Autor "Władcy pierścieni", J.R.R. Tolkien, ukazał w swojej powieści wielu fantastycznych bohaterów. Wymyślona przez niego kraina zamieszkiwana jest przez rodziny trolli, krasnali czy smoków. Są to stworzenia, które od dawna funkcjonują w zbiorowej wyobraźni - opowieściach, mitach i baśniach. Wśród tych wszystkich stworów jest jednak jedna rasa wymyślona zupełnie przez autora - są to hobbici. Nazwa tego stwora, według powieści, wywodzi się z języka innego baśniowego rodu, Rohirrimów i znaczy tyle, co budujący nory. Naprawdę jednak nazwę hobbitów Tolkien zaczerpnął z połączenia dwóch znanych mu nazw. Pierwszym z nich było stowarzyszenie na uniwersytecie oksfordzkim, poświęcone kulturze Islandii, Kolbitar (od angielskiej nazwy Coalbiter - ten, który gryzie węgiel, ponieważ uczestnicy spotkań siedzieli blisko paleniska - blisko węgla). Druga nazwa to nazwa wzięła się od miejscowości Hobbingen, w której przebywał autor. Tak powstały humanoidalne stwory - hobbity.
Najbardziej niezwykłym przedstawicielem swego rodu był Bilbo Baggins - syn Belladonny Tuk i Bunga Bagginsa. Po matce Bilbo odziedziczył pewne niezbyt chlubne cechy - plotki mówiły także o domieszce czarodziejskiej krwi w rodzinie Tuków.
Przez większość dorosłego życia Bilbo był jednak zwyczajnym hobbitem - chodził boso, ponieważ od spodu jego kosmate stopy zabezpieczała gruba warstwa skóry. Ubierał się kolorowo, na zielono-żółto, a wszystkie jego ubrania wyglądały na trochę za ciasne. Był to efekt powszechnego wśród hobbitów zamiłowania do obfitego jedzenia i to w każdej sytuacji: w czasie uczt, z powodu stresu i strachu. Miał też doskonały wzrok i bardzo mocny głos, a cechy te okazały się mu bardzo przydatne - przede wszystkim w czasie jego niezwykłej podróży.
Zwykłe życie tego hobbita było tylko pozorem. Hobbity lubiły spokój i były domatorami. Bilbo zdecydował się na podróż do Samotnej Góry, co dla zwykłego hobbita byłoby nie do wyobrażenia. Początkowo trzeba go było bardzo długo namawiać: "Przygody! To znaczy nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód. Przez takie rzeczy można się spóźnić na obiad. [...] Nie życzymy tu sobie żadnych przygód" - tłumaczył Gandalfowi. W trakcie podróży jednak przekonał się do przygód i był bardziej wytrwały od niejednego krasnoluda. Niemożliwe, że zmiana zaszła tak szybko - po prostu wtedy ujawniła się domieszka obcej krwi, która zaowocowała przełomem w postrzeganiu świata przez niewielkiego wędrowca.
Bilbo zgodził się być włamywaczem, a to oznacza, że wybrał zawód mało zaszczytny. Posługiwał się jednak pewnym kodeksem moralnym, dzięki któremu tak naprawdę nie łamał prawa. Do ustępstw był skory wtedy, kiedy od tego zależało życie lub zdrowie bliskich i przyjaciół. Wtedy nie wahał się postępować nawet wbrew powszechnie przyjętym zasadom.
Trzeźwość umysłu, spryt i pomysłowość niewielkiego bohatera były pomocne całej drużynie. Chociaż czasem, jak każdy, Bilbo po prostu tracił głowę. Tak było w przypadku, kiedy jego przyjaciel się topił. Hobbit płakał wtedy, stojąc na brzegu. Bombur ocalał tylko dzięki rozsądkowi innych uczestników wyprawy, którzy podjęli błyskawiczną akcję ratunkową. Ta chwilowa słabość nie umniejsza jednak faktu, że Bilbo był prawdziwym bohaterem.
Bilbo był wspaniałym podróżnikiem i kompanem, ale pozostali też nie byli gorsi. Myślę, że wzajemnie uzupełniali się i umiejętności każdego z nich były potrzebne. Może po prostu Bilbo był postacią najbarwniejszą. Samotnie nikt z drużyny nie dotarłby do celu, choć oprócz umiejętności mieli naprawdę wielkie szczęście - chyba za sprawą "urodzonego pod szczęśliwą gwiazdą" Bilba.
Nie mam wątpliwości w ocenie tej postaci - ja po prostu uwielbiam tego hobbita. Może powodem jest fakt, iż mam podobną do hobbitów koleżankę, którą nazywam "hobbitką". Ona nie ma żadnych zastrzeżeń - może za wyjątkiem owłosionych stóp - choć nie znała tej powieści. Umiałam przekonać ją do sympatycznych stworów i wszystkich ich zalet (wady hobbitów możemy pominąć, ponieważ są naprawdę niewielkie, a poza tym, ma je każdy z nas), a to nie jest łatwe, ponieważ wielu ludzi woli przyjmować imiona najpiękniejszych i najwspanialszych bohaterów, a nie małych stworów.
Jestem szczęśliwa, że ktoś taki jak hobbit w ogóle powstał. Bilbo ma wiele ludzkich cech i poza wyglądem, mógłby być odczytywany jako zwyczajny człowiek. Często bohaterowie książek to postaci mało oryginalne, czarno - białe. Bilbo jest żywy, w każdym znaczeniu tego słowa. Wydaje się zupełnie naturalne, że ktoś taki gdzieś istnieje. Często zastanawiam się, co stałoby się z tym bohaterem, gdyby nagle przenieść go w dzisiejsze czasy. Mam nadzieję, ze zachowałby swoją szlachetność, ale nie wiem, czy w takim wypadku umiałby sobie poradzić w naszych niezbyt szlachetnych czasach. A może pojawienie się kogoś takiego naprawiłoby nasz świat. Ja bardzo chciałabym spotkać Bilba - wypytałabym go wtedy o wszystkie przygody i znajomości, a może zaproponowałby mi podróż w jego wspaniały, dobry i pogodny świat? Kto wie?