Ikar stał się w literaturze symbolem młodzieńczego buntu i swobody marzeń. Mityczny lotnik swoją chęć poznania przepłacił życiem. Opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza nawiązuje jednak nie tyle do antycznego mitu, ile do malowidła P. Bruegla. Na obrazie tego XVI wiecznego malarza, zatytułowanym ,,Upadek Ikara" , trudno w pierwszej chwili odnaleźć postać mitycznego bohatera. Na pierwszym planie widzimy chłopa uprawiającego pole. Dopiero gdy dokładnie przyjrzymy się tłu zauważymy, że z znajdującej się za rolnikiem tafli morskiej wody wystaje stopa. Możemy zatem przypuszczać, że właśnie przed chwilą Ikar spadł do wody i tonie. Nikt jednak nie zwraca uwagi na jego śmierć.

Podczas II wojny światowej, w okupowanej Warszawie, doszło do wydarzenia, które przypomniało pisarzowi scenę przedstawioną na obrazie niderlandzkiego artysty.

Życie w zajętej przez Niemców stolicy toczyło się na pozór całkiem normalnie. W zwykłe dni ludzie pracowali, dzieci bawiły się na podwórkach i tylko gdzieniegdzie widać było niemieckie patrole. Jednak gdy tylko zbliżał się wieczór, każdy chciał wrócić jak najprędzej do domu.

Pewnego dnia autor stał na przystanku i czekał na tramwaj mający zawieść go do jego dzielnicy. Wokół panował jeszcze spory ruch. Wielu ludzi kończyło pracę o tej porze i właśnie wracali oni do swoich mieszkań. Jarosław Iwaszkiewicz szczególną uwagę zwrócił na młodego, kilkunastoletniego chłopaka. Dla własnych potrzeb nadał mu imię Michaś i obserwował jego zachowanie.

Nastolatek był tak zajęty lekturą jakiejś książki, że nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego dzieje. Kilkakrotnie cudem uniknął wypadku. Zaczytany nie uważał na ruch uliczny. W końcu doszło do tragedii. Chłopiec wyszedł na jezdnię wprost pod koła nadjeżdżającej karetki gestapo. Prowadzący samochód Niemiec, gwałtownie zahamował i odbił w drugą stronę. Michaś nie został potrącony, ale i tak znalazł się w poważnych tarapatach. Niemcy wysiedli z auta i władczym, zdecydowanym gestem kazali podejść Michasiowi do siebie. Chłopiec próbował się jakoś wytłumaczyć. Przepraszał i pokazywał na książkę, która była przyczyną wypadku. Niestety gestapowcy nie chcieli go słuchać. Wylegitymowali chłopca i jak tylko obejrzeli jego dokumenty, rozkazali Michasiowi wsiąść do karetki. Młody człowiek już nawet nie protestował. Wsiadł do samochodu, który ruszył w stronę posterunku gestapo.

Iwaszkiewicz z przerażeniem stwierdził, że pomimo tego iż tragedia Michasia rozegrała się na oczach tylu osób, nikt nie zwrócił na nią uwagi. Żaden z pogrążony w własnych sprawach przechodniów, nawet nie pożałował chłopca, który być może już nigdy nie wróci do domu.