Można się zastanawiać jak potoczyłyby się losy Romea i Julii, gdyby dowiedzieli się o swoich wzajemnych planach oszukania rodzin przez pozorowana śmierć. Nie popełniliby wtedy samobójstwa, lecz nie wiadomo czy dane by im było szczęśliwe życie. Właśnie wszak ono zagrażało im, i ściągało nienawiść rodzin. Gdyby przeżyli pewnie nic by się nie zmieniło, dopiero ich śmierć była tak wielkim szokiem i punktem zwrotnym dla ich rodziców że zrozumieli oni, ze zniszczyli im życie swoja nienawiścią, która zawsze rujnuje i najczęściej zwraca się przeciwko powodowanych tym uczuciem ludzi. Kochankowie jednak ponieśli śmierć będąca niejako odkupieniem ich rodzin. Nie wiem tez czy byliby oni w stanie żyć szczęśliwie i spokojnie do naturalnego kresu ich dni, ukrywając się przed rodzina, może pojawiłyby się pomiędzy nimi niesnaski, żale o to że nie dość ta druga strona chciała się pogodzić z przeciwna rodziną, wzajemne oskarżenia i gorycz. Szekspir pokazał ich śmierć niejako kończąc ten dramat jedynym naturalnym rozwiązaniem w tym tragicznym konflikcie.
Bez wątpienia jest to najbardziej poruszająca historia miłosna jaka została kiedykolwiek napisana. Podobna jest w swej wymowie do "Cierpienia młodego Wertera" gdzie również kochankowie zostali rozdzieleni, jednak u Goethego poprzez sprawy wewnętrzne, ich nieczułe, przynajmniej ze strony Lotty, serca. U Szekspira zły i okrutny dla kochanków jest świat zewnętrzny. Boja się go oni i starają przed nim uciec. Choć giną nie można ich obarczyć wina za tę decyzję i mówić o klasycznym samobójstwie z miłości. Warto także wspomnieć, że jakby alternatywne zakończenie tego dramatu napisał Tadeusz Konwicki w swojej "Kronice wypadków miłosnych", tam młodzi kochankowie którzy znaleźli się w podobnej sytuacji wobec rodzin i świata zjadają zatrute poziomki, lecz nie giną. Zostają odratowani i cały dramat ich miłości rozpływa się w powolnym zapomnieniu o nim. Jest to dla mnie o wiele smutniejsze niż losy kochanków przedstawione przez Szekspira, którzy niewątpliwie połączą się w zaświatach.