Rozpoczynając moje rozważania na temat tolerancji we współczesnym świecie, przede wszystkim należy odpowiedzieć na pytanie, co oznacza ów termin. W naszym języku pod słowem ,,tolerancja" kryje się wyrozumiałość oraz w pewnej mierze akceptacja innej nim moja religii, koloru skóry, poglądów, czy postaw. Człowiek tolerancyjny nie pała nienawiścią do drugiego człowieka tylko dlatego, że ma on inne poglądy, zwyczaje. Zresztą każdy z nas pragnie być akceptowany przez społeczeństwo. Nie chcemy być odsunięci na margines grupy, w której żyjemy. Warto więc zapytać samego siebie, czy ja sam nie przyczyniam się do tego, iż ktoś inny zostaje usunięty poza nawias społeczny? Istota ludzka pragnie być akceptowana przez środowisko, w którym żyje. Chce być tolerowana taką, jaką jest, jaki ma kolor skóry i jakie poglądy. Skąd więc tyle w nas nienawiści? Jakie jest źródło ludzkiej antypatii do wszelakiego rodzaju inności, do ludzi, którzy różnią się od całej reszty. A przecież każdy człowiek ma prawo powiedzieć to, co myśli i uważa na dany temat. Oczywiście my nie musimy pochwalać zachowania, czy postawy drugiego człowieka, lecz nie mamy prawa go osądzać i eliminować ze społeczeństwa. Wiele osób zapomina, iż to nie rasa, czy orientacja seksualna wpływa na to, że kogoś nazwać możemy złym człowiekiem. Tolerancja nie jest zjawiskiem obcym w naszym społeczeństwie, dotyka nas niemal na każdym kroku, ale my jesteśmy tak zaabsorbowani swoimi sprawami, że nie mamy czasu, aby zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. bywa i tak, że stajemy się bezpośrednimi świadkami aktu nie tolerancji, jednak brakuje nam odwagi, wewnętrznej siły, aby zaprotestować, wyrazić swój sprzeciw. Myślę, że po prostu boimy się, iż ta fala nienawiści może odwrócić się w naszą stronę, zatem łatwiej jest przejść obojętnie wobec niesprawiedliwości. Nie można jednak być niewrażliwym i obojętnym na to, co dzieje się wokół nas. Brak reakcji na nietolerancję oznacza jej aprobatę. Zatem trzeba walczyć ze znieczulicą moralną, jaka ogarnia społeczeństwo i pokazać, iż każdy człowiek ma prawo być sobą, a za swoją inność nie będzie potępiany.
Literatura obfituje w wiele przykładów, ilustrujących przejawy nietolerancji w społeczeństwie, a jednym z nich jest nowela Marii Konopnickiej pod tytułem ,,Mendel Gdański". Opowiada o fali nienawiści, jak przetoczyła się przez polskie miasteczko, zamieszkałe przez katolików. Spośród tylu wyznawców Chrystusa zaledwie tylko garstka tak naprawdę miłowała bliźniego. Jednym z nich był wysoki i szczupły ,,student z facjatki", który odważnie sprzeciwił się rozochoconym antysemitom. Miał w sobie tyle odwagi, by zasłonić własnym ciałem
Mendla i jego wnuka Jakuba przed atakiem rozochoconego motłochu, skandującego antyżydowskie hasła. Jeden tylko człowiek zdecydował się na walkę z bandą podjudzonych ludzi. Student nie potrafił z obojętnością patrzeć na wyrządzaną drugiej osobie krzywdę, na zadawanie bólu tylko dlatego, że ktoś ma inne zwyczaje, innego boga? I w momencie ,,Kiedy pierwsi z tłumu pod okno dopadli; znaleźli tam wszakże niespodziewaną przeszkodę [...]. Z wzburzoną czupryną, w rozpiętym mundurze stał on pod oknem Żyda, rozkrzyżował ręce zacisnąwszy pięście i rozstawiwszy nogi jak otwarty cyrkiel. Był tak wysoki, że zasłaniał sobą okno niemal w połowie [...]. - Wara mi od tego Żyda! - warknął jak brytan na pierwszych którzy nadbiegli [...] a skoczywszy przez niskie okno do izby, odepchnął Żyda, a sam w oknie stanął. Tłum przeciągnął mimo tego okna z głuchą wrzawą. Szyderstwa, pogróżki, wrzaski, złorzeczenia towarzyszyły pochodowi temu; po czym wrzawa oddalała się, cichła, aż przeszła w huk niewyraźny, daleki". Student tym razem odniósł zwycięstwo, antysemici odeszli. Mniej odwagi miały inne osoby równie życzliwie, co młodzieniec staremu Żydowi. Bo oto chciały Mendlowi pomóc: powróźniczka, stróżka i straganiarka, bowiem uprzedziły introligatora o planowanej nagonce antyżydowskiej. Namawiały starca, aby wystawił w swoim oknie jakiś wizerunek ze świętymi bądź krzyżyk i dzięki temu być może uniknąłby ataku tłumu. Mendel jednak tego nie uczynił, mówiąc: ,,Dajta spokój! Ja wam dziękuję, bo wy mnie swoją świętość chcieli dać, mnie ratować, ale ja do moje okno krzyż nie chcę stawić! Ja się nie chcę wstydzić, co ja Żyd. Ja się nie chcę bać! Jak uny miłosierdzia w sobie nie mają, jak uny cudzej krzywdy chcą, nu to uny nie są chrześcijany, nu, to uny i na ten krzyż nie będą pytali i na ten obraz... Nu, to uny i nie ludzie są. To uny całkiem dzikie bestie są. A jak uny są ludzie, jak uny są chrześcijany, nu, to dla nich taka siwa głowa starego człowieka i takie dziecko niewinne też jak świętość będzie". Katolicy zgotowali swoim bliźnim taki los…
Zatem dlaczego jedni nie akceptują drugich, a za to ci drudzy są tolerancyjni i serdeczni dla tych pierwszych? Jaka jest tego przyczyna? Tak naprawdę nikt nie potrafi odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. A czy ta wzajemna nietolerancja ma jakiś sens? Życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby ludzi nie dzieliły żadne podziały, a wówczas stalibyśmy się jednością…Starajmy się wiec nie dzielić naszych sąsiadów na czarnych i białych, katolików, muzułmanów, islamistów lub też buddystów. Niech naszym kryterium podziału społeczeństwa będzie to, czy ktoś jest dobry, czy zły. Nie wykorzystujmy do własnych, zazwyczaj nikczemnych celów uczuć religijnych drugiego człowieka. A do czego to może prowadzić, pokazał szalejący na świecie religijny fanatyzm.
Uczmy się wzajemnej tolerancji, szacunku do innych ludzi, a to tak ułatwi nam codzienną komunikację. Nie walczmy ze sobą, tylko dlatego, ze nie odpowiadają nam poglądy naszego rozmówcy. Szkoda naszego życia, mamy tak niewiele czasu, by marnować go na manifestację swojej głupoty, jaką jest brak zrozumienia drugiego człowieka. Zatem do dzieła, uczmy się wzajemnej tolerancji. Zacznijmy jak najszybciej. Nie niszczmy cudzych poglądów. Tak niewiele kosztuje wyciagnięcie ręki do potrzebującej osoby bez względu na jej kolor skóry wyznanie, zwyczaje. Wszyscy przecież pochodzimy od jednego Boga. Nie bójmy się reagować na atakujące zło.
Życzę więc wszystkim odwagi, a zwłaszcza sobie.