Zakładając że dzisiejsza Teoria Wielkiego Wybuchu i powstania Wszechświata jest trafna, to możemy pokusić się o twierdzenie, że trwamy przez cały czas w pewnym etapie wybuchu trwającego od miliardów lat.

Obserwując jakikolwiek wybuch, obserwujemy przeważnie skutki końcowe jakie zachodzą po rozerwaniu materii. Z Wielkim Wybuchem jest podobnie tylko jak gdyby w bardzo zwolnionym tempie i jeszcze bez efektu końcowego. Czy może to oznaczać że powstanie Wszechświata jest początkiem jego końca, po ponownym wybuchu powstanie inny Wszechświat? Oznaczało by to że mamy do czynienia z „samonapędzającym?” się perpetuum mobile? I jeszcze jedna niewiadoma, skąd ta „nicość” pobiera energię do tworzenia materii i unicestwiania jej.

Jeżeli Teoria W.W. stanowi, że jesteśmy na pewnym etapie koncentrowania się materii, co jak gdyby świadczy o doprowadzeniu się Wszechświata do stanu pierwotnego itd., to działa tu w takim razie teoria istnienia perpetuum mobile II rodzaju, która nie powinna względem naukowców działać w przyrodzie. W takim wypadku II Z.T. jest nieprawdziwa, lub też teoria W.W. jest nie do końca prawdą.

II Zasada Termodynamiki mówi, że wszystkie procesy zachodzące samoczynnie w przyrodzie prowadzą do przejścia układu ze stanu bardziej uporządkowanego do mniej uporządkowanego i jeżeli przechodzą w jednym kierunku są nieodwracalne. (teoria powstania Wszechświata mówi że po W.W. układ przechodzi ze stanu mniej uporządkowanego do bardziej uporządkowanego w jednym kierunku - no chyba, bo pewna nie jestem już niczego), jak również, że niemożliwe jest istnienie silnika cieplnego pracującego, nieustannie pobierającego w całości ze źródła ciepła, które zamienia na pracę, ponieważ doprowadzi to do koncentracji energii i zniszczenia, czyli nieodwracalności. (a w T.W.W zdaje się wszystko ma powrócić do stanu pierwotnego - już sama nie wiem która teoria jest mądrzejsza i czy cokolwiek z nich zrozumiałam) Mogła bym przepisać jeszcze kilka mądrych wzorów, ale mijało by się to z celem jakim była próba samodzielnego zrozumienia zagadnienia.

Próba wytłumaczenia podstaw myślenia każdego fizyka przez jednego z moich mądrzejszych znajomych.

Zasada zasad jak ja to nazywam, to, to że każda z zasad określa warunki, w których jest spełniona. Są to warunki nie istniejące w przyrodzie ale to jest punkt wyjścia. Dobrze to ilustruje I zasada mechaniki:

Jeśli na ciało nie działa żadna siła lub siły działające równoważą się, to ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym.

Rozumując co do zasady jeśli coś leży i się tego nie rusza to leży, w sumie czujemy że tak jest. Mniej już czujemy fakt że jak się porusza to powinno się poruszać bo zawsze jest jakaś siła tarcia i np. samochody same wyhamowują jak nie dodamy gazu .Wynika to z faktu, że siły tarcia są dość duże. W praktyce jak coś leży to na to działa siła odśrodkowa ziemi, której nie czujemy a jest. Zwykle ją pomijamy choć jej działanie da się zauważyć jak się wie na co patrzy. Przykładem jest woda. Jak wyjmiesz zatyczkę z wanny to wiruje. Tak samo jest w Australii ale woda wiruje w drugą stronę. Jajko daje się też postawić na czubku gwoździa ale stać będzie tylko na równiku. Gdziekolwiek indziej na ziemi spada.

Konkludując dowolna zasada fizyczna działa w określonych warunkach idealnych. Zwykle ich nie ma, ale w wypadku gdy wpływ warunków zewnętrznych jest pomijalny to można ją stosować.

Z tego wnioskuję, że odrobinę przekombinowałam z myśleniem, ale coś do mnie dotarło koniec końców.