Jacek Soplica jest najbarwniejszą i najciekawszą postacią spośród tych, które pojawiają się w poemacie Adama Mickiewicza zatytułowanym "Pan Tadeusz".

Był on młodzieńcem niezwykle impulsywnym skorym do wyciągania szabli, czy miał powód czy nie, a że władał nią znakomicie, to nie było wielu takich, którzy odważyliby się wejść mu w drogę. Był on więc niejako naturalnym przywódcą okolicznej szlachty - trudno było znaleźć kogoś, kto by miał większe poważanie. Nie zbywało mu również na urodzie, tak więc wiele okolicznych szlachcianek patrzyło na niego niezwykle łaskawym okiem. Jednakże Jacek kochał tylko jedną, zresztą ze wzajemnością, mianowicie Ewę Horeszkównę. Jej ojciec, Stolnik, nie patrzył krzywo na częste odwiedziny naszego bohatera w swym domu, gdyż dzięki temu zyskiwał wpływ na okoliczną szlachtę, inną rzeczą była jednak prośba Jacka o rękę Ewy. Według starego Horeszki były to zbyt wysokie progi jak na takiego ciurę szlacheckiego.

Odmowę nasz bohater przeżył niezwykle boleśnie. Włóczył się bez celu po okolicy, pił na umór wdawał się w karczemne awantury. Jednym słowem upadał coraz niżej. Jak sam stwierdził podczas swojej spowiedzi: : "(…)a potem ze mnie dzieci śmiały się włościańskie! Tak zrobiłem się nagle w oczach ludzkich lichy!(...)". Ból i wściekłość podsuwały mu obrazy zemsty na Stolniku, aż pewnego razu zdarzyła się ku temu sposobna okazja. Zamek starego Horeszki atakowali Rosjanie. Podkradł się pod niego skrycie i zauważył swego niedoszłego teścia. Wtedy: "Chwytam karabin Moskala, ledwie przyłożył, prawie nie mierzył - wypala!". Jacek zabił Stolnika, wszak nie tylko szablą doskonale władał, ale i ze strzelby przymierzyć również udatnie umiał, na miejscu. W całej okolicy zawrzało. Soplica został oskarżony nie tylko o to, że zamordował Horeszkę, co było prawdą, ale i o to, że zaprzedał się Moskalom i w trakcie oblężenia zamku walczył pod ich sztandarem, co było, oczywiście, kłamstwem. "Imię zdrajcy przylgnęło do mnie jak dżuma. Odwracali ode mnie twarz obywatele, uciekali ode mnie dawni przyjaciele, kto był lękliwy, z dala witał się i stronił (…)". Nasz bohater bardzo źle znosił ten ostracyzm społeczności, w której przyszło mu żyć. Na jego plus należy dodać, że mimo to nie przeszedł na stronę Targowiczan, chociaż ci go usilnie do tego namawiali. W końcu się jednak załamał. "Uciekłem z kraju! Gdziem nie był! com nie cierpiał!".

Pierwszym etapem jego tułaczki były Legiony: "On to pod Hohenlinden, gdy Ryszpans generał na pół pobity już się do odwrotu zbierał nie wiedząc, że Kniaziewicz ciągnie ku odsieczy, on to Jacek zwan Robak, wśród grotów i mieczy przeniósł od Kniaziewicza listy Ryszpansowi, donoszące, że nasi biorą tył wroga. On potem w Hiszapniji, gdy nasze ułany zdobyły Samosierre grzbiet oszańcowany obok Kozietelskieego był ranny dwa razy! Następnie, jak wysłaniec, z tajnymi rozkazy biegał po różnych stronach ducha ludzi badać, towarzystwa tajemne wiązać i zakładać(…)". Następnie zaś zaciągnął pod sztandary napoleońskie. W końcu zaś przywdział mnisi habit oraz imię Robak. W tym przebraniu powrócił na Litwę. Tutaj, oprócz posługi kapłańskiej, zajmował się przede wszystkim przygotowywaniem okolicznej szlachty do wzniecenia powstania przeciw rządom Rosjan, zapewniając przy tym, że wkroczenie wojsk Napoleońskich jest bliskie. Tego już jednak nie zobaczył na własne oczy, gdyż podczas potyczki z Moskalami zasłoniwszy piersią Hrabiego - spowinowaconego z resztą ze Stolnikiem - otrzymał postrzał, który okazał się być śmiertelnym.

Jacka Soplicę można oceniać różnie w zależności, na który etap jego życia będziemy patrzeć, niemniej jednak biorąc pod uwagę całość jego dokonań, należy stwierdzić, że był postacią nietuzinkową i w sumie dobrym człowiekiem.