Monika Wąs, Interia: Czy w świętowaniu Bożego Narodzenia można odnaleźć tradycje pogańskie?

Dr Andrzej Szoka, Muzeum Krakowa: Oczywiście, że w obchodach Bożego Narodzenia możemy odnaleźć tradycje przedchrześcijańskie. Niektórzy badacze doszukują się wpływów starożytnych. Wiązali oni ten dzień z narodzinami perskiego boga Mitry.

W średniowieczu pojawiła się tzw. teoria zastępstwa. Zgodnie z nią 25 grudnia, czyli w dzień przesilenia zimowego, obchodzono Narodziny Słońca Niezwyciężonego (łac. Dies Natalis Solis Invicti). Nie ma pewności, że to święto miało duże znaczenie w starożytnym imperium rzymskim. W IV w. n.e. chrześcijanie zaczęli w tym samym terminie obchodzić dzień Bożego Narodzenia (Natale Christi). W XVI i XVII w., gdy protestantyzm zyskiwał na znaczeniu, Boże Narodzenie było krytykowane ze względu na swoje pogańskie korzenie. Kalwiniści i purytanie je odrzucali, a nawet przez jakiś czas, w XVII wieku na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, obchodzenie go było zakazane. 

Do świąt Bożego Narodzenia odnosi się też często Saturnalia sięgające czasów Republiki Rzymskiej. Rozpoczynały się one 17 grudnia. Po złożeniu ofiar na forum rzymskim ku czci Saturna świętowano aż do 23 grudnia, np. udawano się na uczty do przyjaciół, obdarowywano się figurkami ludzi i bóstw, które były wykonane z wosku lub gliny. Trudno jednoznacznie stwierdzić, że miało to wpływ na obchody Bożego Narodzenia. 

Przygotowanie do grudniowego świętowania kojarzy się z jarmarkami, kiermaszami lub, jak kto woli, targami bożonarodzeniowymi ulokowanymi w centrum miasta. Czy to długa tradycja?

Już w okresie późnego średniowiecza władcy nadawali miastom przywileje organizowania jarmarków w okresie Bożego Narodzenia. Było to prawo do dni targowych, a nie kiermasz w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. 

Tradycja związana z jarmarkami docierała do Polski z krajów niemieckich. Szukając analogii do współczesności, można przywołać przykład Gdańska. W 1659 roku odbywał się tam wieczorny jarmark. Można było zobaczyć oświetlone kramy, w których sprzedawano towary luksusowe np. tkaniny, konfitury. Nie mamy źródeł potwierdzających, że w tym okresie odbywały się podobne wieczorne jarmarki w Krakowie. Jednak dotarłem do informacji, że w 1587 roku na krakowskim rynku sprzedawano choiny. Posłużyły one do dekoracji miasta w związku z wjazdem króla Zygmunta III Wazy. Za pieniądze miejskie dokonano zakupu właśnie na rynku, co oznacza, że taki towar był tam dostępny. Krakowski jarmark, jaki znamy współcześnie, to zaledwie ostatnie trzydzieści lat. 

Przeczytaj również: Czy wiesz, co to jest postnica? Rozwiąż QUIZ bożonarodzeniowy

Gdzie mieszczanie zaopatrywali się w towary na świąteczny stół i do dekoracji? 

Na przełomie XIX i XX wieku krakowianie nabywali produkty na Wigilię i święta na Rynku Głównym. W prasie międzywojennej ukazywały się liczne reklamy tego targu. Można było już kupić choinki, w Krakowie zwane po prostu drzewkami. W budkach spożywczych sprzedawano np. nabiał, grzyby suszone. Dostępne były drewniane zabawki i anioły. Jednak charakterystyczne dla Krakowa były małe szopki krakowskie. Konstrukcje te miały około 40 lub 50 cm. Wykonywali je lokalni rzemieślnicy, żeby dorobić sobie w okresie zimy. Chętnie kupowano szopki, żeby obdarować nimi bliskich. W święta służyły jako ozdoby w domach mieszczańskich. 

d68a18efd7993f363de939334062a6681ea27eac16e7df9e3e509f66ae33b57a_max
Krakowskie szopki /fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

 

