Spis treści:
- Zapusty – historia
- Ostatki w różnych częściach Polski
- Tłusty czwartek – historia
- Ostatki w innych częściach świata
Zapusty – historia
Włoskie „carnavale” to nic innego jak… żegnanie mięsa. Polacy też przygotowywali się do czterdziestodniowego poszczenia. W czasach staropolskich hucznie świętowali zapusty, które kończyły się w środę popielcową. Zabawy taneczne mogły odbywać się przez cały karnawał, ale na niektóre atrakcje trzeba było czekać do tygodnia poprzedzającego post.

Stoły, szczególnie w siedzibach magnackich i szlacheckich, musiały być suto zastawione. Co serwowano? W XVII w. śpiewano, że na zapusty „nie chcą państwo kapusty; wolą sarny, jelenie i żubrowe pieczenie”. Nie wszystkim brak umiarkowania w jedzeniu i piciu się podobał. Ksiądz Jakub Wujek, znany jezuita i autor przekładu Biblii, go nie pochwał, co świetnie oddaje jego wypowiedź: „Post odrzucają, ale mięsopusty od czarta wymyślone bardzo pilnie zachowują”.
Przeczytaj również: Łokno, zerka, chodzo… Czy mówimy po polsku, jeśli posługujemy się gwarą?
Ostatki w różnych częściach Polski
Śledzik na Kaszubach i na Śląsku to tradycja. Nad morzem to typowa potrawa pasująca do zbliżającego się postu. Dlatego tak nazywano imprezy poprzedzające ten czas w roku. Na Śląsku śledzikiem zwano zapusty, choć nie ograniczano się tylko do ryb. Tradycyjnym smakołykiem były szołdry, czyli ciasto z mięsnym nadzieniem formowane na kształt bułki.
W Wielkopolsce i na Kujawach zapusty były związane z ludową zabawą o intrygującej nazwie – podkoziołek. We wtorek przed środą popielcową panny i kawalerowie wybierali się na zabawę do karczmy, ale żeby wziąć w niej udział, trzeba było zapłacić. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że opłata nie obowiązywała wszystkich, a tylko panny na wydaniu. Składały one ofiarę podkoziołkowi, czyli najczęściej drewnianej figurce, lalce, głowie kozła wystruganej z brukwi, choć zdarzało się, że do karczmy wprowadzano żywego kozła. Pieniądze najczęściej umieszczały na talerzu, który leżał na beczce przystrojonej białym obrusem. Potem kawalerowie prosili je do tańca. Oskar Kolberg, znany folklorysta i encyklopedysta, twierdził, że w okolicach Kórnika i Środy Wielkopolskiej podkoziołkiem nazywano taniec, np. oberka, który rozpoczynano, dopiero gdy panny wniosły stosowną opłatę.

W polskich miastach w XVIII w. w karnawale dużą popularnością cieszyły się maskarady na wzór włoski. W Warszawie odbywały się tzw. bale redutowe, na których można było spotkać mniej i bardziej zamożnych mieszkańców. Wstęp gwarantowały bilet i maska. Zasłonięcie twarzy miało czynić równym wszystkich uczestników zabawy. Anonimowy stawał się również król. August III Sas skorzystał z tej możliwości i pojawił się na balu zorganizowanym w warszawskim domu przy ul. Piekarskiej 105. Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego na bal redutowy można było wybrać się też w Krakowie i Poznaniu.
Typowo zapustowym zwyczajem był kulig. Ksiądz Jędrzej Kitowicz, znany historyk i pamiętnikarz, przedstawił go w „Opisie obyczajów za panowania Augusta III”. Twierdził, że „szlachta wyprawiała kuligi, które były takowe: dwóch albo trzech sąsiadów zmówili się z sobą, zabrali z sobą żony, córki, synów, czeladź służącą i co tylko mieli w domu dorosłego, nie zostawiając w nim, tylko małe dzieci pod dozorem jakich dwojga osób, mężczyzny i niewiasty”. Na saniach lub koniach „jechali do sąsiada […] ani proszeni od niego, ani przestrzegłszy go, żeby się im nie skrył albo nie ujechał z domu. Tam go zaskoczywszy, rozkazywali sobie dawać jeść, pić, koniom i ludziom, bez wszelkiej ceremonii, właśnie jak żołnierze na egzekucji, póty u niego deboszując, póki do szczętu nie wypróżnili mu piwnicy, spiżarni i spichlerza”. Często na tym zabawa się nie kończyła. Biesiadnicy po opróżnieniu jednej spiżarni jechali do kolejnych znajomych w niezapowiedziane odwiedziny. Kulig mógł też przybierać bardziej uroczysty, ale nadal widowiskowy charakter. Wynajmowano kapelę, która przygrywała podróżującym na saniach. Wieczorny mrok rozświetlały pochodnie, a o dobrą zabawę dbał wodzirej.

