"Utopia ma głowę wysoko, ale stopę nisko" (K. Kord)

Przechadzając się ulicami miasta można dostrzec wiele rzeczy, które mogą skłonić nas do myślenia, co by było gdyby ten świat został urządzony inaczej. Wszakże nierzadko widzimy scenki, które przyprawiają nas o mdłości. Grupka wyrostków bije jakiegoś człowieka, ktoś starszej pani wydarł torebkę, a ją samą popchnął na trotuar, jakiś pijany mężczyzna zatacza się od jednej strony chodnika po drugą. Cóż, wydaje się, że jeszcze jesteśmy daleko od tego raju, który miała nam przynieść cywilizacja techniczna, a o którym marzyli i filozofowie, i wynalazcy. Wszakże już dziewiętnasty wiek miał przynieść rozwiązanie co najmniej większości problemów, jakie trapiły ludzkość przez wieki, ale gdy okazało, że nie ma na to wielkich szans, to nadzieję na spełnienie naszego marzenia o raju na ziemi zaczęto lokować w dwudziestym, a gdy z kolei stało się jasnym, że i w nim raczej nie, to i w dwudziestym pierwszym. Można zatem zupełnie spokojnie założyć, że im bliżej będziemy początku dwudziestego drugiego wieku, to tym bardzie będziemy właśnie w nim pokładać coraz większe nadzieję na spełnienie naszego marzenia o raju na ziemi. I tak w nieskończoność, gdyż to pragnienie jest po prostu utopijne.

Istnieje jakaś przedziwna rozbieżność pomiędzy projektami idealnie urządzonej rzeczywistości, jakie snują wielcy filozofowie, czy też myśliciele, a próbami ich wprowadzenia w życie. Znamiennym przykładem może być tu koncepcja Marksa i jej praktyczna realizacja, czyli Związek Radziecki. Jak sądzę rzecz nie wymaga żadnego komentarza. Od samego początku, czyli "Państwa" Platona, ciąży zatem nad wielkimi projektami fatum, które sprawia, że chybiają one swych zamierzeń. Nic zatem dziwnego, że te wszystkie projekty zostały nazwane grecki słowem outopos, czyli miejsce, które nie istnieje.

Mimo tych złych doświadczeń ludzie jednak nie przestali marzyć o lepszej rzeczywistości, o raju na ziemi. I dobrze, gdyż to pragnienie stanowi siłę napędową, która pozwala zmieniać oblicze ziemi, mimo iż finalne efekty nigdy nie są zadawalające, a często bywają wręcz tragiczne.

Opisując świat według mych wyobrażeń, mą własną utopię, chciałbym stworzyć jak najszerszy projekt, który nie będzie stanowił wyłącznie mojego wyobrażenia o raju na ziemi, lecz brał również po uwagę pragnienia i marzenia innych ludzi, dlatego, ażeby ta ideę, uskutecznić będę w procesie kreacji "miejsca, które nie istnieje" wspomagał się pracami innych utopistów.

Zacznijmy zatem od szesnastowiecznego dzieła angielskiego męża stanu Thomasa More'a. W swym dziele zatytułowanym "Utopia" (to właśnie More wymyślił tą nazwę) przedstawia on idealne społeczeństwo, rządzące się sprawiedliwymi prawami. Obywatele tego państwa - nazywało się ono Utopia - są równi pod względem swych obowiązków, jak i przywilejów, co w owym czasie, gdy powstawała ta książka nie było wcale rzeczą oczywistą. Poza tym państwo zapewniało każdemu minimum socjalne, by tak rzec współczesnym językiem, a zatem nie było bezdomnych na ulicach miasta, czy żebraków na ulicach. W Utopi nie ma konfliktów religijnych, gdyż każdy obywatel ma zapewnioną pełną swobodę wyznawania, jakiej tylko zechce, wiary. Nie znane są tu również pieniądze, gdyż własność jest wspólna - jeżeli komuś coś trzeba, to bierze sobie z ogólnie dostępnych, wielkich magazynów. Co ciekawe w tym państwie panuje również równouprawnienie płci.