Szopki krakowskie mają bogatą historię…

To prawda. Małe szopki krakowskie przedstawiały narodziny Jezusa w konstrukcji budynku nawiązującego do architektury krakowskiej. Oprócz nich warto wspomnieć o tych wielkich (2,5 m), które służyły jako sceny do spektaklu. Szopkarze, którzy oferowali tę niecodzienną sztukę, byli najczęściej murarzami. W zimie nie mieli pracy, a chcieli zarobić pieniądze, dlatego stali na krakowskim rynku. Mieli lalki przedstawiające m.in. trzech króli, pasterzy, Heroda, śmierć, diabła, żołnierza, Pana Twardowskiego. Posiadali też instrumenty muzyczne. Pod koniec XIX i na początku XX wieku byli zapraszani do mieszkań krakowian, gdzie za pieniądze odgrywali różne scenki rodzajowe, często żartobliwe. Szopki świeciły dzięki świeczkom. Robiło to wielkie wrażenie nawet na ówczesnych artystach i intelektualistach. Zarobek był wart zachodu. Jeden występ mógł przynieść równowartość tygodniowej pensji murarza. 

Kiedy ta tradycja zaczęła zanikać i pojawił się konkurs szopek? 

W latach 20. i 30. XX w. zauważono, że tradycje związane z szopkami zanikają, szopkarze nie byli już zapraszani do domów. Mieszczanie zamiast tej rozrywki wybierali kino i teatr, w których oglądali grę profesjonalnych aktorów. 

Urzędnicy miejscy postanowili uratować tę wyjątkową tradycję. Zorganizowano konkurs w 1937 roku. Ogłoszono w prasie, aby szopkarze, którzy wykonują małe szopki, przynieśli je 21 grudnia przed pomnik Adama Mickiewicza. Jury powołane przez władze miejskie wybrało najpiękniejsze z nich i przyznało nagrody. Konkurs powrócił po przerwie wojennej w 1945 roku. Szopkarze rywalizowali, dzięki czemu pojawiały się coraz ciekawsze konstrukcje. Inspirowano się nie tylko kościołem Mariackim, ale także Wawelem, krakowskimi kościołami, Teatrem im. Juliusza Słowackiego, dwudziestowieczną architekturą modernizmu. Pojawiły się bardziej skomplikowane mechanizmy, umożliwiające m.in. poruszanie się figurek w szopce. 

Przeczytaj również: Kim był Józef z Nazaretu? Nie wyglądał tak, jak go sobie wyobrażamy

Wystrój domów to nie tylko szopki. Co jeszcze na przestrzeni lat i wieków zdobiło wnętrza w święta?

Wystrój wnętrza zależał od zamożności tych, którzy je zamieszkiwali. Zachowały się opisy sporządzone przez Włodzimierza Tetmajera – malarza i działacza społecznego zainteresowanego zwyczajami podkrakowskich Bronowic. 

W chłopskim domu było dużo skromniej niż w mieszczańskim. Wykorzystywano w nim głównie słomę i siano. Cały proces przystrajania pomieszczeń odbywał się w wigilię. Gospodarz był odpowiedzialny za obróbkę słomy, którą dekorował stół. W bronowickim domu nie było sianka pod obrusem jak teraz. Cały stół był w słomie, którą obowiązywano powrozami, aby się nie zsunęła. Na niej umieszczano gniazdko z siana, w które wkładano miskę z jedzeniem. To nie był cały wystrój. 

Włodzimierz_Tetmajer_-_Musicians_in_Bronowice_–_in_front_of_a_tavern_-_MP_5500_-_National_Museum_in_Warsaw
Kolędnicy na obrazie Tetmajera /fot. Wikipedia (domena publiczna)


W innych regionach Polski snopy słomy wiązano i ustawiano w czterech kątach izby, a w podkrakowskich domach słomę wkładano za obrazy przedstawiające świętych lub pomiędzy belki ścian i dachu. Poza tym znajdowała się na podłodze. Wykonywano też krzyże ze słomy i dużą gwiazdę, którą wieszano nad wejściem do izby. Pozostawała tam do święta Trzech Króli. Wtedy gospodarz wynosił ją na pole, gdzie miało rosnąć zboże, aby życiodajna energia przeniosła się na pole i dała obfity plon w nadchodzącym roku. Siano wynoszono kurom, aby niosły dużo jajek. 