Na wsiach ostatnie dni karnawału były pełne kolorów. Wszystko dzięki barwnym przebierańcom, na których czele stał książę Zapust, czyli słomiana kukła. Nie mogło zabraknąć osób udających Żyda i Cygana. Czasem pojawiał się doktor lub ksiądz, a obowiązkowo tur, diabeł i śmierć. W orszaku można było też zobaczyć kozę i bociana. Mniejsza lub większa grupa szła w akompaniamencie muzyki ludowej od domu do domu, prosząc o poczęstunek. Żartowano z panien i kawalerów, składając im życzenia dobrego ożenku.
Tłusty czwartek – historia
Obecnie to chyba najsłodszy dzień w roku, bo zjadamy mnóstwo pączków. Kiedyś było równie kalorycznie, ale przysmaki wyglądały i smakowały inaczej.
Tłusty czwartek rozpoczynał mięsopusty, czyli dni przed wielkim postem. W polskiej tradycji wiązał się ze szczególnie ciężkostrawnymi potrawami. Na stołach gościła np. kulka chlebowa wypełniona słoniną, upieczona w głębokim tłuszczu. Tak wyglądał pierwszy pączek. Dopiero w XVI w., m.in. pod wpływem kuchni francuskiej, zaczął nabierać słodyczy. Pojawiały się w nim migdały lub orzechy, odnalezienie ich w łakociu miało przynieść szczęście. Pączki podobne do tych, jakie znamy dzisiaj, zagościły na polskich stołach dopiero w XVIII stuleciu i nie przestały być modne ani w PRL-u, ani dziś.

Na głębokim tłuszczu przyrządza się także inny tradycyjny przysmak – faworki, nazywane też chrustem. Profesor Jerzy Bralczyk twierdzi, że pierwsza z nazw jest obca, a druga typowo polska. Ten prosty deser smakuje każdemu i znacznie łatwiej przygotować go w domu niż pączka. Spróbujesz zrobić?
Ostatki w innych częściach świata
Nie tylko Polacy świętują przed postem, ale zamiast tłustego czwartku można mieć tłusty wtorek. Francuzi obchodzą Mardi gras. Delektują się cieniutkimi naleśnikami podawanymi na słodko lub w wersji wytrawnej. Na stołach pojawiają się też łakocie przypominające pączki i chrust. Wtedy też świętują Niemcy. Fastnachtsdienstag to ostatni wtorek karnawału. Tradycyjnym zwyczajem jest palenie szmacianej kukły. W wielu miastach odbywają się pochody i parady. Choć nie wyróżniają się takim przepychem jak wenecki karnawał. Wszechobecne maski dawały tam anonimowość od wieków, z tego powodu wenecjanie, którzy spotkali osobę z zakrytą twarzą, mieli się z nią witać: „Dzień dobry pani masko”. Obchodzenia karnawału w maskach zakazał Napoleon, a zwyczaj przywrócono dopiero w 1979 roku. Wenecka tradycja podoba się wielu. Obecnie ma charakter międzynarodowy, bo jak pokazują współczesne szacunki aż 90 procent osób zakładających maski we włoskim mieście to obcokrajowcy.
Oprac. Monika Wąs
Rozwiąż nasze quizy:
QUIZ teleturniejowy. Odpowiesz na wszystkie pytania?
Poniedziałkowy QUIZ z historii. Wstyd nie znać tych dat
Wiesz, kto to powiedział? QUIZ ze słynnych cytatów
Komentarze (0)