Także w polskiej literaturze znajdujemy rojenia o idealnym państwie. Chodzi mi, oczywiście, o "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki" Ignacego Krasickiego. Biskup Warmiński kreśli obraz idealnej społeczności żyjącej na wyspie Nipu, żywi przy tym przekonanie, iż rozwiązania społeczne i polityczne przynajmniej w jakiejś części dałoby się zastosować w Rzeczpospolitej. Wszyscy Nipuańczycy są równie wobec prawa, a zatem nie jest tak, iż za zabicie chłopa szlachcic płaci grzywnę, natomiast za zabicie szlachcica chłop jest karany na gardle, co było na porządku dziennym w państwie sarmatów. Społeczność nipauańska nie zna również takich pojęć jak "kradzież" czy "oszustwo", gdyż takie popełnianie takich przestępstw nie leży w ich naturze. Państwo to opiera swą potęgę gospodarczą na rolnictwie. Rządy zaś sprawowane są tu na zasadzie starszeństwa. Na czele Nipuańczyków stoi zatem najstarszy i najmądrzejszy członek ich społeczności, corocznie również celebruje się uroczyście święto pra - ojca. Oczywiście, na Nipu nie są znane również wojny, gdyż, po pierwsze, przemoc nie leży w naturze jej mieszkańców, po drugie zaś, każdemu są wydzielane dobra i towary podług jego potrzeb a zatem nie ma powodu, aby zabierać je innym. Cóż, jednym słowem istna utopia.

Innym przykładem utopijnego myślenia rodzimego chowu stanowi fragment powieści Stefana Żeromskiego zatytułowanej "Przedwiośnie" przedstawiającej wizje, tzw. "szklanych domów". Ojciec Cezarego Baryki rozwija przed nim koncepcje takiego rozwoju społecznego, który pozwoliłby chłopom i robotnikom na godne życie. Jednym z elementów tego planu jest pomysł, aby zamieszkali oni w domach ze szkła, które zapewniałyby ich mieszkańcom dostęp do bieżącej wody oraz innych udogodnień sanitarnych, a także pozwalały na prawdziwy odpoczynek po męczącej pracy. Oczywiście, takie budownictwo powinno być finansowane przez rząd, ale aby nie obciążać zbytnio państwowej kasy, należałoby się postarać o wymyślenie nowych, tanich technologii, budownictwa komunalnego. Cóż, Cezary te rojenia swego ojca wziął za rzeczywistość, zatem gdy zobaczył jak naprawdę wyglądają polskie miasta, mocno się rozczarował.

Owe powyżej omówione utopie podsunęły mi kilka pomysłów, które postanowiłem wykorzystać przy tworzeniu własnej koncepcji idealnego państwa.

Mój świat przypominałby rajski ogród. Pełno byłoby w nim drzew, różnorakich roślin, wielobarwnych kwiatów i zwierząt o raczej spokojnym usposobieniu. Nie kłopotalibyśmy się czymś takim jak zima, gdyż jej by po prostu nie było. Co najwyżej krótkotrwała pora deszczowa. Pomiędzy drzewami ciągnęłyby się długie aleje, po których ludzie mogliby spokojnie spacerować i podziwiać cuda przyrody. Elewacje domów harmonijne komponowałyby się z otoczeniem, w którym by się one znajdowały. Ludzie byliby cały czas zadowoleni, bo jakże być nieszczęśliwym żyjąc w przyjaznym i słonecznym świecie? Każdy z nas miałby dochody które pozwalałyby mu na przyzwoitą egzystencję. Nie istniałaby zatem bieda, bezdomni i żebracy. Nie rodziłyby się zatem pomiędzy nami antagonizmy, nie dochodziłoby do zbędnych sprzeczek, nie byłoby wzajemnych animozji, bo i dlaczego, skoro każdy z nas ma właśnie to, czego potrzebuje. W skład tego społeczeństwa wchodziliby bardzo różni ludzie zarówno pod względem rasy, jak i swych zdolności i możliwości rozwoju, co powodowałoby na powstanie niezwykle interesującej mozaiki kulturowej. W tym społeczeństwie byłby położony silny nacisk na rozwój cywilizacyjny i techniczny. Tak zatem dzięki postępowi w dziedzinie badań naukowych nad różnymi schorzeniami człowieka, udałoby się zapewne większość z nich wyeliminować z naszego życia, co, oczywiście, wpływałoby pozytywnie na nasze samopoczucie.