Co było poprzednikiem choinki? 

Ważnym elementem ozdobnym była podłaźniczka, podłaźnik, w Krakowie znany jako sad. Był to ścięty czubek świerka lub jodły, który wieszano w bogatszych mieszczańskich domach zamiast żyrandolu, a w chłopskiej chacie wieszano sad na sznurze lub haku pod główną belką, która podtrzymywała strop. Zadaniem dziewcząt było udekorowanie go. Chłopi używali do tego celu jabłek, orzechów, pierników i świeczek. W domach mieszczańskich pojawiały się także światy z opłatka i pająki. Kupowano białe i kolorowe opłatki, łamano je, a potem sklejano za pomocą śliny, tworząc kule lub sześciany. Tak powstawały światy. Wieszano je na sadzie, przed obrazami lub krzyżem. Wisiały do wiosny i były bacznie obserwowane. Jeżeli zjadły je muchy, to rok nie zapowiadał się pomyślnie. Pająki wykonywano ze słomy i zdobiono łańcuchami i kwiatami z papierowej bibuły. 

Na sadzie zapalano świeczki. Przy nim kolędowano. Dzieci czekały, aż świeczka przepali jakiś sznurek, dzięki czemu spadnie piernik lub inny łakoć, który będą mogły skosztować. 

Carlton_Alfred_Smith_-_Christmas_Eve
Kobieta z gałęziami na podłaźnik /fot. Wikipedia (domena publiczna)

 

Kiedy pojawiła się choinka? 

Na ziemiach polskich pojawia się w pierwszej połowie XIX wieku najpierw w domach protestanckich, a do chłopskich trafia po I wojnie światowej. Na dobre zaczęła zajmować miejsce sadu i podłaźnika w polskich domach dopiero po II wojnie światowej. 

Jaka Wigilia taki cały rok. Jak wyglądała w wersji tradycyjnej?    

Dzień 24 grudnia zaczynał się wcześnie, dlatego że było dużo pracy. Był też mniej prozaiczny powód. Wierzono, że jeżeli ktoś zbyt długo spał w Wigilię, to będzie chorował w zbliżającym się roku. Codzienne czynności nabierały magicznego znaczenia. Był to postny dzień. W niektórych regionach Polski spożywano tylko opłatek z miodem i popijano to kieliszkiem wódki, aby być sytym w kolejnym roku. 

Stosowano się do różnych nakazów i zakazów. Starano się zrobić wszystko, aby odpędzić ubóstwo, np. polowano i łowiono ryby skoro świt, aby przynieść dobrobyt do domu. Jak zanotował Tetmajer, myto się w misce z monetą w środku, aby nie brakowało pieniędzy przez cały rok. Nie rąbano drzewa, aby nie bolała głowa, nie wbijano też gwoździ do ścian. 

Każdy z domowników miał wyznaczone zadania. Gospodarz dekorował izbę, a gospodyni przygotowywała potrawy. Oczekiwano na pierwszą gwiazdkę. Choć pod Krakowem mówiło się raczej o obiedzie wigilijnym niż o kolacji. 

Po pierwszej gwiazdce przystępowano do modlitwy, przełamywano się opłatkiem. Na wszystko był określony przepis. Należało przełamać się różkami opłatka. Najlepiej, aby do stołu zasiadła parzysta liczba biesiadników.

Przeczytaj również: Boże Narodzenie po polsku. Od II RP do stanu wojennego

Co stawiano na stole w Wigilię Bożego Narodzenia?

W uboższych domach jedzono z jednej miski. Dziś mówimy o dwunastu potrawach, ale mogło być ich znacznie mniej – 11, 9, 5 lub 3. Zalecano wręcz nieparzystą liczbę potraw, bo obawiano się pełni i doskonałości dwunastki. 

Na bronowickiej wigilii, według Tetmajera, można było skosztować grochu, w którym maczano opłatek, potem wywaru z suszonych śliwek i gruszek, klusek z makiem na miodzie, a na koniec zupę, czyli żur z grzybami. Popijano to piwem lub miodem. Składniki użyte do przygotowania dań miały pochodzić z czterech światów z: pola (kasza, zboża), lasu (grzyby), wody (ryby), sadu (owoce suszone). 

