniku uchwalenia dwóch dekretów z 1761 i 1795 r. Powrócili oni więc do odbudowującego się powoli żydowskiego miasteczka na Podzamczu. W owym osiedlu główną ulicą stanowiła Szeroka. Do grona innych ulic należały: Jateczna, Podzamcze, Zamkowa, Krawiecka, Wąska. Taki układ ulic utrzymał się do drugiej wojny światowej, gdy miasteczko zniszczono.
Dziś, gdy układ ulic jest już zupełnie inny, dawne dzieje dzielnicy żydowskiej upamiętniają dwie tablice pamiątkowe, umieszczone u podnóża zamkowej góry. Na jednej widnieje plan byłego żydowskiego miasta, druga upamiętnia nieistniejącą już synagogę Maharszala.
Do wieku XIX miasto żydowskie rozrosło się strasznie. Na Podzamczu było już tak wielu mieszkańców, że nie starczało miejsca, by pomieścić wszystkich mieszkańców gminy. Powstawać zaczęły zatem następne skupiska żydowskiej ludności w Lublinie. Od 1862 roku, dzięki tak zwanych reformach Wielopolskiego, Żydzi posiadali równouprawnienie. To pozwoliło im znów zacząć się osiedlać wewnątrz murów, w Lublinie zajęli oni niemal całe Stare Miasto. Wcześniej przed otrzymaniem przywileju utworzyła się wzdłuż rejonu nowo wytyczonej ul. Lubartowskiej dzielnica zamieszkana przez "starozakonnych". Rok 1829 r. przyniósł ufundowanie za rogatkami miasta nowego cmentarza żydowskiego, który obecnie znajduje się na ulicy Walecznych. Po drugiej połowie XIX wieku Żydzi stali się najbogatszą warstwą miasta - posiadali wzdłuż ul. Lubartowskiej okazałe kamienice, a także zakłady przemysłowe takie jak: browary, młyny, garbarnie, fabryki tytoniu oraz oczywiście dziesiątki sklepików.
Lublin był nazywany wówczas Jerozolimą Królestwa Polskiego lub żydowskim Oxfordem. Żyła w nim jedna z najbardziej konserwatywnych grup żydowskich na ziemiach polskich, co wpływało na jej doniosłą rolę w Królestwie Kongresowym. Silna religijność w duchu chasydzkim sprawiała, że tendencje sekularyzacyjne i asymilacyjne słabo tam się zaznaczały. Dobrze się za to miało tradycyjne żydowskie szkolnictwo. Opierało się ono na sieci chaderów. Nauczycieli w nich uczących nazywano mełmedami. Prowadzili oni też nielegalne nauczanie polskiego i po polsku, przez co narażali się na prześladowania ze strony carskiego aparatu państwowego. Dokumenty dziewiętnastowieczne obrazują działania policyjne podjęte przez administrację przeciwko mełmedom uczącym bezprawnie języka polskiego. Prawo stanowiło, że mełmedzi mogli nauczać legalnie jeżeli wśród przedmiotów znajdował się język rosyjski. Niejednokrotnie mełmedzi mimo szczerych chęci nie mogli nauczać, ponieważ sami nie mówili po rosyjsku. Mogli oczywiście wynająć prywatnego nauczyciela, by uczył za nich, lecz przeważnie było to na tyle kosztowne, że bardziej opłacało się uczyć nielegalnie. Nie było to zresztą takie trudne wskutek korupcji pożerającej rosyjską administrację. Przekupieni policjanci meldowali, że wszystko dzieje się zgodnie z prawem, czyli uczniowie uczą się rosyjskiego, a na ścianie wisi portret obecnego miłościwie panującego cara. W Lublinie mogli się kształcić także rabini, choć nie było w nim jesziwy. Stało się tak, bo władze carskie zezwoliły na kształcenie kandydatów do stanowiska rabina. Wobec niepopularności warszawskiej Szkoły Rabinów Lublin cieszył się dostatkiem młodych kandydatów na stanowiska rabinackie. Zresztą Szkołę Rabinów w Warszawie zamknięto po upadku powstania styczniowego. Caratowi nie były na rękę panujące tam tendencje asymilacyjne wśród ludności żydowskiej. Z wykazów świeckiego szkolnictwa widzimy, że nie rozwijało się ono prężnie i daleko mu było do szkolnictwa religijnego. Pierwsza szkoła świecka została otwarta w 1857 r. W drugiej połowie XIX w. i na początku XX w. powstało kilkanaście świeckich szkół. Głównie były to szkoły dla dziewcząt. W 1911 r. Maksymilian Kilinkowsztajn próbował założyć gimnazjum, w którym jidysz i rosyjski pełniłyby rolę języków wykładowych. Był on zwolennikiem żydowskiego ruchu narodowego. Jego zamiary storpedowali Żydzi opowiadający się za asymilacją. Oskarżyli go między innymi o to, że jest Litwiakiem - Żydem pochodzącym z ziem rosyjskich, mimo iż pochodził z Lublina. Tylko kilka szkół świeckich dla ludności żydowskiej utrzymała się dłużej niż kilka lat, ponieważ religijni Żydzi nie byli nimi zainteresowani, a oni stanowili większość. Ponadto zwolennicy asymilacji posyłali swoje dzieci do oficjalnych, rządowych gimnazjów, gdzie nauczano po rosyjsku. Ich śladem, także szła część dzieci ze środowisk religijnych. W tym ostatnim wypadku chodziło głównie o córki. Tradycja bowiem nie przykładała wagi do ich wykształcenia na polu religijnym.
