B. Prus Na wakacjach, bohater pierwszoplanowy i narrator opowieści o pożarze; "Był to przystojny blondyn, którego łagodne oczy mogły rozmarzyć niejedną kobietę. Mnie pociągał jego niewzruszony spokój i trzeźwość umysłu" - tak przedstawia go przyjaciel, dodając jeszcze, że był to człowiek niezwykle opanowany. Potwierdzeniem tego spostrzeżenia jest sprawozdanie z przebiegu wydarzeń. Narrator krytycznie ocenia wysiłki chłopów próbujących ratować chałupę, jak i wiejskie budownictwo narażone na pożary. Jest też samokrytyczny, gdyż przyznaje, iż do oglądania zdarzenia popchnęła go "filisterska ciekawość". Drobiazgowo analizuje swoje reakcje, gdy okazało się, że w płonącej chacie jest dziecko. Stwierdza, że drgnęło w nim serce, ale nie wyjaśnia, co poczuł: litość, współczucie, miłość bliźniego, poczucie obowiązku czy też wszystko naraz. Czuje, że powinien ratować dziecko, ale nie może zdobyć się na działanie, a rozwaga podsuwa mu argumenty: może dziecko już nie żyje, może go nie znaleźć w płonącej izbie, może zostać posądzonym o chęć popisania się i zostania tanim kosztem bohaterem. Ostatecznie z gniewem ocenia swe porywy jako "głupi sentymentalizm", stwierdza, że "szkoda surduta" i nie robi nic. Zwyciężają rozwaga, rozsądek, argumenty rozumu, trzeźwość, pragmatyzm, a także strach i egoizm. Pozostaje wstyd, bo prosta dziewczyna nie wahała się, nie kalkulowała i uratowała dziecko
Stanowisko bohatera pozostaje w noweli bez oceny, bez komentarza czy wyjaśnień. Jego wstyd jednak świadczy, że sam ocenia się krytycznie. Słowa "My już tacy!" można rozumieć różnie: zbyt chłodni, trzeźwi, praktyczni, mądrzy, ale niezdolni do porywów serca, uczuć, pozbawieni zapału, spontaniczności..