Każdy region miał swoje specjały. Tak popularna ostatnio kutia, czyli mak, pszenica, bakalie i miód, docierała z przybyszami ze wschodu. Była prosta w składzie i bardzo słodka w smaku. Na Pomorzu z oczywistych względów można było spotkać zupę rybną. Krakowska wigilia zawsze musiała mieć w sobie coś wyjątkowego, wręcz luksusowego. Dlatego np. w PRL-u starano się zdobyć bardzo drogą przyprawę, jaką jest szafran. Wtedy na stole mógł się pojawić szczupak z szafranem. 

Nie wolno było przerywać posiłku, wstając od stołu. Starano się spróbować każdej potrawy, ale nie zjadano wszystkiego do końca. 

Apoloniusz_Kędzierski_-_Przed_pasterką
Pasterka na drzeworycie Józefa Jarmużyńskiego /fot. Wikipedia (domena publiczna) 


Jakie elementy magiczne pojawiały się w wigilijny wieczór? 

Zostawiano jedno wolne miejsce przy stole nie dla zbłąkanego wędrowca, ale dla duchów przodków, z którymi łamano się opłatkiem. Jeżeli zawitał do chaty wędrowny dziad lub baba, to przynosił on wieści ze świata i szczęście. 

Gospodarz w trakcie wigilii obracał się do okna i zapraszał w symboliczny sposób wilka na wigilię. Nawołując zło, aby przyszło albo w tym momencie, albo wcale. Wieczorem szedł do sadu. Stawał z siekierą przy drzewach i krzyczał „Czy będziesz rodziło? Bo cię zetnę”. Miało to zapewnić wzrost drzew na wiosnę. 

Wiele rytuałów odbywało się po wigilii. Wróżby kojarzymy raczej z andrzejkami, ale gościły też przy wigilijnym stole. W mieszczańskich domach w XIX w. dziewczęta umieszczały w misie łupiny orzechów z imionami panien i kawalerów. Ich rejs w naczyniu z wodą trwał około 10 minut. Jeżeli dwie łupinki zetknęły się w tym czasie, to te osoby, których imiona pojawiły się na kartkach, miały szanse zostać parą w najbliższym czasie. 

W trakcie tzw. wigilii krów gospodyni zabierała ze stołu resztki jedzenia i opłatki dla zwierząt. Nie tylko dziś mamy np. różowe opłatki dla czworonogów. W Krakowie był opłatek z dodatkiem zioła ruty. W innych rejonach Polski pojawiały się żółte opłatki dla krów kojarzące się z masłem lub czerwone chroniące konie przed chorobami. 

Z obserwacją przyrody były związane liczne przesądy. Jeżeli w Wigilię pojawiło się dużo gwiazd na niebie, to mówiono, że „niebo jest wyiskrzone” i nie zabraknie jajek w najbliższym roku. Mgła zapowiadała mleczny rok. 

Duchy miały się pojawiać nie tylko w chacie, ale i na Wawelu? 

W opowieściach dziewiętnastowiecznych krakowskich romantyków na pewno. Edmund Wasilewski, dobrze znany przedstawiciel tego nurtu, w 1839 roku stworzył poemat „Katedra na Wawelu”. Opisał w nim spacer, podczas którego spotyka pochowanego tam Piotra Kmitę. Szlachcic pokazuje mu przebudzonych królów, którzy w wigilijny wieczór ucztują na Wawelu. Później wątek ten został rozbudowany. Dodano informację, że wszystkim obradującym władcom przewodzi Bolesław Chrobry. Do tego motywu dołącza legenda tatrzańska. Przybywa posłaniec spod Giewontu i pyta, czy już czas. Chrobry zawsze odpowiada, że jeszcze nie czas, aby zmartwychwstać do walki lub sądu ostatecznego…

 

Rozwiąż nasze quizy:

Weekendowy QUIZ prawda czy fałsz. W co drugim pytaniu jest pułapka

Prawda czy fałsz. Ten geograficzny quiz to pestka nawet dla dzieci

QUIZ: Czy na pewno wiesz, co te słowa znaczą? 7/10 punktów to sukces