Religijność lubelskich Żydów można poznać przyglądając się miejscom, w których się modlili. Niestety dziś pozostała z nich już jedynie bożnica "Chewra Nosim" przy ul. Lubartowskiej 8. Nie posiada ona współcześnie charakteru religijnego. Dzieje się tak z powodu przepisów żydowskiego prawa religijnego. Wymaga ono, by do odprawiania modlitwy zebrało się co najmniej dziesięciu Żydów płci męskiej - wówczas jest minian i mogą zostać odprawione wspólne modły. W bożnicy znajduje się obecnie Izba Pamięci Lubelskich Żydów. Spotykają się w niej, także zamieszkali w mieście nieliczni Żydzi. Liczne synagogi znajdowały się w Żydowskim Mieście na Podzamczu. Najstarszą, sięgającą tradycją jeszcze XVI w., była Synagoga Maharszala, którego prawdziwe imię brzmiało Szlomo ben Jechiel Lurii. Zyskała murowane ściany w 1567 r. zastępując wcześniejszy drewniany budynek. Na piętrze znajdowały się w niej sale kobiece, a na parterze męskie. Dzieliła dach z mniejszą Synagogą Maharama oraz z niewielką bożnicą Szywe Kryjem. Wymieniona tu bożnica była miejscem modlitwy jeszcze w XIX w. Synagogę Maharszala przebudowano po najeździe rosyjsko-kozackim z 1655 r. Kolejna przebudowa miała miejsce w latach 1856 - 1864. Spowodowana było zawaleniem się stropów. Wypadek ten zniszczył ślady zostawione w niej przez barok i renesans. Ze starej budowli po odbudowie pozostały tylko mury i być może Aron Ha-Kodesz. Nowy budynek wzniesiono ze składek społeczności żydowskiej Lublina. Z jego otwarciem związany jest skandal. Wyposażenie starej synagogi - książki, świeczniki itd. rozdano bowiem na przechowanie wybranym Żydom. Część z nich nie chciała go zwrócić i zachowała dla swoich prywatnych domów modlitwy. Nie obyło się bez interwencji policji i władz miejskich.
W XIX i XX wieku nie wybudowano żadnej nowej bożnicy. Za to na własność gminy żydowskiej przeszły dwie bożnice prywatne. Znajdowały się one na ulicy Lubartowej 8 i na ulicy Ruskiej 19. Żydowska Gmina Wyznaniowa przejęła je jako synagogę "Chewra Nosim" i synagogę "Bikur Cholim". Prócz synagog istniały również prywatne domy modlitwy. Powstawały w mieszkaniach prywatnych, gdzie przeznaczono osobny pokój do celów modlitewnych. Mogło w nim się modlić nawet do kilkudziesięciu osób. Zdarzały się też, choć rzadko, prywatne budynki przeznaczone na cele religijne. Wspomnienia i źródła informują o istnieniu trzech takich budynków. Najstarszy z nich stał przy ulicy Kapucyńskiej 5. Założył go właściciel kamienicy Luzor Rogszold w 1872 r. Przychodzili do niego Żydzi z Krakowskiego Przedmieścia i jego okolic. Kolejna lecz nie tak duża, bożnica powstała przy ulicy Staszica 6, założona przez Nutę Włostowicera. Równocześnie powołano miejsce modlitwy w domu Erlichmana przy Alei Racławickich. Syjonistom służyła założona w 1882 r. przez dr Jakuba Cynberga bożnica przy ulicy Kowalskiej 14. Syjoniści posiadali swoje koło o nazwie "Chowewej Cjon - Miłośników Syjonu". Dysponowali syjonistycznym chederem, gdzie nauczano języka hebrajskiego. Jednakże to nie syjoniści, a chasydzi przeważali w społeczności Żydów lubelskich. Każda grupa chasydzka miała swój sztibl - pokój modlitewny, w którym odprawiano modlitwy w szabat i święta. Możemy wyróżnić co najmniej kilkanaście takich grup. Interesującym zjawiskiem wśród społeczności żydowskiej było istnienie specjalnych bożnic i miejsc modlitwy dla cechów zawodowych lub pracowników określonych zawodów. Posiadali je między innymi tragarze, kotlarze, stolarze i pracownicy handlowi. Biedni, także mieli osobne domy modlitewne, w których nie musieli się wstydzić swojego ubóstwa wobec bogatszych braci. Jeden z nich znajdował się na ulicy Podzamcze, inny w domu Aspisa na przedmieściu Piaski. Część z prywatnych domów modlitewnych w świetle prawa była nielegalna. Działo się tak dlatego, ponieważ ich właściciele nie wnosili 7,5 rubla datku na cele Gminy Wyznaniowej. Mimo to żaden z nielegalnych domów modlitwy nie został zamknięty. Niejeden z nich funkcjonował przez kilkadziesiąt lat. W wypadku zaś otrzymania nakazu zamknięcia po prostu zmieniał lokalizację. Ostatecznie w 1898 Lublin mógł się pochwalić setką legalnych i nielegalnych domów modlitewnych. Niektóre z nich posiadały znaczne majątki. Nieraz bogaci Żydzi przekazywali część swoich dóbr na ich rzecz w testamentach. Żydowskie życie religijne kwitło na terenie Lublina aż do 1939 r.
