Zwyczaje i konwenanse – ważny element kultury czy niepotrzebny anachronizm? Rozważproblem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do fragmentu Lalki, całej powieściBolesława Prusa oraz wybranego tekstu kultury. Twoja praca powinna liczyć co najmniej250 słów.

Bolesław Prus LalkaMikołaj zaczął podawać potrawy. Wokulski bez najmniejszego apetytu zjadł kilka łyżek chłodniku,zapił portweinem, potem spróbował polędwicy i zapił ją piwem. Uśmiechnął się, sam nie wiedzącczemu, i w przystępie jakiejś żakowskiej radości postanowił robić błędy przy stole. Na początekskosztowawszy polędwicy położył nóż i widelec na podstawce obok talerza. Panna Florentyna ażdrgnęła, a pan Tomasz z wielką werwą począł opowiadać o wieczorze w Tuileriach, podczas któregona żądanie cesarzowej Eugenii tańczył z jakąś marszałkową menueta. Podano sandacza, którego Wokulski zaatakował nożem i widelcem. Panna Florentyna o małonie zemdlała, panna Izabela spojrzała na sąsiada z pobłażliwą litością, a pan Tomasz... zaczął takżejeść sandacza nożem i widelcem.„Jacyście wy głupi!” – pomyślał Wokulski, czując, że budzi się w nim coś niby pogarda dla tegotowarzystwa. Na domiar odezwała się panna Izabela, zresztą bez cienia złośliwości:– Musi mnie papa kiedy nauczyć, jak się jada ryby nożem.Wokulskiemu wydało się to wprost niesmaczne.„Widzę, że odkocham się tu przed końcem obiadu...” – rzekł do siebie.– Moja droga – odpowiedział pan Tomasz córce – niejadanie ryb nożem to doprawdy przesąd...Wszak mam rację, panie Wokulski.– Przesąd?... nie powiem – rzekł Wokulski. – Jest to tylko przeniesienie zwyczaju z warunków, gdzieon jest stosowny, do warunków, gdzie nim nie jest.Pan Tomasz aż poruszył się na krześle.– Anglicy uważają to prawie za obrazę... – wydeklamowała panna Florentyna.– Anglicy mają ryby morskie, które można jadać samym widelcem; nasze zaś ryby ościste możejedliby innym sposobem...– O, Anglicy nigdy nie łamią form – broniła się panna Florentyna.– Tak – mówił Wokulski – nie łamią form w warunkach zwykłych, ale w niezwykłych stosują się doprawidła: robić, jak wygodniej. Sam zresztą widywałem bardzo dystyngowanych lordów, którzybaraninę z ryżem jedli palcami, a rosół pili prosto z garnka.Lekcja była ostra. Pan Tomasz jednak przysłuchiwał się jej z zadowoleniem, a panna Izabela prawie zpodziwem. Ten kupiec, który jadał baraninę z lordami i wygłaszał tak śmiało teorię posługiwania sięnożem przy rybach, urósł w jej wyobraźni. Kto wie, czy teoria nie wydała się jej ważniejszą aniżelipojedynek z Krzeszowskim.– Więc pan jest nieprzyjacielem etykiety? – spytała.– Nie. Nie chcę tylko być jej niewolnikiem.– Są jednak towarzystwa, w których ona przestrzega się zawsze.– Tego nie wiem. Ale widziałem najwyższe towarzystwa, w których o niej zapominano w pewnychwarunkach.Pan Tomasz lekko schylił głowę; panna Florentyna zsiniała, panna Izabela patrzyła na Wokulskiegoprawie życzliwie. Nawet więcej niż – prawie... Bywały mgnienia, w których marzyło się jej, żeWokulski jest jakimś Harun-al-Raszydem ucharakteryzowanym na kupca. W sercu jej budził siępodziw, nawet – sympatia. Z pewnością ten człowiek może być jej powiernikiem; z nim będzie mogłarozmawiać o Rossim.Po lodach, zupełnie zdetonowana, panna Florentyna została w jadalni, a reszta towarzystwa przeszłana kawę do gabinetu pana.Bolesław Prus, Lalka, Warszawa 1974

20.03.2022 14:01

Odpowiedzi (0)

Potrzebujesz pomocy?

Rozprawki (Język polski)

Prywatność. Polityka prywatności. Ustawienia preferencji. Copyright: INTERIA.PL 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone.