Badania przeprowadzone w USA w latach 1972-2002, przez Glena Firebaugha i Laurę Tach wykazały, że osoby zamożniejsze są szczęśliwsze od ubogich. Poczucie szczęścia nie zależy jednak od wysokości zarobków, ale jest wynikiem dokonywanych porównań społecznych.
Celem badań było sprawdzenie, czy szczęście można mierzyć ilością nabywanych dóbr, czy raczej różnicą między naszymi dochodami a zarobkami innych osób. W badaniach wykorzystano ankiety zbierające informacje o wysokości dochodów, odczuwanym zadowoleniu z życia, stanie zdrowia, wykształceniu, skutkach starzenia się, rasie, stanie cywilnym. W badaniu brały udział osoby między 20 a 64 rokiem życia.
Analiza wyników ujawniła, że największy wpływ na poziom poczucia szczęścia miał stan zdrowia, a po nim kolejno: zarobki, wykształcenie i stan cywilny.
Z badań wynikało również, że oceniając własne dochody, Amerykanie porównują się z rówieśnikami. od tego, jak wypadają w takim porównaniu zależy ich subiektywne poczucie szczęścia.
Firebaugh nazwał to zjawisko "hipotezą hedonistycznego kieratu": dochody Amerykanów stale rosną; jeżeli chcemy czuć się szczęśliwi, musimy nabywać więcej dóbr niż przysłowiowi "Jonesowie z naprzeciwka". Jonesowie także chcą być szczęśliwi, więc próbują nas materialnie prześcignąć. W naszej pogoni za szczęściem dążymy do tego, by zarabiać coraz więcej, aby móc kupować coraz więcej. Jeżeli jest to niemożliwe, stajemy się coraz bardziej nieszczęśliwi.
Pieniądze nie mogą dać człowiekowi szczęścia, ale mogą mu pomóc w jego osiągnięciu. Są niezbędne do zachowania życia i zdrowia, prawidłowego rozwoju, zaspokojenia podstawowych potrzeb fizjologicznych. Mogą być wyrazem naszego wsparcia dla innych.
Oczywistym jest, że nie można kupić miłości, przyjaźni, chociaż znajdą się tacy, którzy będą próbować. Oczywistym jest, że istnieją ludzie dla których pieniądz jest najwyższą wartością.