Jedynie asymilacyjny odłam Żydów nigdy nie uzyskał domu modlitwy na terenie Lublina. Jego przedstawiciele spotykali się w budynku szkoły Talmudu i Tory należącym do gminy. Zbierali się tam też w celach modlitewnych. Modlitwy uświetniał chór uczniów szkoły prowadzony przez postępowca - Majera Lichtenfelda. W latach osiemdziesiątych XIX w. na skutek donosu dyrektora szkoły policja zakończyła nielegalne działanie w tym miejscu. Przedstawiciele asymilacyjnego nurtu żydowskiego próbowali jeszcze w latach dziewięćdziesiątych otworzyć synagogę w budynku Teatru Starego przy ulicy Jezuickiej. Zgodzili się na to jego właściciele - państwo Makowscy. Jednak władze rosyjskie nigdy nie udzieliły zgody na to przedsięwzięcie. Argumentowały, że synagoga powstałaby za blisko chrześcijańskich kościołów. Do całej sprawy włączył się "Przegląd katolicki", którego propaganda również występowała przeciwko budowie synagogi. Ostatecznie Żydzi propagujący asymilację musieli korzystać z różnych prywatnych domów modlitwy. Zresztą część z nich nie czyniła tego wcale żywiąc obojętny lub wrogi stosunek do religii.
Historia Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Lublinie
Żydowska Gmina Wyznaniowa w Lublinie zawsze mogła się szczycić bogatym życiem kulturalnym i zamożnością. W XVI i XVII w. jesziwy lubelskie były sławne na cały świat. W Lublinie znajdował się też Waad Arba Aracot - Sejm Czterech Ziem, który reprezentował wszystkich Żydów polskich. Przybywali do Lublina najsławniejsi i najwybitniejsi rabini i ludzie chcący poznać najsławniejszych i najwybitniejszych rabinów, a za nimi kupcy i rzemieślnicy. Częściowo znaczenie swoje straciła gmina lubelska po wojnach w XVII w., a zwłaszcza po 1655 r., gdy żydowskie Podzamcze doszczętnie zostało zniszczone przez wojska moskiewskie. Nadal jednak przywództwo gminy było bardzo prestiżowe w skali całej Rzeczypospolitej. Lublin zaś pełnił rolę ważnego ośrodka życia żydowskiego.
Rewolucję religijną przeżył Lublin na przełomie XVIII i XIX w. Wówczas to do miasta zawitał chasydyzm. Najpierw w Wieniawie, a później w centrum Żydowskiego Miasta na ulicy Szerokiej osiedlił się cadyk Jakub Icchaak Horowic. Przybywali do niego Żydzi z całego kraju. Nawrócił on większość lubelskich Żydów, którym doskwierała już organizacja kahalna i jej oficjalni rabini - lamdeni. Społeczność żydowska w Lublinie pozostała podzielona na zwolenników chasydyzmu i ortodoksyjną mniejszość. Tę ostatnią jawnie wspierały władze Królestwa Polskiego. Chasydyzm, wychowani w oświeceniowym duchu administratorzy widzieli jako zabobonny i niebezpieczny mistycyzm. Ponadto jego wyznawcy nie chcieli przystać na narzucane odgórnie reformy narzucane przez dekrety Naczelnika Królestwa oraz rozporządzenia Rządowej Komisji Wyznań i Oświecenia Publicznego. Organy te w 1821 r. wprowadziły reformę, która likwidowała kahały i wprowadzała na ich miejsce dozory bożnicze o określonych kompetencjach religijno-dobroczynnych. Jednak wbrew wszystkiemu chasydzi coraz bardziej się wzmacniali. Od 1794 r. w Lublinie działała założona jeszcze przez cadyka Chorowica, legalna chasydzka bożnica przy ulicy Szerokiej. Była chyba jedyną legalną chasydzką bożnicą na cały kraj. W innych miejscach chasydzi korzystali z nielegalnych domów modlitwy sztiblechów. Posiadał je także Lublin, najwięcej w okolicach Podzamcza. Do 1862 r. w mieście obowiązywał przywilej De non tolerandis Judaeis. Dzielił on miasto na terytorium żydowskie - Podzamcze oraz ulica Lubartowska oraz chrześcijańskie - Stare Miasto i nowe centrum: ulicę Namiestnikowską, Krakowskie Przedmieście oraz ulice przyległe. Istniały również żydowskie przedmieścia. Były nimi Piaski zaopatrzone w wybudowaną w 1862 bożnicę zasponsorowaną przez Hempla. Drugim przedmieściem była Kalinowszczyzna. Posiadała ona usadowioną na ulicy Towarowej starą bożnicę wybudowaną na przełomie XVII i XVIII w. Na przedmieściach mieszkali najbiedniejsi Żydzi, przeważnie zbyt ubodzy by płacić podatek gminny.
