Czym może być dla człowieka prawda? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do fragmentu powieści oraz do wybranych tekstów kultury. Twoja praca powinna zawierać co najmniej 250 słów.  

Fiodor Dostojewski Zbrodnia i kara  

Wszedł na plac Sienny. Nieprzyjemnie, bardzo nieprzyjemnie było mu ocierać się o ludzi, a jednak szedł tam właśnie, gdzie było najtłoczniej. Wszystko by oddał, żeby być sam, ale czuł, że jednej chwili nie wytrzyma w samotności. [...] Wreszcie odszedł, już ani pamiętając, gdzie się znajduje; ale gdy doszedł do połowy placu, targnął nim pewien odruch, pewne uczucie owładnęło nim, od razu opanowało go całego, z duszą i ciałem. Przypomniał sobie nagle słowa Soni: „Idź na rozstaje, pokłoń się ludziom, ucałuj ziemię, ponieważ popełniłeś grzech wobec niej, i głośno powiedz całemu światu: jestem zabójcą!”. Zadrżał, przypomniawszy to sobie. I do takiego stopnia zgnębiła go cała nieuleczalna rozterka i trwoga ostatnich czasów, osobliwie zaś ostatnich godzin, że wprost runął w możliwość tego nowego, pełnego, niepodzielnego doznania. Wezbrało w nim ono niby atak, zapłonęło mu w duszy drobną iskierką i nagle, jak płomień, zagarnęło go ze wszystkim. Wszystko się w nim zaraz rozluźniło, z oczu trysnęły łzy. Jak podcięty, powalił się na ziemię... Uklęknął pośrodku placu, pokłonił się do ziemi i ucałował tę brudną ziemię – z rozkoszą i szczęściem! Wstał i pokłonił się drugi raz. – A to się ululał! – zauważył nie opodal stojący chłopiec. Rozległ się śmiech. [...]Wszystkie te okrzyki i rozmowy powstrzymały Raskolnikowa, tak że wyrazy: „ja zabiłem”, już może gotowe wyrwać mu się z ust, zamarły w nim. Spokojnie jednak zniósł te wszystkie krzyki i nie oglądając się, ruszył wprost uliczką w stronę biura policji. [...] Serce w nim zamarło... Ale – oto już dotarł do fatalnego miejsca. Dosyć raźno wszedł na podwórko. Trzeba było iść na drugie piętro. „Będę tam szedł długo” – pomyślał. W ogóle zdawało mu się, że do fatalnej chwili jeszcze daleko, jeszcze dużo zostaje czasu, jeszcze dużo można przemyśleć. [...] Nogi pod nim się chwiały, uginały się, lecz niosły go. Zatrzymał się na chwilę, by złapać oddech, by ochłonąć, by wejść jak człowiek. „Ale po co? Na co? – pomyślał nagle, zdawszy sobie sprawę z tego odruchu. – Skoro już muszę wypić ten kielich, to czyż nie wszystko jedno? Im paskudniej, tym lepiej.” [...] Ilja Pietrowicz siedział przy stole i grzebał się w jakichś papierach. [...] Z pobielałymi ustami, z nieruchomym wzrokiem, cicho zbliżył się Raskolnikow do niego, podszedł tuż do stołu, oparł się ręką, chciał coś powiedzieć, ale nie mógł: dawały się słyszeć tylko jakieś bełkotliwe, nieartykułowane dźwięki. – Panu słabo! Krzesło! Niech pan siądzie na krześle, niechże pan siądzie! Wody! Raskolnikow usiadł na krześle, lecz nie spuszczał oczu z twarzy bardzo niemile zdziwionego Ilii Pietrowicza. Długą chwilę patrzyli wzajem na siebie i czekali. Przyniesiono wody. – To ja... – zaczął Raskolnikow.– Proszę się napić! Raskolnikow odsunął szklankę ręką i cicho, z przerwami, ale wyraźnie powiedział: – To ja wówczas zabiłem starą lichwiarkę i jej siostrę Lizawietę siekierą i ograbiłem.

12.05.2020 18:21

Odpowiedzi (0)

Potrzebujesz pomocy?

Rozprawki (Język polski)

Prywatność. Polityka prywatności. Ustawienia preferencji. Copyright: INTERIA.PL 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone.