Eutanazja tak jak to mówi prawo jest zabiciem człowieka, np. chorego nieuleczalnie, na jego własne żądanie oraz pod wpływem okazywanego mu współczucia. Jednak są sytuacje, gdy chory nie może już kontaktować się z panującą rzeczywistością, nie ma możliwości nawiązania jakiejkolwiek łączności z otaczającym go światem. Co wówczas należałoby zrobić? Skrócić cierpienie tego człowieka i zabić, lecz skąd pewność, iż cierpi, czy też opiekować się pozwalając żyć, gdyż przecież zasługuje na to jako człowiek.

Eutanazja jest zjawiskiem niezwykle kontrowersyjnym, na który brak zdecydowanej odpowiedzi, gdyż zdania wśród społeczeństwa są podzielone. Istnieją kraje, które posiadają prawo zezwalające na eutanazję, inne z kolei nie aprobują jej.

Czy jednak eutanazja jest do czegoś potrzebna? Kto tak naprawdę jej potrzebuje - sam poszkodowany, czy też jego rodzina? Nie można w zasadzie odpowiedzieć na zadane pytanie z pewnością stuprocentową.

Wiadomo jednak, iż eutanazja, a co najmniej jej legalność, stanowi przyczynę pewnych społecznych anomalii. Ludzie będący w już podeszłym wieku, na terenie krajów, w których jest dozwolona eutanazja, wykazują obawy głębokie przed pójściem do szpitala nawet na jakiekolwiek badania wykazując obawy przed zdiagnozowaniem jakiejkolwiek groźnej choroby, mogącej stanowić ewentualnie podstawę dla pozbawienia życia chorego na życzenie rodziny nie zobowiązanej wobec chorego do opieki. Nie jest to niestety pojedyncze zjawisko, lecz n o r m a, która powinna nas - jako ludzi przynajmniej przerażać. W takiej sytuacji należałoby zapytać siebie, czy eutanazja jest komuś potrzebna? Czy stanowi coś dobrego?

Według wielu ludzi poprzez zabicie (częściej używane jest określeni: pozbawienie życia) wyświadcza się temu choremu przysługę, skracając ciągłe pasmo mąk, egzystencję "roślinną". Nie jest to do końca prawdą. Jeżeli człowiek przebywa w stanie śpiączki i nie przebudza się już od dziesięciu lat, nie istnieje prawo pod pretekstem cierpienia tej osoby oraz utraty całkowitej łączności z otaczającym światem, by zabić tego człowieka. Ponieważ skąd pewność dotycząca tego, że cierpi, iż nie słyszy nas, nie może odczuwać dotyku rąk innej osoby. Są także tacy (choć jest nią intelektualna proeutanazyjna mniejszość), którzy obierając jako wzór filozofię przedstawioną przez Kartezjusza posuwają się do podważenia jego człowieczeństwa, za przyczynę biorąc stwierdzenie: "myślę więc jestem"; przetwarzają analogicznie: nie myślę, zatem nie ma mnie, nie istnieję jako człowiek. Skąd w ludziach to przeświadczenie niezłomne, iż człowiek który nie wykazuje oznak kontaktu z otaczającym zewnętrznym światem nie myśli?

Pozbawiani życia są nie tylko ludzie w śpiączce. Istnieją również odmienne sytuacje: cierpienionośne, nieuleczalne choroby, najczęściej prowadzące do utrat okresowych świadomości, depresji, utraty kontaktu ze światem. Jak taki ludziom można pomóc? Czy można ich zabić w imię dobra? Śmierć nie stanowi dobro, śmierć wynikająca z własnej woli to nie jest dobro. Można powiedzieć że stanowi przekleństwo, nawet tchórzostwo. Takim ludziom trzeba po prostu pomóc. Odbudować w nich na nowo zburzone poczucie wartości własnej, dowieść, iż ich egzystencja jest nieredundantna, lecz nieodzowna. To z pewnością stanie się życiodajnym zastrzykiem nabycia chęci życia, zdobycia nadziei na lepsze dni, doda sił w walce z chorobą.

Liczne są sytuacje, gdy ludzie zdołali wyjść z chorób najcięższych, po 18 latach ze stanu w śpiączce. Pojawiają się alternatywy nowego typu, nowe lekarstwa. Z wszystkich sytuacji istniej wyjście, należy tylko walczyć, na przekór każdej rzeczy, nawet kiedy zabraknie nadziei, nie można poddawać się a walczyć.

Wszystko jest czymś lepszym niż śmierć. Darem jest życie, a prezentów przecież się nie powinno się oddać. Trzeba troszkę "pobawić" w życiu, a gdy ktoś zechce nam odebrać go - trzeba o niego walczyć, ponieważ jest niepowtarzalny, a egzemplarza drugiego nie można znaleźć w żadnym sklepie na świecie.