O wyglądzie Miasta Żydowskiego możemy się dowiedzieć zaglądając do raportu lubelskiego Rządu Gubernialnego z 1860 r. Pisze tam: "Miasto Żydowskie, najludniejsza część miasta, rażący widok nieporządku i nieczystości przedstawia, że na ulicach wiele śmieci, gnoju i błota znajduje się tak dalece, że przejść nie można, a szczególniej na niebrukowanych ulicach Podzamcze i Nadstawnej". Przyczyną takiego stanu rzeczy był brak kanalizacji. Podzamcze nie doczekało się nigdy skanalizowania. Jego mieszkańcy pozbywali się wszelkich śmieci i nieczystości wyrzucając je na publiczne place. Poprzez takie postępowanie doszło do tego, że tworzyły się ogromne sterty odpadków, które były wielkości domów. Poza tym potrzeby fizjologiczne załatwiano na ulicach i placach. Do rzeki Czechówki wrzucano wszelkie brudy, a jednocześnie korzystano z tej wody. Skutkowało to epidemiami cholery. W 1860 r. gubernator lubelski stwierdzał, że dzielnica żydowska z trzech stron była otoczona górami. Konsekwencją tego były ścieki, które spływały z gór na przedmieścia Czwartku i Kalinowszczyzny, gdzie było zamieszkanych 300 domów żydowskich. Gubernator stwierdzał, że aby zaprowadzić porządek w tym miejscu wystarczyło zatrudnić 20 osób do zaprowadzenia porządku. Problemem w zachowaniu porządku w tej dzielnicy wynikał z faktu, że przy ulicy Szerokiej kwitł wielki handel, gdzie codziennie przybywało tu kilka tysięcy osób. Poprawę tej sytuacji miało rozwiązać wybrukowanie ulicy Ruskiej i przeniesienie tam handlu skupionego przy ulicy Szerokiej. Aby doszło do tego należało jeszcze poczekać.ą tego
Jednak prócz opisywanych już biedaków w Lublinie mieszkali także bogaci Żydzi. Na ulicy Szerokiej skupiali się żydowscy kupcy i rabini.
Życie religijne Żydów skupiało się na ulicy Jatecznej, gdzie stała wielka Synagoga Maharszala. Zawaliła się w 1854 r. Odbudowano ją, jednak zatracono przy tym cechy renesansowe i barokowe budynku. Obok synagogi znajdował się bethamidrasz de Kahal, czyli gminny dom nauki. Tradycja podawała, że umiejscowiono go na miejscu XVI - wiecznej jesziwy. Wśród jatek ulicy Jatecznej działała bożnica Rzeźnicka. Inne bożnice zbudowano na ulicy Szerokiej. Mieściły się tam: bożnica chasydzka, bożnica Hirsza Doktorowicza i bożnica de Parnes. Działała też na Podzamczu synagoga Saula Wahla - legendarnego jednodniowego króla Polski, obranego po Zygmuncie Auguście przez zniecierpliwioną przedłużającą się elekcją polską szlachtę. Prócz bożnic i synagog działały także prywatne domy modlitwy zarówno w domach bogatych jaki i biednych Żydów.
Społeczność chasydzka Żydów lubelskich nie była jednolita. W latach pięćdziesiątych XIX w. najsilniejsi byli zwolennicy miejscowego cadyka Lejba Eigera. Jego dynastia dotrwała, aż do czasów drugiej wojny światowej. Oprócz tej grupy działali jeszcze zwolennicy cadyka z Kozienic, chasydzi sosnowieccy, zwolennicy cadyka Altera z Góry Kalwarii, chasydzi z Humania na Ukrainie i Turzyska na Wołyniu oraz chasydzi z Bełża i Bełżyc. Grupy te dysponowały własnymi, najczęściej nielegalnymi - nie poddającymi się nadzorowi Dozoru Bożniczego, domami modlitwy. Obok nich istniały też domy modlitwy dla ubogich, którzy nie chcieli się wstydzić wobec zamożniejszych sąsiadów.
Lubelskie środowisko żydowskie było dość niepokorne względem władz. Trzymano się bowiem długowiecznej tradycji, a nie rozporządzeń. Przykładem może być działalność bractwa pogrzebowego Chewra Kadisza, mimo że było ono surowo zakazane i tępione z taką siłą jakiej używano wobec polskich działaczy narodowych. Do bractwa tego należeli m. in. Wolf Blumencwajg - przewodniczący lubelskiego Dozoru Bożniczego wsławiony jako jeden z fundatorów cmentarza w 1826 r. i rabin Zaleman Aszkenazy.
Gmina lubelska do lat osiemdziesiątych XIX wieku plasowała się na trzecim miejscu względem wielkości wśród gmin na ziemiach polskich. Pierwszą była Warszawa, a drugą Łódź. W 1859 r. w Lublinie mieszkało 10 660 Żydów na 7962 chrześcijan różnej narodowości. Najwięcej z nich zajmowało się kupiectwem i kramarstwem. Wśród najpopularniejszych zawodów znajdowały się profesje krawców, kuśnierzy i czapników, blacharzy, faktorów, introligatorów, piekarzy i złotników. W mieście mieszkało jedynie czworo żydowskich fabrykantów, ale trzeba wspomnieć, że nie miało ono jeszcze charakteru miasta przemysłowego. Brakowało nowoczesnych inteligentów pochodzenia żydowskiego, których pełno było w Warszawie i Łodzi. Jeśli tacy się pojawiali, to najczęściej w trakcie robienia kariery przyjmowali chrzest i odchodzili do dzielnic chrześcijańskich. Przykładem takiego zachowania jest lekarz Arct albo Leon Reiner, który uzyskał nawet status honorowego obywatela Cesarstwa Rosyjskiego.
