S. Żeromski Ludzie bezdomni, bohater główny; brat Wiktora, lekarz, za cel swojego życia uważa pomoc ubogim
Wygląd: O Judymie tak pisze w swoim pamiętniku Joasia Podborska: "Kiedy wsiadłam do przedziału i już zapłaciłam konduktorowi, dopiero spostrzegłam, że w rogu siedzi ten śliczny jegomość w cylindrze. To już trzeci raz go spotykam. Ścierał co chwila ręką parę i wyglądał przez oczyszczony kawałek szyby. Na co on czekał? Jeżeli to miała być kobieta, to jakaż jest szczęśliwa! Kto on jest? Co robi? Jak mówi? Jakież myśli kryją się w tej prześlicznej, w tej arcygłowie? Mam ciągle w oczach jego twarz zamyśloną i wyobrażenie całej postaci. Dziś na lekcji u F. bezwiednie i bez żadnego wysiłku, na pół wiedząc o tym co kreślę, zrobiłam ten profil o bardzo subtelnej kombinacji rysów, pełen harmonii i jakiejś walecznej siły". Judym to przystojny mężczyzna o pięknych, regularnych, subtelnych rysach twarzy
Życiorys: Urodził się w rodzinie szewca. Na wychowanie wzięła go ciotka, Wiktor (brat Tomasza) mówi o niej: "najpierwsza granda w Warszawie" (ciotka Tomasza była prostytutką). O życiu u niej, o swoim dzieciństwie i wczesnej młodości opowiada sam Judym: "Była już wtedy przekwitła, życia dawniejszego nie prowadziła, ale bywało u niej mnóstwo znajomych. Grało to w karty, piło. Przychodzili najrozmaitsi ludzie, młode i stare baby. Tam ja to rosłem «jak różyczka w ogródku»... - mówił z bolesnym uśmiechem. - Pierwszych lat byłem na posyłkach, froterowałem, czyściłem posadzki, myłem w kuchni garnki, rondle, nastawiałem samowary i latałem, latałem bez końca za sprawunkami. Jeszcze dziś pamiętam ten dom, te schody kuchenne! Ile ja tam cierpień... Może we dwa lata wzięła ciotka i wynajęła pokój w korytarzu z osobnym wejściem jednemu studentowi. Płacił niedużo, ale za to miał obowiązek mnie uczyć i przygotować do gimnazjum. Ten facet mię uczył sumiennie i przygotował. Radek się nazywał... Poszedłem do sztuby. Ciotka płaciła wpis, nie mogę powiedzieć, ale też za to używała na mnie, co się zmieści. Dowiedziałem się później, gdy byłem starszy, że dużo przegrała w karty. Wówczas nie rozumiałem wcale tego, co się tam działo. Doświadczałem tylko na sobie bez ustanku, że ciotka jest coraz bardziej skąpa i wściekła. Formalnie wściekła. Opanowywała ją czasami jakaś furia i gnała po pokojach, z jednego w drugi. Nie daj Boże wpaść jej wtedy w ręce! Sypiałem zawsze w przedpokoju, na sienniku, który wolno mi było przywlec z ciemnego pasażyka za pokojem ciotki wówczas dopiero, gdy się już wszyscy goście od niej wynieśli. Kładłem się spać późno w nocy, a wstawać musiałem najwcześniej ze wszystkich. Z czasem gości przychodziło coraz mniej, ale za to wynajęła trzy pokoje, do których wchodziło się ze wspólnego korytarza, sublokatorom. I wtedy nie wolno mi było kłaść się spać przed powrotem ostatniego z tych nędznych nocnych włóczykijów. Wstawać musiałem, gdy jeszcze wszyscy spali. Prał mię, kto chciał: ciotka, służąca, lokatorowie, nawet stróż w bramie wlepiał mi, jeśli nie kułaka w plecy, to przynajmniej słowo, często twardsze od pięści. I nie było apelacji. Moje lekcje, gdy Radek się wyprowadził po skończeniu budy, odrabiałem w kuchni, na stole zawalonym rondlami, wpośród ziemniaków i masła. Ileż to razy ciotka mię wyganiała precz, za byle winę! Ile razy musiałem błagać na klęczkach, żeby mię znowu przyjęła do swego "domu"! Czasami w przystępie świetnego humoru dawała mi swoje rozklapane trzewiki, w których ku szczerej radości całego gimnazjum chodzić musiałem. Trafiła się zima, kiedy sypało się w prunelowych pantoflach z wysokimi obcasami, albo inna, w której całym ciągu mogłeś był widzieć na śniegu ślad moich bosych nóg, choć niby to były okryte przyszwami. Jakem się tylko przywlókł do piątej klasy, bryknąłem stamtąd. Ale całe moje dzieciństwo, cała pierwsza młodość upłynęły w nieopisanym, wiecznym przestrachu, w głuchej nędzy, którą teraz dopiero pojmuję"
