W każdym wieku człowiek zachowuje się trochę inaczej. Kiedy jest już dorosłym, to nie w głowie mu figle i wygłupy. Jednak kiedy się ma kilka lat na przykład siedem to wtedy pojawia się wiele pomysłów. Nie wszystkie z nich są rozsądne i godne pochwały. Jednak w tak młodym wieku nie zwraca się uwagi na takie fakty. Ważniejsze jest, by miło spędzić czas chociażby w towarzystwie ulubionej koleżanki. Tak też było w moim przypadku.

Kiedy chodziłam do przedszkola, to zaprzyjaźniłam się z Martą. Od tej pory wszędzie byłyśmy razem i czasami dopiero rodzice nas zmuszali, abyśmy już wracały do swoich domów i zabrały się za naukę. Kiedy tylko udało się wygospodarować trochę wolnego czasu, to wybierałyśmy się na wędrówkę po naszym miasteczku. Odkąd miałyśmy rowery to nasze trasy podróży znacznie się wydłużyły. Wybierałyśmy się na peryferie, nawet w całkiem nieznane rejony. Aby nikt się o nas nie martwił, to mówiłyśmy, że będziemy w pobliżu. Nasi rodzice na pewno byliby niezadowoleni, gdyby te wyprawy wyszły na jaw. Przez jakiś czas udawało się utrzymać wszystko w tajemnicy. Jednak w końcu wyszło szydło z worka.

Było wtedy majowe popołudnie i piękna słoneczna pogoda. Wobec tego w cienkich bluzeczkach wsiadłyśmy na rowery i ruszyłyśmy przed siebie. Aby nie umierać z głodu, więc w wielkiej tajemnicy każda z nas zabrało trochę prowiantu z lodówki. Nie zapomniałyśmy też o napojach, bo było bardzo gorąco. Tym razem pojechałyśmy przed siebie w taki rejon miasta, który miał złą sławę. Rodzice ostrzegali nas, abyśmy tam się nigdy nie zbliżały, ale to tym bardziej nas zachęciło do wyprawy. Rzeczywiście kiedy tam przyjechałyśmy to okolica nie specjalnie nam się podobała. Bloki były jakieś zaniedbane, było mało zieleni. Zaczepił nas nawet jakiś nieznajomy i zapytał, czy nie mamy pożyczyć 2 złote. Pokazałam puste kieszenie w spodniach i na szczęście odszedł od nas.

Chciałyśmy wracać, ale głód upomniał się o swoje prawa. Więc przysiadłyśmy na jakiejś połamanej ławce i zjadłyśmy nasze kanapki. Jeszcze trochę poplotkowałyśmy i postanowiłyśmy wracać. Jednak ku naszemu zaskoczeniu nagle zaczął się silny wiatr, a po chwili zaczęło padać. To było prawdziwe oberwanie chmury. Bezradne rozglądałyśmy się wokół i wtedy Marta - moja koleżanka zauważyłyśmy jakiś stary samochód. Był to zdezelowany mały fiat. Szarpnęłyśmy za klamkę i weszłyśmy do środka. To właściwie był złom, w środku pełno było kurzu i pajęczyn. Jednak nie miałyśmy innego wyjścia. Nasze bluzki już prawie przemokły, a o powrocie przez jakiś czas nie mogło być mowy. W środku było znacznie lepiej. Nawet oswoiłyśmy się z tym miejscem i dobre pół godziny tam spędziłyśmy.

Kiedy ponownie wyszło słońce na niebo wtedy postanowiłyśmy wracać. Niestety wtedy okazało się, iż w żaden sposób nie można otworzyć drzwi. Próbowałyśmy na wiele sposobów, ale na niewiele się to zdało. Marta proponowała, aby rozbić jedną z szyb i w ten sposób się wydostać na zewnątrz. Ja jednak bałam się, że rozbite szkło może nas skaleczyć. Zaczęłyśmy krzyczeć, ale jak na złość nikt tamtędy nie przechodził. Zresztą to miejsce było trochę na uboczu i pewnie dlatego mało tam było przechodniów. W międzyczasie zaczęło się już ściemniać. Pomyślałyśmy, że rodzice się pewnie o nas martwią, a my tkwimy w tym wraku. W końcu Marta postanowiła wybić szybę. Odsunęłyśmy się jak najdalej w tył. Szkło pękło, ale trzeba było się dobrze napracować, by powybijać pozostałą część. W czasie tej pracy obydwie trochę się pokaleczyłyśmy. Były jeszcze zadrapania, ale w końcu udało się nam wydostać. Byłyśmy szczupłe więc zmieściłyśmy się w otwór.

Chyba strach dodawał nam skrzydeł, bo pomimo zmęczenia stosunkowo szybko wróciłyśmy do domu. Tam już siedzieli zdenerwowani rodzice, którzy od jakiegoś czasu próbowali nas znaleźć. Ucieszyli się, ze w końcu się znalazłyśmy i nic nam się nie stało. Jednak moja mama kategorycznie zażądała wyjaśnień. Niepokoiły ją zwłaszcza zadrapania na rękach i kolanach. Nie było innego wyjścia, tylko musiałam wyznać szczerą prawdę. Żadne wykręty na nic się nie zdały. Oczywiście potem był czasowy zakaz kontaktowania się z Marta i wyjeżdżania gdziekolwiek na rowerze. Bardzo to wtedy przeżyłam, ale moje prośby nie robiły wrażenia na mojej mamie. Poniosłam karę.

Oczywiście później jeszcze spotykałam się z Martą. Jednak taka historia nam się już nie przytrafiła. Kiedy już byłam starsza, to zawsze pamiętałam, by na wycieczkę rowerową brać okrycie przed deszczem. Nigdy też więcej nie wchodziłam do raków samochodu. Taki obraz szczenięcych lat pełen przygód i niecodziennych zdarzeń pozostał mi w pamięci.