Nie było sprzyjających warunków do asymilacji ludności żydowskiej ze społeczeństwem polskim. Mieszkańcy chrześcijańskiej i żydowskiej części miasta utrzymywali ze sobą ograniczone kontakty. Pierwsi zwolennicy asymilacji pojawili się w latach sześćdziesiątych XIX wieku. Przeważnie należeli do bogatych rodzin. Jedną z nich była rodzina Warmanów stanowiąca trzon asymilantów do wybuchu drugiej wojny światowej. Jej przedstawiciel Bolesław Warman w latach trzydziestych będąc przewodniczącym Gminy Wyznaniowej określał się jako Polak wyznania mojżeszowego. Inne rody asymilanckie to: Lichtenfeldowie, Korngoldowie, Mejersonowie. Związali się z nimi napływowi nauczyciele świeccy oraz prawnicy. Przykład może stanowić Abraham Sołonowicz. Pełnił on funkcję pierwszego kierownika spolonizowanej w czasach przed powstaniem styczniowym szkoły świeckiej dla uczniów żydowskich zwanej Talmud-Torą. Chasydzi oraz ortodoksi oburzyli się na reformę, która odbyła się w 1862 r. i wprowadzała świeckie przedmioty nauczania, w tym język polski. Zwolennicy asymilacji nigdy nie zyskali w środowisku lubelskim przewagi, mimo że popierała ich administracja państwowa. Ich hasłem było uświadamianie i reformowanie ku nowoczesności "ciemnych i zabobonnych mas żydowskich". Jednak większość Żydów patrzyła na nich jak na odszczepieńców i zdrajców szacownej, dobrej tradycji, a także religii. Asymilantów z pogardą nazywano "Niemcami". Lublin pozostał bastionem ortodoksji i chasydyzmu do nadejścia drugiej wojny światowej.
Żydowskim życiem religijnym w Lublinie kierowali rabini i cadycy. Do miasta zapraszano przedstawicieli sławnych rodów rabinackich. Począwszy od XIX wieku głównym rodem rabinackim był ród Aszkenazych. Wywodził się on od rabina mieszkającego w Amsterdamie, a wcześniej urzędującego we Lwowie. W latach 1825 - 1867 urzędowało trzech rabinów: Meszullam Zalman Aszkenazy, Berisz Aszkenazy - bratanek poprzednika, a następnie syn Berisza Jehoszua Heszel Aszkenazy. Ostatni z wymienionych rabinów dostał order świętej Anny oraz honorowe obywatelstwo Cesarstwa Rosyjskiego za wierność w czasie powstania styczniowego. Mimo to popierał wprowadzenie języka polskiego do kanonu nauczania. Jednak nadal pozostawał zamkniętym uczonym religijnym na nowinki ze świata. W chwili, gdy umarł rodzina urządziła spis jego rzeczy. Znajdowało się wśród nich 158 książek o tematyce religijnej i ani jedna o tematyce świeckiej. Spis ten znajduje się w lubelskim archiwum. Pochodzi z 1867 r. Żydzi lubelscy nie zapraszali do siebie rabinów o skłonnościach reformatorskich. Szenur Zalman został następcą ostatniego z rodu Aszkenazych. Był wybitnym talmudystą, autorytetem na skalę guberni lubelskiej. Rozsądzał sprawy, o których rozstrzygnięcie prosili go wysłannicy gmin w Wieniawie, Piaskach, Zamościu i Chełmie. W 1892 r. jego następcą został kolejny wybitny talmudysta - Hillel-Arie Libszyc. Oprócz wykształcenia religijnego posiadał również wykształcenie świeckie i takie też zapewnił swoim synom. Synowie ci sprzyjali reformom religijnym, dlatego też na kolejnego rabina w 1909 nie wybrano żadnego z nich, ale zaproszono Eliasza Klatzkina z Marianopola. Część inteligencji nie chciała się zgodzić na taki wybór i pisała donosy do gubernatora na ciemne masy żydowskie. Ich przeciwnicy w łonie gminy odwzajemnili im się pisząc skargi na odstępców od społeczności, tradycji i wiary.