Judym od wczesnej młodości wiedział, że może liczyć przede wszystkim na siebie. Udało mu się ukończyć studia medyczne w Warszawie, a następnie wyjechać na praktykę do Paryża. Los ubogich zawsze go poruszał, sam pochodził z nizin, znał upokorzenia, jakich na co dzień doznają ludzie z tej warstwy. Dlatego po powrocie do Warszawy chciał nakłonić lekarzy, by pracowali nad poprawą bytu ubogich
Kiedy to się nie udało, na propozycję doktora Węglichowskiego, wyjechał do eleganckiego uzdrowiska w Cisach jako lekarz. Tam odnowił znajomość z poznaną w Paryżu Joasią Podborską, wraz z nią założył szpital dla chłopów, oprócz tego prowadził praktykę w uzdrowisku
Po awanturze z administratorem uzdrowiska, Krzywosądem, wyjechał do Zagłębia Dąbrowskiego, do swojego przyjaciela Korzeckiego, by tam leczyć górników. Rozstał się z Joasią, choć mieli się pobrać. Uważał, że w walce z nędzą nikt nie może mu przeszkadzać
Charakterystyka: Bezdomny w sensie duchowym; jest to człowiek ukształtowany, ma ok. 26-28 lat, po studiach medycznych i praktyce w Paryżu. Wiadomo, iż jest wykształcony, obyty, wrażliwy na piękno świata i sztuki. Ma też kompleksy, wynikające z pochodzenia. W obecności pań z arystokracji miesza się, traci pewność siebie i prowokująco opowiada o ojcu alkoholiku, szewcu z ulicy Ciepłej. Zachwyca się urodą, wykwintem kobiet z wyższych sfer. W ich obecności czuje się niezgrabny, ale pragnie z nimi przebywać, zachwyca go ich zachowanie, otaczająca je atmosfera, zazdrości im takiego życia
Mimo szlachetnych idei, Judym nie jest postacią w pełni pozytywną. Działa z powodu swego kompleksu niższości, kompleksu człowieka ubogiego, który widzi możliwość zerwania z własną sferą tylko poprzez jej całkowitą likwidację. To dlatego Judym chce za wszelką cenę poprawić los ludzi, żyjących w skrajnej nędzy. Kieruje się emocjami, a nie rozsądkiem - dla fachowców-lekarzy nie jest partnerem w dyskusji, ale rozhisteryzowanym fanatykiem idei poprawy losu biedoty. W rozmowie z kolegami lekarzami w jednym z warszawskich salonów, Judym nie używa racjonalnych, konkretnych argumentów, nie umie być rzeczowy, zbyt się angażuje osobiście, ujawnia swoją psychiczną słabość i dlatego nie jest traktowany poważnie
Mimo że pochodzi z warstwy ubogich rzemieślników, bardzo się od nich oddalił. Z rodziną brata nie łączą go właściwie żadne więzi uczuciowe. Chce działać sam, bez udziału samych zainteresowanych w poprawie swego losu. Nie docenia siły, która tkwi w ludziach ubogich, pragnących wyrwać się z nędzy
Judym nie umie właściwie ocenić ani własnych atutów i możliwości, ani ograniczeń. Zdobył za granicą cenne wykształcenie i doświadczenie, którego nie potrafi wykorzystać w pracy dla kraju. Załamują go już pierwsze niepowodzenia, ucieka z Cisów właśnie wtedy, kiedy byłby tam najbardziej potrzebny. Nie walczy do końca. A wcześniej - przed walką - nie stara się pozyskać sojuszników w ludziach, którzy mają możliwość podejmowania ważnych decyzji (tak jest w przypadku jego stosunków z Węglichowskim i Krzywosądem)
Judym wyraźnie przecenia swe siły, kilkakrotnie udowadniając słabość i brak konsekwencji działania. Opuszcza Warszawę, ponieważ nie potrafi pozyskać pacjentów - został odrzucony przez środowisko lekarskie, a nie potrafił wiedzą i umiejętnościami udowodnić swej wartości. Ucieka z Cisów, bo tu również jego działalność nie cieszyła się powodzeniem, mimo że przecież przynosiła konkretne efekty (bardzo potrzebny szpital dla ubogich). W ostatniej scenie Judym wygląda na człowieka zmęczonego i załamanego
Bohater nie potrafi docenić nawet tak wielkiego szczęścia, jakim jest szczere uczucie Joasi. Niszczy je, mając świadomość, że przyczynia się tym samym do tragedii dziewczyny, która utraci nadzieję na dom i szczęśliwą rodzinę
Rola w utworze: Przykład społecznika, ideowca, ktory ponosi klęskę. Symbolem wnętrza bohatera w ostatniej scenie powieści jest rozdarta sosna. Nie wiadomo, jaką drogę doktor wybierze i czy wyciągnie naukę z dotychczasowych doświadczeń