„Resort obiecuje nauczycielom wzrost wynagrodzenia o 25 proc., ale przy jednoczesnym zwiększeniu obowiązkowej tygodniowej liczby godzin pracy z obecnych osiemnastu do trzydziestu” – mówił w wywiadzie dla Radio ZET szef Związku Nauczycielstwa Polskiego z Łodzi, Marek Ćwiek. Ministerstwo Edukacji i Nauki zaproponowało zwiększenie tygodniowego obowiązkowego wymiaru pracy nauczycieli o 4 godziny. Dodatkowo, nauczyciele zatrudnieni na pełny etat będą zobowiązani 8 godzin w tygodniu przeznaczyć na „bycie dostępnym” dla uczniów. Zmiany te miałyby wejść w życie od 1 września 2022 roku.
Głosy sprzeciwu
Propozycja ministra Czarnka wywołała oburzenie wśród nauczycieli. Wielu z nich twierdzi, że to wymaganie od pedagogów brania nadgodzin. Żartują nawet, że w tym roku niemało nauczycieli dostało „podwyżki”, bo w związku z dużą ilością wakatów w szkołach, niektórzy dydaktycy musiało pracować na półtora etatu. Fizyków czy chemików jest bardzo mało, potrzebni są od zaraz, więc większość nauczycieli tych przedmiotów ma nadgodziny. Obecnie etat pedagoga wynosi 18 godzin prowadzenia lekcji. Propozycja ministra Czarnka przewiduje dodatkowe 4 godziny „przy tablicy” i 8 godzin do dyspozycji uczniów. Etat wzrośnie więc do 30 godzin. Nauczyciele twierdzą, że w ten sposób minister edukacji i nauki chce zapełnić dziury spowodowane wakatami.
ZNP podlicza ministra
Bydgoski oddział ZNP wyliczył, że pensum nauczycieli po „podwyżkach”, w stosunku do obecnego, wzrośnie o 22 proc., a wzrost płacy wyniesie 24 proc. Doliczając do tego 5,5 proc. inflacji, nauczyciele sami sobie sfinansują podwyżkę dodatkowymi obowiązkowymi godzinami pracy. Minister edukacji w swojej propozycji zabiera nauczycielom również fundusz świadczeń socjalnych czy dodatki na start. Aktualnie, wszystkie nauczycielskie związki zawodowe odrzuciły propozycję Przemysława Czarnka. Rozmowy zostaną wznowione 22 października.
Dominika Knap
Komentarze (0)