Tradycjonalizm życia i duża religijność kształtowały oblicze żydowskiego Lublina zwanego niekiedy "Żydowską Jerozolimą". Korespondent warszawskiego, żydowskiego pisma "Izraelita" stwierdzał, że w Lublinie codziennie można było spotkać rankiem szamesa, który uderzeniami drewnianego młotka budził pobożnych Żydów na modlitwę. Religijni Żydzi uznawali Teatr Miejski za miejsce grzechu i rozpusty. Niewielu odważyło się postąpić wbrew ich opinii. Gdy w 1877 r. zorganizowano w nim przedstawienie na rzecz pogorzelców z Bychawy bogata elita żydowska wykupiła najdroższe bilety, ale na spektakl nie przyszła. Nie znaczy to, że nie uczęszczała do teatrów. Owszem - czyniła to, ale nie w "Małej Jerozolimie". Doskonałą okazją do obejrzenia spektaklu teatralnego były wyjazdy do Warszawy czy innych wielkich miast albo za granicę. W takiej sytuacji chodzenie postępowców do teatru lubelskiego nabierało charakteru ostentacyjnej demonstracji. Większość dzieci nie kształciła się w szkołach świeckich, nawet jeżeli kierowali nimi Żydzi. Istniało jedno gimnazjum Talmud-Tora, w którym nauczano polskiego, rosyjskiego i przedmiotów nie związanych z religią. Istniał nawet w niej chór wykonujący hymn "Boże chroń cara" podczas oficjalnych uroczystości. Przypadała na niego setka tradycyjnych chaderów, gdzie nie uczono, ani polskiego, ani rosyjskiego, ani żadnego innego przedmiotu nie związanego ze studiami religijnymi. Najwięcej chaderów mieściło się na ulicy Nadstawnej. Władze carskie oficjalnie nakazywały nauczania w nich języka rosyjskiego. Jednak łapówka dana policjantowi sprawiała, że ograniczał się on tylko do sprawdzenia, czy na ścianie wisi portret aktualnie panującego cara. I tak uczniowie mogli się uczyć, często w ciasnej izbie i niehigienicznych warunkach religijnej tradycji nie poznając nic z nowości obiegających współczesny im świat. Wykształcenia religijnego nie musiały odbierać dziewczęta, toteż więcej ich trafiało na tory nauki świeckiej. Panny z zamożnych domów mogły się kształcić na pensji prowadzonej przez Leę Mandelkernową. Inne chodziły nieraz do gimnazjów państwowych. Na tym kończyły jednak edukację, bo rodzice decydowali o ich dalszym losie, którym było zazwyczaj małżeństwo z pobożnym Żydem. Córki, które się zbuntowały były wykluczone z rodziny. Tak się stało w przypadku późniejszej działaczki socjalistycznego Bundu Beli Szpiro. Została wydana bez pytania o zgodę za Szyffera - chasyda z Opola Lubelskiego. Po kilku latach porzuciła go i zaczęła pracować na niwie społecznej. Ojciec wyklął ją z rodziny i już nigdy nie utrzymywał z nią żadnych kontaktów. Jedynie matka nie opuściła swej nieszczęsnej córki. Sytuacje takie zdarzały się sporadycznie, aż do drugiej wojny światowej.
Mimo nacisków tradycjonalistów religijnych w Lublinie żyło trochę wykształconych Żydówek. Najsłynniejszą z nich była Malwina Mejersonowa, małżonka kupca Bernarda Mejersena. Sławę przynosiła jej powieść drukowana odcinkowo w czasopiśmie "Izraelita". Należy tu zauważyć, że rodzina Mejersonów od dawna była niemal zasymilowana i brak w niej było części obyczajów tradycyjnych. Gdzie indziej wykształcone matki koncentrowały się na zapewnieniu odpowiedniego wykształcenia swym dzieciom. Przykład stanowi Henryk Ehrlich, późniejszy przywódca Bundu w skali ogólnopolskiej. Będąc jeszcze małym matka w tajemnicy przed ojcem posyłała go do świeckiego gimnazjum. Podobno przebierał się w mundurek szkolny dopiero, gdy znalazł się poza domem. Po jakimś czasie jednak ojciec dowiedział się o potajemnym dokształcaniu syna. Strasznie się wówczas zdenerwował i pod wpływem gniewu zniszczył książki i mundurek syna. Szczęśliwie żona zdołała go przekonać, by pozwolił mu ukończyć edukację. Tak też się stało Henryk wyjechał nawet na studia do Warszawy. Sprzyjała temu atmosfera końca XIX wieku, w której wyczuwało się wiatr zmian.
W 1877 r. przeprowadzono przez Lublin linię kolejową z Warszawy do Kowla. Stało się to przyczyną gwałtownego rozwoju przemysłu. Wzrost uprzemysłowienia miasta pociągnął za sobą imigrację chłopów, którzy szukali zatrudnienia w fabrykach. Przybywali także Żydzi z mniejszych miast, jak również uciekinierzy przed represjami antyżydowskimi w centralnych obszarach Cesarstwa Rosyjskiego. Zwano ich Litwiakami. Z nich rekrutowali się nowi karierowicze. Przykładem może być Mojżesz Szczarański - ortodoksyjny Żyd, który dorobił się majątku na fabryce świec i mydła. Stał się też jednym z przywódców Agudas Isroel - ortodoksyjnej partii żydowskiej. Zmieniało się też rozmieszczenie przestrzenne ludności żydowskiej. Zaczęła ona napływać do centrum miasta i innych miejsc niegdyś zarezerwowanych chrześcijanom. Najstarsza część Podzamcza stała się siedliskiem najuboższych Żydów. W 1893 r. na 46 tys. mieszkańców miasta 21 tys. było Żydami, natomiast w 1913 r. na 77 tys. ludności Żydami było 38 tys. osób. Większość z nich zajmowała się kupiectwem, rzemiosłem albo pracowała jako robotnicy. Byli też bardzo bogaci jak i żyjący w nędzy. Czasem niektórzy bardzo szybko dorabiali się fortuny. Przykład stanowi rodzina Zylberów posiadająca gorzelnie w Lublinie i Kowlu, browar na ulicy Bychawskiej i cegielnię w Helenowie. Pochodzący z Międzyrzecza Podlaskiego Symcha Bromberg zdołał osiągnąć własnymi siłami pozycję jednego z najważniejszych dostaw chmielu dla lubelskich browarów. Po 1918 r. został wybrany na wiceprezesa Lubelskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. Bogactwo bynajmniej nie osłabiało religijności. Kamienicznik Lejzor Roszgold wybudował na podwórzu swojej kamienicy dom modlitwy.
Asymilatorom i postępowcom nie udało się nigdy zdobyć większego uznania w lubelskiej społeczności żydowskiej. Niemniej jednak istnieli, a pod koniec XIX wieku dołączyli do nich nawet syjoniści. Zwolennikom asymilacji nie udało się uzyskać własnej bożnicy mimo prób zajęcia na ten cel Teatru Starego na ulicy Jezuickiej. Ostatecznie mimo skromnego poparcia zdołali, także dzięki pomocy gubernatora, zdominować instytucje gminne po 1900 r.