Nasze życie było by wygodniejsze i bardziej beztroskie, dzięki rozwojowi techniki. Nie musielibyśmy już na przykład mitrężyć czas po różnych urzędach załatwiając zgoła banalne sprawy, gdyż wystarczyłoby usiąść swym prywatnym komputerem i poinformować odpowiednie urzędy o tym, czego od nich oczekujemy. Oczywiście, owe urzędy również byłyby skomputeryzowane i najbardziej typowe sprawy byłyby załatwiane od ręki. W moim państwie nie istniałyby żadne rządy, nie licząc zmieniających się od czasu do czasu administratorów - by tak powiedzieć - całego systemu. Sądownictwo właściwie również nie, gdyż każdy obywatel przestrzegałby sam z siebie naturalnego kodeksu moralnego. Jest to, oczywiście, idea zaczerpnięta z "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków".

W mym idealnym społeczeństwie bardzo duży nacisk kładziono by na edukację, jakkolwiek nie oznacza to jakiegoś przymusu i ślęczenia dzieci nad książkami, raczej rozwój ich naturalnych zainteresowań, które szkoła by jedynie ukierunkowywała. Wszakże nie każdy ma predyspozycje do zostania profesorem uniwersytetu, lub też bycia wielkim pisarzem, niektórzy po prostu będą lepszymi mechanikami samochodowymi i wiedza praktyczna zdobyta w szkole o odpowiednim profilu przyda się im o wiele bardziej, niż przeczytanie wszystkich dzieł zebranych Adama Mickiewicza.

Ważną składową życia społecznego stanowi bez wątpienia religia. W moim idealnym państwie, podobnie zresztą jak w tym projektowanym przez More'a, będzie panowała wolność wyznania i tolerancja. Nikt nikomu nie będzie nakazywał, jakiego Boga ma czcić i czy w ogóle jakiegoś czcić.

Oczywiście, także w dziedzinie kultury będzie panował pełen pluralizm, nie będzie istniał tylko jeden, właściwy, jej model, któremu wszyscy musieliby się podporządkować. Pomiędzy poszczególnymi jej wersjami dochodziłoby do różnorakich fuzji, a co za tym idzie do tworzenia się jej nowych wariantów, co byłoby niezwykle ubogacające dla obywateli mego idealnego państwa.

Nie oznacza to jednak, iż zniknęłoby zupełnie pojęcie narodu. Ludzie nadal dzieliliby się na Polaków, Niemców, Chińczyków, Nigeryjczyków itd., itp., czuliby nadal sina wieź ze swą wspólnota narodową, ale jednocześnie nie byliby skrajnymi nacjonalistami, nie chcieliby, aby ich naród zdominował inne. Po prostu byliby otwarci na świat przy zachowaniu swej tożsamości.

Mój idealny świat zamieszkiwaliby zatem szczęśliwi, długowieczni, tolerancyjni i przyjaźni ludzie, którzy z jednej strony spełnialiby się jako indywidualne jednostki ludzkie, z drugiej zaś, jako członkowie społeczeństwa. Człowiek byłby tu traktowany jako wartość sama w sobie, a postęp technologiczny służyłby włącznie jego dobru.

Nie wiem czy ta wizja kiedykolwiek się ziści, raczej wątpię, co wcale nie znaczy, że nie wierzę, iż mój projekt idealnego społeczeństwa jest skazany z góry na porażkę. Po prostu jestem ostrożny, co wynika z doświadczeń ludzkości z wprowadzanie jakichkolwiek utopi w życie. Gdy bowiem jesteśmy zbyt przejęci jakąś wizją, przestajemy dostrzegać poza nią inne rzeczy, a szczególnie te, które mogłyby jej przeczyć. Dobrym zatem pomysłem, jak sądzę, jest koncepcja, aby wielkie idee przemiany ludzkości nie wychodziły spod pióra jednego człowieka, ale aby wciąż pracował nad nim sztab ludzi szukając coraz to nowych rozwiązań i słabości w proponowanych. Kto wie, może dzięki temu rzeczywiście uda się kiedyś ludzkości stworzyć miejsce, którego niema? Nie ma dzisiaj, dodajmy.