Lublin posiadał najniższy wskaźnik ludności o zadeklarowanej narodowości żydowskiej, która używa języka polskiego. Niemniej wspomnienia ludzi wychowujących się w okresie międzywojennym w "Małej Jerozolimie" wskazują, że w żydowskich rodzinach niejednokrotnie używano języka polskiego, zwłaszcza wśród młodszego pokolenia. Dawno zasymilowane rodziny mogły nie znać nawet jidysz. Nierzadko ich potomkom przychodziło go poznawać w gettach i obozach koncentracyjnych. Mimo to duża grupa ludności żydowskiej zamieszkująca typowo żydowskie rewiry jak ulica Szeroka, Krawiecka, Nadstawna, Zamkowa, Podzamcze czy część Lubartowskiej mogły przez całe życie nie używać języka polskiego. W ich domach nie mówiono po polsku. Potem nie uczyli się go w religijnej szkole. Mieszkali z Żydami i wśród Żydów. Nie utrzymywali kontaktów towarzyskich z różną narodowo i językowo ludnością. Jedyne kontakty jakie z nią mogły ich połączyć miały charakter ekonomiczny lub urzędowy. Sprawiało to, iż można było trafnie powiedzieć, że społeczność żydowska i polska żyły obok siebie, ale bynajmniej nie ze sobą.
Przejście z Krakowskiego Przedmieścia na ulicę Krawiecką było przejściem między dwoma całkowicie odmiennymi światami. Było to przejście od dostatku do skrajnego niejednokrotnie ubóstwa. Wielu bogatych Żydów nigdy nie odwiedziło żadnej ulicy, na której w nędzy żyli ich biedni ziomkowie. Niektórzy nawet w getcie nie przekraczali tej granicy i nie odwiedzali ulicy Krawieckiej.
W drugiej połowie lat trzydziestych dwudziestego wieku polscy nacjonaliści rozpętali kampanię antyżydowską. Wzywano do bojkotu sklepów żydowskich. Zdarzały się nawet pobicia w Ogrodzie Saskim albo na ulicy. Raz chuligani wybili okna w siedzibie redakcji żydowskiej gazety "Lubliner Tugblat" na ulicy Królewskiej. Tym sposobem pogłębiano granicę oddzielającą mieszkańców tego samego miasta różnej narodowości. Kampanię antysemicką najsilniej odczuwali Żydzi zamieszkujący rejony Śródmieścia i ulicy Lubartowej. Były też takie miejsce, gdzie ona nie objawiała się jak na Kalinowszczyźnie zamieszkałej przez polskich i żydowskich robotników pracujących w należących do Żydów garbarniach.
Życie kulturalne polskie i żydowskie toczyło się obok siebie. Jednak nieraz bardziej zasymilowani Żydzi bywali na polskich przedstawieniach teatralnych, czy w polskich kinach oglądając polskie filmy. Jednakże Polacy nie uczęszczali nigdy na żydowskie przedstawienia. Jednym z problemów, nie dopuszczających do tego, była bariera językowa.
Pod koniec XIX w. w Lublinie pojawili się pierwsi syjoniści. Dr Dawid Cynberg doprowadził do powstania czternastej bożnicy mieszczącej się w jego własnym domu przy ulicy Kowalsiej 14. Utworzono przy niej pierwszą szkołę syjonistyczną. Działała też niewielkich rozmiarów bożnica syjonistów w domu Borucha Kolberga na ulicy Rybnej. Mimo to zdecydowana większość Żydów obstawała przy tradycji. Sprzyjało temu ich skupienie w okolicach Podzamcza oraz zaułkach Starego Miasta. Izolacja ta dla wielu stała się przyczyną tragedii w czasach drugiej wojny światowej.
Los Żydów i Polaków był związany przez wspólną historię. Gdy Rzeczpospolita została rozdarta przez mocarstwa zaborcze ucierpiała także na tym ludność żydowska. Dostała się bowiem w granice państw, które w przeciwieństwie do dawnej Polski, prowadziły wobec niej politykę dyskryminacyjną, utrudniały jej zajmowanie się handlem i przedsiębiorczością, próbowały wynaradawiać albo skłaniać do wyjazdu na przykład do USA lub Ameryki Południowej. Władze carskie wprowadziły dla niej restrykcje odnośnie podróżowania i osiedlania się. Tak samo kongresowe Królestwo Polskie i Rzeczpospolita Krakowska nie wyrzekały się antysemickich tendencji w swej polityce. Niektóre miasta pozostawały zamknięte dla osadników żydowskich. Prowadzono akcję tzw. "rewirowania", czyli zamykania Żydów w gettach. Z rokiem 1862 i reformami Aleksandra Wielopolskiego te ograniczenia zostały zniesione. Część żydowskiej ludności wzięła udział w powstaniu styczniowym. Represje rządu carskiego dotknęły także ją. Nie dawano Żydom zatrudnienia w administracji i na kolei. Utrudniano im dostęp do kształcenia się w szkołach wyższych i średnich. Nie mogli też dzierżawić gruntów, ani nabywać ziemi na wsi.
Pod koniec XIX wieku ziemie polskie zamieszkiwało około 2 mln 200 tys. osób uznających się za Żydów, 1.3 mln z nich mieszkało w Królestwie Kongresowym, 800 tys. w Galicji, 100 tys. na Pomorzu i w Wielkopolsce. Większość z nich zajmowała się zawodami, które tradycyjnie do nich zostały przypisane. Bogaci byli kupcami, bankierami i przemysłowcami. Biedni zajmowali się handlem, rzemiosłem, różnymi usługami oraz pracą najemną. Większością dziewiętnastowiecznych sklepików zarządzali Żydzi. W czasie rewolucji przemysłowej wytworzyła się żydowska klasa robotnicza.
W końcu XIX wieku nastąpił okres wielkich ruchów masowych. W tym czasie zaczął rozpowszechniać się nacjonalizm. W tej atmosferze, także Żydzi zaczęli się postrzegać jako rozproszony naród nie posiadający własnego terytorium. Z przekonań tych wyrósł ruch syjonistyczny, który dążył do utworzenia żydowskiego państwa narodowego na ziemiach dawnego Izraela. Twórca syjonizmu Teodor Herzl powołał do życia Światową Organizację Syjonistyczną na zjeździe zwolenników w Bazylei. Syjoniści byli aktywni także na ziemiach polskich. Jednak nie zmonopolizowali życia politycznego Żydów w Polsce. Schyłek XIX wieku rozbudził wśród nich aktywność ruchów lewicowych. W 1897 r. powstał Ogólnożydowski Związek Robotniczy Bund zrzeszający masy robotnicze pochodzenia żydowskiego. Istniał równolegle też nurt asymilatorski, głównie wśród zamożnych i wykształconych środowisk żydowskich. Jego przedstawiciele pragnęli być Polakami wyznania mojżeszowego. Zdobyli oni wielu zwolenników, jednak nie zdołali jednak przekonać do tego większości swoich rodaków. Druga wojna światowa położyła kres obecności dużej społeczności żydowskiej w Polsce. Szkoda, że przez cały okres jej istnienia Polacy i Żydzi żyli tak często obok siebie, a tak rzadko ze sobą.
W chwili rozpoczęcia wojny, w 1939 roku pośród 122 019 mieszkańców, żydowska ludność Lublina liczyła 42 830 osób. Stanowiło to 31% populacji. Pierwsi Żydzi zginęli już w dniu gdy Niemcy zwycięsko wkroczyli do miasta. Od listopada 1939 roku wszyscy Żydzi musieli nosić specjalne opaski identyfikacyjne. Gwiazdą Dawida musiały być oznaczone wszystkie sklepy i przedsiębiorstwa żydowskie. W roku 1940 Wszystkich obywateli pochodzenia żydowskiego oddzielono murami od reszty miasta. Powstało tak getto, oznaczone przez Niemców numerem 9. W owym okresie funkcje Gminy Wyznaniowej Żydowskiej przejęła Rada Żydowska - Judenrat, mająca pośredniczyć pomiędzy lubelską społecznością żydowską a władzami okupacyjnymi. Prawdziwy pogrom nadszedł wraz z końcem 1941 roku. Hitlerowcy prowadzili od tego czasu systematyczną akcję fizycznej eksterminacji Żydów. Jej końcowym aktem była likwidacja getta. Pociągami i ciężarówkami wywożono ich z miasta. Dnia 9 listopada 1942 r. ponad 40 tys. Żydów z Lublina napotkało śmierć. Zostali oni przetransportowani do obozów zagłady, w Bełżcu, Majdanku, byli również rozstrzeliwani w Lesie Krępieckim nieopodal miasta. Tę kaźń upamiętnia dziś, znajdujący się między ulicami Lubartowską a Świętoduską - plac Ofiar Getta.
Do stycznia 1945 r. w Lublinie mieszkało około 3.000 Żydów, chociaż w pierwszych dniach po wyzwoleniu tj. od 22 lipca 1944 r. ujawniło się zaledwie około 30 osób. Pozostali ukrywali się poza Lublinem lub wrócili z ZSRR. Do końca 1945 r. w Lublinie usiłowano reaktywować żydowskie życie w niepodległej Polsce. W tym celu uruchomiono szkołę żydowską, zbierano relacje ocalałych, tu też zaczęła ukazywać się gazeta żydowska. Kolejne fale emigracji, zwłaszcza po pogromie kieleckim w 1946 r., doprowadziły do radykalnego zmniejszenia się liczby Żydów w Lublinie. Na masową skalę zaczęli oni opuszczać to miasto. W 1948 r. mieszkało w tym mieście zaledwie około 500 osób narodowości żydowskiej. Pozostali rozproszyli się po całym świecie. W Izraelu, USA i we Francji powstały komitety lubelskie, starające się kultywować pamięć o Żydach z Lublina. Ostatnia fala emigracji Żydów z Lublina nastąpiła w wyniku kampanii antysemickiej w 1968 r. Dzisiaj w Lublinie pozostała zaledwie garstka osób pochodzenia żydowskiego. Obecnie do naszych czasów, po wojennej zawierusze przetrwała do dziś jedna, jedyna bóżnica, stojąca przy ul. Lubartowskiej 10. Znajduje się w niej dziś Izba Pamięci, w której można podziwiać nieliczne, ale cenne pamiątki obrazujące historię i kulturę lubelskich Żydów.
Według spisu z 2004 roku mieszka w Lublinie zaledwie 9 osób pochodzenia żydowskiego.